jatki.
On jednak milczal, poniewaz chcial, zeby troche sie spocili. Poza tym w glowie mial taki zamet, ze na razie wolal sie nie odzywac.
Morderstwo, jak wiedzial, bylo ludzka rzecza, rownie uniwersalna jak milosc. Mordercze sklonnosci wystepowaly u lagodnych i potulnych, dobrych i niewinnych, chociaz moze ukryte glebiej niz u innych. Odkrycie tych sklonnosci u Melanie McCaffrey nie zdziwilo go bardziej niz u licznych zabojcow, ktorych przez lata wsadzal do wiezienia – chociaz wprawilo go w rozterke i glebokie przygnebienie.
To prawda, ze mordercze instynkty Melanie byly bardziej zrozumiale niz w wiekszosci wypadkow. Uwieziona, torturowana fizycznie i psychicznie, pozbawiona milosci, ciepla i zrozumienia, traktowana bardziej jak laboratoryjna malpka niz ludzka istota, skazana na dlugie lata fizycznego i emocjonalnego bolu, wyhodowala w sobie nadludzka furie i nienawisc, twarda jak diament i palaca jak ogien, ktora mogla zaspokoic tylko krwawa, brutalna zemsta. Moze jej furia i nienawisc – i potrzeba rozladowania tych gwaltownych emocji – przyczynily sie do psychicznego przelomu w takim samym stopniu, jak cwiczenia i surowe warunki narzucone przez ojca.
Teraz scigala swoich dreczycieli, krucha dziewiecioletnia dziewczynka, morderczyni rownie grozna i skuteczna jak Kuba Rozpruwacz czy czlonkowie Rodziny Mansona. Lecz nie byla calkowicie zdeprawowana. Dan uczepil sie tej mysli. Widocznie jakas czesc jej umyslu zareagowala ze zgroza i wstretem na te jatke. Przerazona wlasnymi krwawymi czynami, Melanie uciekla w katatonie, schronila sie w ciemnym miejscu, gdzie mogla ukryc straszna prawde o morderstwach przed swiatem… i nawet przed soba. Dopoki zachowala sumienie, nie zmienila sie jeszcze w bestie i moze wciaz istniala dla niej nadzieja wyleczenia.
To ona opanowala wtedy kuchenne radio. Nie mogla zrzucic z siebie ciezkiego brzemienia winy, ktore uwiezilo ja w mrocznym quasiautystycznym swiecie, nie mogla zdobyc sie na przyznanie do swoich czynow, mogla jednak wysylac przez radio ostrzezenia i prosby o pomoc. To wlasnie oznaczaly te wiadomosci: „Pomoz mi, powstrzymaj mnie. Pomoz mi. Powstrzymaj mnie”.
A traba powietrzna pelna kwiatow oznaczala… co? Nie zadna grozbe, oczywiscie. Laura i Earl odebrali ja jako grozbe tylko dlatego, ze nie zrozumieli. Nie, wir obladowany kwiatami stanowil zalosny, rozpaczliwy wyraz milosci Melanie do matki.
Milosc do matki.
W tej milosci dziewczynka mogla znalezc zbawienie.
Boothe zniecierpliwil sie milczeniem Dana.
– Kiedy dokonala przelomu, kiedy wreszcie odrzucila wszelkie cielesne ograniczenia, kiedy odkryla swoje wielkie moce i nauczyla sie nimi poslugiwac, powinna okazac nam wdziecznosc. Ta zepsuta mala dziwka powinna byc wdzieczna ojcu i nam wszystkim, ktorzy pomoglismy jej stac sie czyms wiecej niz dzieckiem, czyms wiecej niz czlowiekiem.
– Zamiast tego – zaskomlal zalosnie Uhlander – ten wredny bachor zwrocil sie przeciwko nam.
– Wiec wynajeliscie Neda Rinka, zeby ja zabil – dokonczyl Dan.
Boothe jak zwykle szybko znalazl usprawiedliwienie.
– Nie mielismy wyboru. Ona byla nieskonczenie cenna, chcielismy ja zbadac i zrozumiec. Ale wiedzielismy, ze nam zagraza, wiec po prostu nie moglismy ryzykowac, zeby znowu ja zamknac i badac.
– Nie chcielismy jej zabic – oswiadczyl Uhlander. – Przeciez to myja stworzylismy. My sprawilismy, ze tym sie stala. Ale musielismy ja usunac. Z ostroznosci. W samoobronie. Zmienila sie w potwora.
Dan popatrzyl na Uhlandera i Boothe’a takim wzrokiem, jakby zagladal przez prety klatki w zoo, i to jakiegos kosmicznego zoo na odleglej planecie, poniewaz ten swiat nie mogl chyba stworzyc istot rownie dziwacznych, okrutnych i bezlitosnych jak oni.
– Melanie nie jest potworem – syknal. – Potwory to wy. Podniosl sie, zbyt wzburzony, zeby usiedziec na miejscu, i stal z opuszczonymi dlonmi zacisnietymi w piesci.
– Czegoscie sie spodziewali, do cholery, kiedy ona wreszcie osiagnela ten przelom? Mysleliscie, ze powie: „Och, dziekuje wam bardzo, jak moge sie wam odwdzieczyc, jakie zyczenia mam spelnic, jakie zadania wykonac?”. Mysleliscie, ze ona bedzie jak dzinn wypuszczony z lampy, gorliwie sluzacy temu, kto potarl mosiezna podstawke? – Zorientowal sie, ze krzyczy, i probowal znizyc glos, ale daremnie. – Na litosc boska, przeciez wieziliscie ja przez szesc lat! Torturowaliscie ja! Myslicie, ze wiezniowie zwykle sa wdzieczni swoim dozorcom i oprawcom?
– To nie byly tortury! – zaprotestowal Boothe. – To bylo… szkolenie. Trening. Naukowo przyspieszona ewolucja!
– Pokazywalismy jej Droge – dodal Uhlander.
Melanie zamamrotala.
Laura ledwie slyszala glos corki, zagluszony przez muzyke i pisk opon na filmie. Przysunela sie blizej do dziewczynki.
– O co chodzi, skarbie?
– Drzwi… – szepnela Melanie.
W pulsujacym swietle z ekranu Laura zobaczyla, ze oczy dziewczynki znowu sie zamykaja.
– Drzwi…
Za szklanymi drzwiami noc zapadla w Beverly Hills. Boothe podszedl do baru po dolewke burbona. Uhlander rowniez wstal. Stanal za biurkiem i wpatrywal sie w mozaike kolorow na kloszu lampy od Tiffany’ego. Dan zapytal:
– Co to sa te „drzwi do grudnia”, te drzwi, ktore otwieraja sie na inna pore roku niz wszystkie drzwi i okna w domu? Czytalem o tym w panskiej ksiazce. Napisal pan, ze to paradoksalny obraz stosowany jako klucz do psychiki, ale nie zdazylem dokonczyc rozdzialu i zreszta nie calkiem zrozumialem te koncepcje.
Uhlander odpowiedzial, nie podnoszac wzroku znad lampy:
– W ramach treningu, zeby przyzwyczaic Melanie do postrzegania wszystkiego jako mozliwe, zeby otworzyc ja na fantastyczne pomysly w rodzaju projekcji astralnej, przedstawiono jej specjalnie skonstruowane koncepcje, na ktorych miala sie koncentrowac podczas dlugich sesji w komorze deprywacji sensorycznej. Kazda koncepcja stanowila niemozliwa sytuacje… starannie zaprojektowany paradoks. Jak te drzwi do grudnia, o ktorych pan czytal. Zgodnie z moja teoria twierdzilem… nadal twierdze, ze te cwiczenia rozciagajace umysl pomagaja ludziom, ktorzy pragna rozwinac swoj potencjal psychiczny. To dobra metoda, zeby nauczyc sie wychodzenia poza oczywistosc, zeby przystosowac swoj swiatopoglad do zaakceptowania rzeczy, ktore dotad uwazalismy za niemozliwe.
Boothe odezwal sie od baru:
– Albert jest genialny. Przez lata opracowywal synteze nauki i okultyzmu. Odkryl miejsca, gdzie krzyzuja sie te dziedziny. Ma nam tyle do przekazania, tyle do nauczenia. Nie wolno mu umrzec. Dlatego nie moze pan pozwolic, poruczniku, zeby ta mala dziwka nas zabila. Obaj mozemy tyle dac swiatu.
Uhlander nadal wpatrywal sie w barwne jak klejnoty szkielka lampy.
– Poprzez wizualizacje niemozliwosci, pracujac ciezko, zeby kazda z tych dziwacznych koncepcji wydawala sie realna, mozliwa i znajoma, mozemy w koncu uwolnic swoje sily psychiczne z umyslowej klatki, w ktorej zamknelismy je na klodke naszej spolecznie nabytej, kulturowo narzuconej niewiary. Najlepiej, jesli wizualizacja zachodzi podczas glebokiej medytacji lub pod hipnoza, co pozwala w pelni skoncentrowac mysli. Tej teorii nigdy nie udowodniono. Poniewaz naukowcy nie zgadzaja sie na poddawanie ludzkich podmiotow dlugim i niekiedy bolesnym procesom, koniecznym do przeksztalcenia psychiki.
– Szkoda, ze nie mieszkal pan w Niemczech, kiedy nazisci byli u wladzy – rzucil z gorycza Dan. – Na pewno dostarczyliby setki ludzkich podmiotow do tak interesujacego eksperymentu i gwizdaliby na to, w jaki sposob pan przeksztalca ich psychike.
Uhlander ciagnal, jak gdyby nie uslyszal obelgi:
– Ale wtedy z Melanie, przez lata wprowadzanej w narkotycznie wywolane stany przedluzonej i intensywnej koncentracji, i jeszcze te dlugie sesje w komorze deprywacji sensorycznej… no, to byly idealne warunki i wreszcie osiagnelismy przelom.
Oprocz drzwi do grudnia istnialy inne rozciagajace umysl cwiczenia, wyjasnial okultysta. Czasami kazano dziewczynce koncentrowac sie na schodach, ktore prowadzily tylko na boki.
– Prosze sobie wyobrazic ogromne, wiekowe wiktorianskie schody z bogato rzezbiona porecza – mowil Uhlander. – Nagle uswiadamia pan sobie, ze ani nie wchodzi pan wyzej, ani nie schodzi nizej. Zamiast tego idzie pan po schodach, ktore prowadza tylko w bok, ktore nie maja poczatku ani konca.