Nadal tropili ja w lesnej gluszy albo juz dawno rozerwali na strzepy, lecz wciaz pozostawali w stanie regresywnym, gdyz odczuwali krwiozercze podniecenie.
Mimo chlodu Loman oblal sie nagle potem.
Chcial… pragnal…
Dzisiaj Shaddack powiedzial mu, ze Chrissie spoznila sie na szkolny autobus i wrociwszy do domu przylapala rodzicow na eksperymentach z nowymi mozliwosciami. Postanowili wiec przyspieszyc jej Zmiane. A moze Fosterowie klamali, chcac tylko chronic wlasne tylki? Moze dziewczynka zaskoczyla ich w glebokiej regresji, co pragneli ukryc przed Shaddackiem, ktory uznalby ich za degeneratow wsrod Nowych Ludzi.
Zmiana miala na celu wyniesienie rodzaju ludzkiego na wyzyny ewolucji.
Regresja jednakze byla wynaturzeniem mocy, jaka dawala Zmiana, a ci, ktorzy jej ulegli, stali sie wyrzutkami. Regresywni znajdujacy podniete w krwawych zabojstwach nalezeli do najgorszej kategorii psychopatow.
Znow uslyszal odlegle krzyki.
Poczul przyjemny dreszcz i owo potezne pragnienie, by zrzucic ubranie, pochylic sie nad ziemia i pognac nago noca dlugimi, pelnymi gracji susami przez rozlegla lake, wprost do dzikiego i pieknego lasu, gdzie czekal lup, ktory mozna bylo dopasc, powalic, rozszarpac…
Nie.
Opanowanie.
Samokontrola.
Odlegle krzyki przenikaly go.
Musi wykazac sie samokontrola.
Serce walilo mu.
Krzyki. Slodkie, niecierpliwe, dzikie…
Loman zaczal drzec, pozniej trzasc sie gwaltownie, gdy oczyma duszy ujrzal siebie wyzwolonego z ludzkiej postaci i zachowan.
Gdyby wreszcie uwolnil sie drzemiacy w nim pierwotny czlowiek, ktoremu pozwolono by zyc…
Nie. To niemozliwe.
Poczul slabosc w nogach i osunal sie na ziemie, lecz nie oparl sie na dloniach, by nie ulec pierwotnym instynktom. Zwinal sie w klebek i lezac na boku walczyl z narastajaca checia poddania sie regresji. Jego cialo zrobilo sie gorace jakby godzinami wygrzewal sie na sloncu, ale zdawal sobie sprawe, ze ten zar pochodzi z miliardow komorek, ktore przechowywaly genetyczny material powodujacy Zmiane. Samotny w ciemnosci i mgle przed domem Fosterow, zniewolony krzykami regresywnych wiedzial, ze jesli ulegnie choc raz, stanie sie degeneratem o wygladzie Lomana Watkinsa, Mr. Hyde’em z ktorego na zawsze wygnano Dr. Jekylla. Z glowa wtulona w ramiona, patrzyl na swoje dlonie zwiniete w piesci, przycisniete do piersi i wydawalo mu sie, ze niektore palce zmieniaja sie. Po prawej rece przemknal bol, czul jak kosci trzeszcza i przybieraja nowy ksztalt, klykcie nabrzmiewaja, palce wydluzaja sie, opuszki rozszerzaja, sciegna grubieja, a paznokcie przeksztalcaja w twarde szpony.
Wrzasnal przerazony i zbuntowany zarazem i zapragnal cala sila woli utrzymac swa czlowiecza tozsamosc. Jak szalony powtarzal przez zacisniete zeby swe imie i nazwisko niczym zaklecie, zdolne zatrzymac te koszmarna transformacje. Nie wiedzial, ile czasu minelo – minuta, czy godzina.
Powoli odzyskiwal przytomnosc. Z ulga stwierdzil, ze wciaz lezy na ziemi przed domem Fosterow nie zmieniony. Byl zlany potem, lecz ustapil rozpalajacy do bialosci ogien w jego ciele. Dlonie wygladaly normalnie.
Przez chwile nasluchiwal odglosow nocy. Wokol panowala zbawienna cisza.
Nadal odczuwal przerazliwy strach. Sprawdzily sie koszmarne podejrzenia, ze rowniez i on jest podatny na regresje. Lecz ulegajac jej utracilby zarowno swiat, ktory znal przed konwersja, jak i nowy, wspanialy swiat tworzony przez Shaddacka. Stalby sie wyrzutkiem.
Gorzej: zaczynal wierzyc, ze nie byl wyjatkiem, ze w rzeczywistosci
Drzac podniosl sie na nogi.
Zimny pot oblepil jego skore niczym powloka z lodu. Jak lunatyk szedl do wozu zastanawiajac sie, czy odkrywcza teoria Shaddacka nie jest z gruntu falszywa, a zatem wrecz niszczycielska po wdrozeniu w zycie. Moze to wszystko bylo czystym przeklenstwem. Jesli Nowi Ludzie rzeczywiscie mieli zaszczepiona sklonnosc ku regresji, to wczesniej czy pozniej…
Pomyslal o Thomasie Shaddacku znajdujacym sie gdzies na polnocnym krancu zatoki w duzym domu z widokiem na miasto, po ktorym wloczyly sie w ciemnych zaulkach stworzone przez niego bestie, i strasznie posmutnial. Zawsze lubil czytac i teraz przypomniawszy sobie doktora Moreau z powiesci H. G. Wellsa, zastanawial sie, czy Shaddack moglby byc takim Moreau epoki mikrotechnologii, opetanym szalona wizja transcendencji, polegajacej na stworzeniu czlowieka-maszyny. Z pewnoscia cierpial na manie wielkosci uwazajac, iz zdolny jest wyniesc ludzkosc na wyzszy poziom, jak prawdziwy Moreau wierzyl, ze moze przemienic dzikie zwierzeta w ludzi i pokonac Boga. Jesli Shaddack nie byl geniuszem, a tylko megalomanem, jak Moreau, to biada wszystkim.
Loman wsiadl do samochodu i zatrzasnal drzwi. Zapuscil silnik oraz wlaczyl ogrzewanie.
Ekran komputera zablysnal w oczekiwaniu polecenia.
Choc niedoskonaly, Projekt Ksiezycowy Jastrzab byl dla niego jedyna przyszloscia, a zatem by go chronic zalozyl, ze Chrissie uciekla, a Fosterowie i Tucker nie zlapali jej. Musi wiec polecic swoim ludziom, aby dyskretnie obserwowali szose i ulice prowadzace na polnocny kraniec Moonlight Cove. Gdyby dziewczynka dotarla do miasta w poszukiwaniu pomocy, mogliby ja unieszkodliwic. Wielce prawdopodobne, ze nieswiadoma opowiedziala ktoremus z Nowych Ludzi o szalenstwie rodzicow, a to oznaczalo jej koniec. Natomiast ludzie nie poddani jeszcze konwersji zapewne nie uwierzyliby jej. Ale nie mogl ryzykowac.
Musial porozumiec sie z Shaddackiem i dopilnowac sluzbowych obowiazkow.
Musial takze zdobyc cos do jedzenia.
Byl nieludzko glodny.
27
Dzialo sie cos zlego, cos niedobrego, cos…
Mike Peyser przemykal nagi do domu na poludniowo-wschodnim krancu miasta, gnal miedzy pagorkami przez zarosla z polowania, z krwia na ustach, wciaz podniecony ale i zmeczony po dwugodzinnych igraszkach z ofiara. Uwaznie omijal posesje sasiadow, z ktorych nie wszyscy przeszli konwersje. Domy w tej okolicy staly oddalone od siebie, wiec swobodnie, szybko i cicho pelznal w ciemnosci wsrod drzew, przez wysoka trawe, nisko przy ziemi, okryty noca, szybko i zgrabnie, cicho i szybko, nago i cicho, mocno i szybko, prosto na ganek parterowej willi, gdzie mieszkal samotnie. Wpadl przez otwarte drzwi do kuchni, wciaz czujac na ustach krew, ten cudowny plyn, ciagle podniecony polowaniem, ale takze zadowolony z powrotu do domu, lecz…
Dzialo sie cos zlego.
Boze, plonal wewnetrznie, pragnac pokarmu i paliwa, paliwa, i to bylo normalne w tym zmienionym stanie, i ogien nie byl zly, nie wewnetrzny ogien, nie to szalone, trawiace pragnienie pokarmu. Zle bylo to, ze nie mogl, nie mogl, nie mogl…
Nie mogl powrocic do dawnej postaci.
Niezwykle podniecony plynnym ruchem ciala, rozluzniajac i napinajac miesnie wloczyl sie kilka minut po pokojach, widzac w ciemnosciach lepiej niz zwykly czlowiek, niemal z nadzieja, ze znajdzie intruza, kogos, kogo mozna zaatakowac, kogos zaatakowac, zaatakowac, gryzc i rozrywac, lecz dom byl pusty. W sypialni zwinal sie w klebek na podlodze i wezwal swe cialo, by znow przybralo ksztalt czlowieka, znajoma postac Mike’a Peysera. Czul we wnetrzu dazenie do normalnosci, ozywienie w tkankach, ale zbyt slabe i ulotne, wiec skupil sie znowu i tym razem bez efektu. Tkwil zakleszczony, uwieziony, zamkniety, zamkniety, zamkniety w formie, ktorej wczesniej pozadal, tej formy wolnosci. Ale teraz nie byla to juz upragniona forma, poniewaz nie mogl porzucic jej, kiedy tylko zapragnal, byl w niej uwieziony, uwieziony… Ogarnela go panika.