– Czy nie dlatego pan przyszedl? Nie otrzymal pan wiadomosci, ktora panu zostawil w panskiej komendzie okregowej?

– W wydziale East Valley?

– Tak, dzwonil dzisiaj z samego rana, zalezalo mu na spotkaniu z panem. Ale pana jeszcze nie bylo. Probowalismy w domu, ale nikt nie odpowiadal.

– Nie wrocilem dzisiaj do East Valley – wyjasnil Dan. – Nie otrzymalem zadnej wiadomosci. Przyszedlem tutaj, bo musze jak najszybciej porozmawiac z panem Boothe’em.

– Och, wiem, ze on podziela panskie pragnienie – oznajmila pani Hudspeth. – Wlasnie mam tutaj kopie jego rozkladu zajec na dzisiaj… gdzie bedzie i o jakiej godzinie… i prosil mnie, zebym udostepnila ja panu, jesli pan sie zjawi. Nalegal, zeby pan sprobowal spotkac sie z nim w dogodnym miejscu i czasie.

W porzadku. To juz lepiej. Boothe jednak byl zdesperowany, tak zdesperowany, ze mial nadzieje albo przekupic Dana, albo namowic do posredniczenia pomiedzy soba a tym szczegolnym diablem, ktory scigal ludzi z szarego pokoju. Nie uciekal ani nie ukrywal sie w jakims zagranicznym porcie, poniewaz doskonale wiedzial, ze ucieczka ani kryjowka nic nie pomoga. Prowadzil interesy jak zwykle, poniewaz alternatywa – gapienie sie w sciane i czekanie na To – byla po prostu nie do przyjecia.

Pani Hudspeth podeszla do ogromnego henredonowskiego biurka, otworzyla skorzany folder i wyjela pierwszy arkusz papieru – rozklad dnia szefa. Przejrzala go i powiedziala:

– Niestety nie zlapie go pan tam, gdzie jest teraz, a potem przez jakis czas bedzie sie przemieszczal… oczywiscie limuzyna… wiec chyba najwczesniej moze pan spotkac sie z nim o czwartej.

– To dopiero za godzine i kwadrans. Na pewno nie moge go zlapac wczesniej?

– Niech pan sam zobaczy. – Podala mu rozklad zajec. Miala racje. Gdyby jezdzil po miescie za Boothe’em, nigdy nie zdazylby go dogonic: wydawca byl zajetym czlowiekiem. Lecz wedlug rozkladu o czwartej powinien byc w domu.

– Gdzie on mieszka?

Zapisal sobie adres w Bel Air, ktory podala pani Hudspeth.

Kiedy skonczyl pisac, zamknal notesik i podniosl wzrok, przygladala mu sie uwaznie. W jej oczach blyszczala powsciagana ciekawosc. Widocznie zdawala sobie sprawe, ze dzieje sie cos niezwyklego, ale Boothe tym razem nie dopuscil jej do sekretu, wiec musiala przywolac na pomoc cala dystynkcje i opanowanie, zeby nie wyciagac z Dana informacji. Ponadto zzeral ja lek, ktory do tej pory ukrywala, teraz jednak wyplynal na powierzchnie niczym rozdety trup topielca, wynurzajacy sie z mrocznej glebi. Niepokoj tej miary mogla odczuwac tylko wtedy, kiedy wiedziala, ze sam Boothe czegos sie leka, on zas pozwolilby jej dostrzec wlasne obawy tylko wtedy, jesli nie potrafil ich ukryc. Twardy, sprytny biznesmen nie moze ukryc wlasnych emocji tylko wtedy, jesli granicza z panika.

Mlody kierownik – albo ludzki odpowiednik psa obronnego – wrocil i odprowadzil Dana z powrotem do recepcji. Uzbrojony straznik wciaz stal czujnie obok wind.

Piekna, lecz zimna recepcjonistka stukala z wielka szybkoscia na klawiaturze komputera. W wyciszonej akustyce pokoju niemal bezglosne klawisze wydawaly miekkie klikniecia, ktore kojarzyly sie Danowi z brzekiem kostek lodu w szklance.

Film rozpoczal sie przed dziesiecioma minutami, ku wielkiej uldze Laury, poniewaz teraz byli rownie anonimowi jak inne niewyrazne sylwetki widzow, rozparte w fotelach z wysokimi oparciami.

Melanie patrzyla przed siebie z takim samym wyrazem twarzy jak wczesniej, przed rozpoczeciem projekcji. Odblask z ekranu rozswietlal jej twarz. Znieksztalcone odbicia klatek filmu przesuwaly sie po jej rysach i barwily jej policzki sztucznym, przelotnym rumiencem, ale przez reszte czasu w tym dziwnym oswietleniu wydawala sie jeszcze bledsza niz zwykle.

Przynajmniej nie spi, pomyslala Laura.

A potem zastanowila sie, co takiego wiedzial Dan Haldane. Wiecej niz jej powiedzial. Tego byla pewna.

Siedzacy po drugiej stronie dziewczynki Earl Benton siegnal pod marynarke i ukradkiem upewnil sie, czy rewolwer tkwi w kaburze pod pacha i czy daje sie gladko wyciagnac. Laura zauwazyla, ze sprawdzal bron dwukrotnie jeszcze przed poczatkiem filmu; wiedziala, ze sprawdzi ponownie za kilka minut. Ten nerwowy odruch u czlowieka, ktory zazwyczaj nie zachowywal sie w taki sposob, wymownie swiadczyl o jego zaniepokojeniu.

Oczywiscie, gdyby To odnalazlo ich w kinie i gdyby wreszcie postanowilo zabrac Melanie, nawet najszybszy rewolwerowiec swiata nie moglby jej obronic.

Majac godzine i kwadrans wolnego czasu do spotkania z Palmerem Boothe’em w Bel Air, Dan postanowil wpasc na posterunek w Westwood, gdzie poprzedniego wieczoru wniesiono oskarzenie przeciwko Wexlershowi i Manuellowi. Dwoch detektywow zatrzymano wylacznie na podstawie zaprzysiezonego oswiadczenia Earla Bentona, wiec Dan chcial dolozyc wlasne zeznanie jako nastepna klodke na drzwiach ich celi. Zostawil Rossa Mondale’a w przeswiadczeniu, ze nie oskarzy Wexlersha i Manuella o napasc z usilowaniem zabojstwa, obiecal nawet, ze Earl wycofa swoje zarzuty po kilku dniach, kiedy obie McCaffrey beda bezpieczne, ale klamal. Jezeli nie osiagnie nic wiecej w tej sprawie, jezeli nie zdola uratowac Laury i Melanie, przynajmniej zobaczy Wexlersha i Manuella za kratkami i Rossa Mondale’a zniszczonego.

Na posterunku oficer prowadzacy sprawe, niejaki Herman Dorft, ucieszyl sie na widok Dana. Jednego tylko pragnal bardziej niz zeznania Dana, mianowicie zeznania Laury McCaffrey. Zmartwila go wiadomosc, ze doktor McCaffrey bedzie nieosiagalna w najblizszej przyszlosci. Zabral Dana do malego pokoju przesluchan z poobijanym biurkiem, terminalem komputerowym, stolem i piecioma krzeslami. Zaproponowal, ze dostarczy albo stenografa, albo magnetofon.

– Znam ten tryb postepowania tak dobrze – powiedzial Dan – ze wolalbym sam spisac zeznanie. Skorzystam z komputera, jesli pan pozwoli.

Herman Dorft usluznie zostawil Dana samego z komputerem, z ostrym jarzeniowym swiatlem i bebnieniem deszczu o dach, z gryzacym odorem stechlego dymu papierosowego, ktory osiadl na scianach cienka zoltawa warstwa od czasu ostatniego malowania.

Dwadziescia minut pozniej Dan wlasnie skonczyl pisac zeznanie i chcial poszukac policyjnego notariusza, w ktorego obecnosci zamierzal podpisac tekst, kiedy drzwi sie otwarly i Michael Seames, agent FBI, wkroczyl do srodka.

– Witam – powiedzial.

Zdaniem Dana poszczegolne czesci ciala Seamesa nadal nie pasowaly do siebie: mial twarz trzydziestolatka, ale pochylone ramiona i sztywne ruchy upodabnialy go do dlugoletniego klienta opieki spolecznej.

– Szukalem pana, Haldane.

– Dobry dzien na ryby, he? – rzucil Dan i wstal.

– Gdzie sa pani McCaffrey i Melanie? – zapytal Seames.

– Trudno uwierzyc, ze jeszcze kilka lat temu wszyscy martwili sie susza. Teraz co roku zima jest bardziej deszczowa.

– Dwaj detektywi oskarzeni o usilowanie zabojstwa, policja pogwalcila prawa obywateli, potencjalne naruszenie bezpieczenstwa narodowego… teraz Biuro ma mnostwo powodow, zeby wkroczyc w te sprawe, Haldane.

– Osobiscie buduje sobie arke – zakonczyl Dan, wzial wydrukowane zeznanie i ruszyl do drzwi.

Seames nie ustapil mu z drogi.

– I wkroczylismy. Nie jestesmy juz tylko obserwatorami. Skorzystalismy z prawa federalnej jurysdykcji przy tych zabojstwach.

– Bardzo slusznie – pochwalil Dan.

– Pan oczywiscie ma obowiazek wspolpracowac z nami.

– Z gory sie ciesze – zapewnil Dan, marzac, zeby Seames wyniosl sie wreszcie do diabla.

– Gdzie sa pani McCaffrey i Melanie? – powtorzyl agent.

– Pewnie w kinie.

– Do cholery, Haldane…

– W taka paskudna pogode raczej nie poszly na plaze ani do Disneylandu, ani na piknik do parku Griffitha, wiec czemu nie do kina?

– Zaczynam myslec, ze jestes zwykly gnojek, Haldane.

– No, pocieszylo mnie przynajmniej, ze pan zaczyna myslec.

– Kapitan Mondale ostrzegal mnie przed panem.

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату