szukal. Oderwal pluskwe, wrzucil ja w kolczasty zywoplot na frontowym podworzu przed wielkim bladozoltym hiszpanskim domem, ponownie usiadl za kierownica, zatrzasnal drzwi i odjechal pelnym gazem. Przez nastepne skrzyzowania ciagle spogladal we wsteczne lusterko z obawy, ze agenci podjechali blizej i widzieli, jak wyrzucal pluskwe, i teraz go nie spuszczaja z oka. Ale nikt go nie scigal.

Mial przemoczone buty i nogawki spodni, mnostwo wody nakapalo mu za kolnierz, kiedy schylal sie i wykrecal, zeby dosiegnac roznych zakamarkow karoserii. Zeby mu szczekaly, przechodzily go fale dreszczy.

Podkrecil ogrzewanie w samochodzie do najwyzszego poziomu. Ale to byl tani miejski gruchot i nawet kiedy wyposazenie dzialalo, nie dzialalo dobrze. Nawiew dmuchnal mu w twarz cieplawym, wilgotnym, lekko cuchnacym powietrzem, jakby samochod mial nieswiezy oddech. Dan dygotal przez cala droge na wzgorza Bel Air, dygotal, kiedy krazyl splatana siecia bardzo prywatnych uliczek i kiedy wreszcie znalazl posiadlosc Boothe’a przy uliczce najdalszej i najbardziej zacisznej.

Za rzedem masywnych sosen i debow, niemal rownie poteznych jak iglaste olbrzymy, wznosil sie ceglany mur barwy starej krwi, mierzacy od siedmiu do osmiu stop wysokosci, kryty czarnym lupkiem i uwienczony czarnymi zelaznymi szpikulcami. Mur byl tak dlugi, jakby otaczal teren jakiejs instytucji – uniwersytetu, szpitala, muzeum – nie prywatnej rezydencji. Wkrotce jednak Dan dotarl do miejsca, gdzie ceglane fortyfikacje zakrecaly lukiem po obu stronach podjazdu, prowadzily wzdluz niego na odcinku dwudziestu stop i konczyly sie wspaniala zelazna brama.

Krzyzujace sie prety bramy mialy dwa cale grubosci. Cala konstrukcja, flankowana i zwienczona misternie kutymi zelaznymi wolutami oraz fleursdelis, wygladala pieknie, elegancko i imponujaco – i dosc solidnie, zeby wytrzymac kazde bombardowanie.

Przez chwile Dan myslal, ze bedzie musial wyjsc na deszcz i szukac guzika domofonu, ale potem zauwazyl budke straznika, zrecznie ukryta w lukowej krzywiznie muru. Straznik w kaloszach i szarej pelerynie z naciagnietym kapturem wyszedl zza ceglanej scianki, ktora maskowala drzwi do jego malego krolestwa; dopiero teraz Dan zauwazyl okragle okno, przez ktore straznik widzial nadjezdzajacego sedana.

Mezczyzna podszedl prosto do samochodu, zapytal, w czym moze pomoc, sprawdzil tozsamosc Dana i poinformowal go, ze jest oczekiwany.

– Otworze brame, poruczniku. Niech pan jedzie glownym podjazdem i zaparkuje na kregu przed frontem domu.

Dan podniosl szybe, a straznik wrocil do budki. Po chwili kolosalne skrzydla bramy rozwarly sie do wewnatrz z majestatycznym wdziekiem. Przejezdzajac pomiedzy nimi, Dan doznal dziwacznego, wrecz fantastycznego wrazenia, ze rezydencja nie znajduje sie w tym samym swiecie, ktory znal, tylko w innym, lepszym wymiarze; brama strzegla magicznego portalu, ktory przenosil czlowieka do krainy dziwow i cudow.

Posiadlosc Boothe’a zajmowala jakies osiem do dziesieciu akrow i z pewnoscia nalezala do najwiekszych w Bel Air. Podjazd wznosil sie lagodnie, po czym zakrecal w lewo przez doskonale utrzymane tereny parkowe. Dom, zbudowany w miejscu, gdzie podjazd tworzyl kolo, wygladal tak, jakby mogl tam zamieszkac Bog – gdyby wystarczylo Mu pieniedzy. Przypominal jedna z tych magnackich siedzib w filmach umiejscowionych w Anglii, jak „Rebeka” czy „Odwiedziny w Brideshead”: ogromna ceglana bryla z granitowymi naroznikami i parapetami okien, trzypietrowa, z mansardowym dachem o licznych szczytach, krytym czarnymi lupkowymi dachowkami, z czesciowo widocznymi skrzydlami i calkiem niewidocznymi skrzydlami, ktore wyrastaly pod rozmaitymi katami z frontowej czesci budynku. Dwanascie stopni pod portykiem prowadzilo do zabytkowych podwojnych drzwi wejsciowych, ktore niewatpliwie kosztowaly zycie co najmniej jednego duzego drzewa albo dwoch mniejszych.

Dan zaparkowal obok fontanny z wapienia stojacej posrodku kolistego placyku. W tej chwili fontanna nie dzialala, chociaz wygladala zupelnie jak dekoracja do sceny milosnej z Cary Grantem i Audrey Hepburn w jakims starym filmie o europejskich romansach i intrygach.

Dan wspial sie po stopniach, a jedno skrzydlo drzwi otwarlo sie, zanim zdazyl odszukac dzwonek. Widocznie straznik przy bramie zadzwonil i uprzedzil o jego wizycie.

Westybul byl tak wielki i wspanialy, ze Dan mogl mieszkac tam wygodnie do konca zycia, nawet gdyby ozenil sie i splodzil dwojke dzieci.

Sluzacy o cichym glosie z brytyjskim akcentem, ubrany w szary garnitur, biala koszule i czarny krawat zamiast tradycyjnego stroju filmowych kamerdynerow, zabral ociekajacy woda plaszcz Dana i przez uprzejmosc nie spojrzal krzywo na jego wilgotne, zmiete, nieswieze ubranie.

– Pan Boothe oczekuje pana w bibliotece – oznajmil kamerdyner.

Dan spojrzal na zegarek. Trzecia piecdziesiat piec. Na skutek zwloki, ktora wynikla z koniecznosci usuniecia nadajnika, nie przyszedl za wczesnie. Ponownie doznal naglacego przeczucia, ze czas ucieka.

Kamerdyner poprowadzil go przez szereg rozleglych, sennych pokojow – kazdy umeblowany bardziej ozdobnie i wykwintnie od poprzedniego – po starozytnych perskich dywanach i chinskich kobiercach. Kasetonowe sufity z intarsjami wygladaly na importowane z klasycznych palacow Europy. Przechodzili przez cudownie rzezbione drzwi i mijali obrazy impresjonistow pedzla wszystkich mistrzow tej szkoly (Dan nie mial powodu podejrzewac, zeby choc jeden byl kopia lub reprodukcja).

Bogactwo antykow i piekno calego domu zapieraly dech w piersiach, jednak kolejne rajskie komnaty budzily w Danie narastajacy niepokoj. Wyczuwal potezne i zlowrogie sily, drzemiace w czujnej gotowosci tuz za scianami i pod podloga, jakims szostym zmyslem odbieral zlowrogi szum kolosalnej maszynerii ukrytej gdzies w poblizu. Chociaz dom zbudowano bez ogladania sie na koszty, chociaz urzadzono go z doskonalym smakiem, chociaz zostal zaprojektowany na imponujaca skale – a moze wlasnie z powodu tych nadludzkich proporcji – panowala w nim przytlaczajaca sredniowieczna atmosfera.

Co wiecej, Dan mimo woli zastanawial sie ponuro, jakim sposobem Palmer Boothe – czlowiek dostatecznie wrazliwy i wyrafinowany, zeby doceniac uroki tego domu – mogl skazac mala dziewczynke na okropnosci szarego pokoju. Ta sprzecznosc swiadczyla o wybitnie dwoistej naturze, co graniczylo wrecz ze schizofrenicznym rozszczepieniem osobowosci. Doktor Jekyll i mister Hyde. Wielki wydawca, liberal i filantrop, ktory noca grasuje po ciemnych uliczkach ze sztyletem ukrytym w niewinnej na pozor lasce.

Kamerdyner otworzyl jedno skrzydlo ciezkich, wykladanych boazeria drzwi biblioteki, wszedl pierwszy i zapowiedzial Dana. Dan z lekkim, lecz wyraznym drzeniem wkroczyl pomiedzy regaly, ktore otaczaly wejscie. Kamerdyner wycofal sie natychmiast i zamknal za soba drzwi.

Dwadziescia piec stop w gorze bogato rzezbiony mahoniowy sufit opadal lukiem do wysokich na dziesiec stop mahoniowych regalow wypelnionych ksiazkami; dostep do pozycji na gornych polkach umozliwiala biblioteczna drabinka. Na drugim koncu pokoju ogromne oszklone drzwi zajmowaly jedyna sciane nie zakryta w calosci przez ksiazki; za szklem rozciagal sie widok na bujne ogrody, chociaz ciezkie zielone draperie zaslanialy ponad polowe szyb. Perskie dywany zdobily drewniana podloge wypolerowana na wysoki polysk, a grubo wyscielane fotele ustawione w grupkach zapewnialy wygode i elegancje. Na biurku, duzym prawie jak lozko, lampa z barwionego szkla od Tiffany’ego rzucala tak cudownie nasycone swietlne desenie, jakby zrobiono ja z drogocennych klejnotow, nie ze zwyklego szkla. Zza tego biurka, przez czerwono – zielono – niebiesko – zolte smugi lagodnego blasku, wyszedl Palmer Boothe, zeby powitac goscia.

Boothe mial szesc stop wzrostu, szerokie ramiona i klatke piersiowa, waska talie. Sporo po piecdziesiatce, wygladal i zachowywal sie jak znacznie mlodszy czlowiek. Twarz mial zbyt waska i rysy zbyt wydluzone, zeby nazwac go przystojnym. Jednak ascetyczna surowosc waskich ust i cienkiego, prostego nosa oraz szlachetne linie szczeki i kosci policzkowych calkowicie usprawiedliwialy pochlebny przymiotnik „dystyngowany”.

Podchodzac z wyciagnieta reka, Boothe powiedzial:

– Poruczniku Haldane, tak sie ciesze, ze pan przyszedl.

Zanim Dan polapal sie w sytuacji, juz potrzasal dlonia Boothe’a, chociaz powinno go odrzucic na sama mysl o dotknieciu tego sliskiego gada. W dodatku spostrzegl, ze manipulowano nim, zeby zareagowal na Boothe’a czesciowo jak wasal z nieznanych przyczyn dopuszczony na dwor krola, czesciowo jak ceniony znajomek wezwany przez szlachcica, na ktorego pochwale pragnal zasluzyc, wypelniajac poslusznie kazde polecenie, zeby tylko zdobyc jego przyjazn. W jaki sposob przeprowadzono te subtelna manipulacje, pozostalo dla Dana tajemnica. I wlasnie dlatego Palmer Boothe mial grube miliony, natomiast Dan robil zakupy czesciej w tanich supermarketach niz w ekskluzywnych sklepach. W kazdym razie juz na poczatku tego spotkania cholernie szybko wypadl z roli twardego gliniarza, ktory przyszedl skopac komus tylek.

Dan zauwazyl jakis ruch w ciemnym kacie pokoju. Odwrocil sie i zobaczyl wysokiego, chudego mezczyzne o jastrzebiej twarzy, ktory podniosl sie z fotela, trzymajac w reku szklanke whisky z lodem. Chociaz dzielilo ich dwadziescia stop, niezwykle jasne i skupione oczy mezczyzny nawet na odleglosc zdradzaly najwazniejsze cechy

Вы читаете Drzwi Do Grudnia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату