wrzesnia, przypominal poteznego, przygarbionego goryla. Znacznie szczuplejszy Mike, gdy tak kucal przycisniety do sciany, wygladal raczej jak wilk niz malpa. Nie mogl ani stac, ani siedziec w pozycji wyprostowanej, nogi zas wydawaly sie zbyt krotkie w udach, a za dlugie w lydkach. Cialo pokrywala gesta siersc, ale nie na tyle gesta, by mowic o futrze.

– …Peyser, ja, ja, ja…

Na twarzy Coombsa zostalo nieco ludzkich rysow, choc krzaczaste brwi, splaszczony nos, i wystajaca szczeka z wielkimi klami upodabnialy go do goryla. Natomiast odrazajaco zmienione oblicze Peysera mialo w sobie cos z wilka albo psa o zdeformowanym pysku. Usta i nos wydluzyly sie, potezne brwi byly malpie, choc o wiele wieksze, ale w przekrwionych, dzikich slepiach czaily sie calkowicie ludzkie uczucia rozpaczy i strachu.

Peyser wysunawszy lape w strone Lomana, powiedzial:

– pomoc mi, pomoc mi, cos zle, zle, zle, pomoc…

Watkins wpatrywal sie w nia przerazony i zdumiony, przypominajac sobie, jak jego rece zaczely zmieniac sie w szponiaste lapy, gdy poczul zew krwi regresywnych w domu Fosterow. Cholera, pomyslal, takie same widzialem w kinie, a juz z pewnoscia na kasecie z horrorem Skowyt. Rob Bottin. Tak nazywal sie specjalista od efektow specjalnych, ktory stworzyl wilkolaka. Pamietal to, gdyz Denny przed konwersja mial hyzia na punkcie efektow specjalnych. Rece, na ktore patrzyl teraz, ludzaco przypominaly wlasnie lapy wilkolaka.

To szalenstwo. Urzeczywistniono fantazje. W koncu dwudziestego wieku naukowcy mogli spelnic wszystkie marzenia ludzkosci o lepszym zyciu, albo stworzyc wcale nie zamierzony koszmar na ziemi. Peyser pojawil sie niczym zly sen, przed ktorym, niestety, nie mozna bylo uciec po prostu budzac sie. Nie zniknalby jak mary pojawiajace sie tylko w snach.

– Jak ci pomoc? – spytal ostroznie Loman.

– Zastrzel go – powiedzial Penniworth.

– Nie! – zaoponowal ostro Loman.

Mike patrzyl na szponiaste lapy, jakby widzial je pierwszy raz. Mruknal i zalosnie zalkal.

– …zmienic, nie moc zmienic, nie moc, probowac, chciec, potrzebowac, potrzebowac, nie moc, probowac, nie moc…

– Moj Boze, zablokowalo go, jest w pulapce. Myslalem, ze regresywni w kazdej chwili powracaja do dawnej postaci odezwal sie stojacy w drzwiach Sholnick.

– To prawda – powiedzial z naciskiem Loman.

– On nie moze – stwierdzil Sholnick.

– To wlasnie nam powiedzial – Penniworth byl najwyrazniej zdenerwowany.

– Tak i nie – zauwazyl Loman. – Inni regresywni przybieraja ludzka postac, w przeciwnym razie juz dawno wszyscy wpadliby w nasze rece. A tak chodza wsrod nas.

Peyser wydawal sie nieswiadomy ich obecnosci. Wpatrujac sie w dlonie skomlal przerazony.

Naraz te rece zaczely zmieniac sie.

– Patrzcie – krzyknal Loman.

Nigdy nie obserwowal transformacji. Byl zaciekawiony, zdumiony i wystraszony zarazem. Szpony zanikaly. Cialo zas teraz gietkie jak cieply wosk pecznialo, wybrzuszalo sie i pulsowalo, nie w rytm przeplywajacej w arteriach krwi, ale dziwacznie, wrecz obscenicznie.

Przybieralo nowa forme niczym pod reka niewidzialnego rzezbiarza. Loman slyszal jak kosci trzeszcza i rozlupuja sie, jakby je lamano i skladano od nowa. Cialo roztapialo sie i tezalo, z przyprawiajacym o mdlosci bulgotem. Dlonie staly sie niemal normalne. Po chwili nadgarstki i przedramiona zaczely nabierac troche ciala, rowniez twarz Mike’a lagodniala. Najwyrazniej ludzki duch chcial odpedzic dzika istote. Wydawalo sie, ze ten biedak w postaci bestii byl jedynie odbiciem w tafli wody, z ktorej wlasnie wylania sie normalny czlowiek.

Loman nie byl naukowcem ani geniuszem mikrotechnologii, a tylko policjantem ze srednim wyksztalceniem, lecz wiedzial, ze tak gleboka i szybka transformacja to cos wiecej niz udoskonalony metabolizm Nowych Ludzi. Bez wzgledu na to, jak duzo hormonow, enzymow i innych biologicznych substancji cialo Peysera wytwarzalo na zawolanie, kosci i tkanki nie mogly przybrac nowego ksztaltu w tak krotkim czasie. Owszem, w kilka dni czy tygodni, ale nie w pare sekund. Z pewnoscia bylo to niemozliwe, a jednak dzialo sie. A zatem Mike posiadal jakas tajemna i przerazajaca moc.

Wtem transformacja ustala. Loman widzial, ze Peyser za wszelka cene chce wrocic do ludzkiej postaci, zaciskajac juz w polowie czlowiecze, jednak wciaz wilcze szczeki i zgrzytajac zebami, z wyrazem desperacji i zelaznej determinacji w swych dziwnych oczach, ale na prozno. Wydawalo sie, ze lada moment przekroczy granice, za ktora reszta metamorfozy dokonalaby sie niemal automatycznie, z latwoscia, z jaka strumien splywa ze zbocza. Ale zabraklo mu sily.

Penniworth westchnal ciezko, jakby podzielal rozpacz Mike’a. Po twarzy splywaly mu struzki potu.

Spojrzawszy na zastepce Loman uswiadomil sobie, ze on tez jest zlany potem. W domu co prawda bylo cieplo, gdyz grzal piecyk olejowy, ale ich oblal zimny pot strachu, i jeszcze cos. Watkins czul rowniez ucisk w klatce piersiowej i zgrubienie w gardle, utrudniajace przelykanie. Oddychal gwaltownie, jakby wbiegl na schody liczace setki stopni.

Z przenikliwym, pelnym udreczenia krzykiem Peyser znow ulegal regresji. Z trzaskiem zmieniajacych ksztalt kosci i bulgotem rozdzieranego i zrastajacego sie ciala, rodzila sie dzika istota, przypominajaca diabelska bestie, potwora obdarzonego niezwykla moca oraz swoistym, dziwnym i strasznym pieknem.

Milczeli.

Peyser skulil sie na podlodze.

W koncu odezwal sie Sholnick:

– Moj Boze, on jest uwieziony.

Choc ten przypadek wskazywal zapewne na jakis blad w programie Przemiany, Loman podejrzewal, ze Mike nie wykorzystuje calej mocy, aby powrocic do ludzkiej postaci, ze moglby stac sie znowu czlowiekiem, gdyby tego naprawde chcial. Po prostu uznal stan regresywny za bardziej podniecajacy i satysfakcjonujacy niz zycie ludzkie.

Peyser uniosl glowe i spojrzal kolejno na przybylych. Rozpacz i przestrach juz zniknely z jego oczu. Wykrzywiajac pysk jakby w usmiechu, znow stawal sie bestia.

– …polowac, polowac, scigac, polowac, zabijac, krew, krew, potrzebowac, potrzebowac.

– Jak, u diabla, wziac go zywcem? – odezwal sie Penniworth dziwnie grubym i belkotliwym glosem.

Mike podrapal sie po genitaliach, lekko i jakby od niechcenia, spojrzal ponownie na Lomana, a potem w ciemnosc za oknami.

– Czuje… – Sholnick nie dokonczyl zdania.

Penniworth takze nie potrafil wyslowic sie.

– Jesli… no, moglismy…

Loman czul coraz wiekszy ucisk w klatce piersiowej. Mial scisniete gardlo i wciaz pocil sie.

Peyser miekko, placzliwie krzyknal ze zwierzecym wyzwaniem rzuconym nocy, potega oraz wiara we wlasna moc i spryt. To lkanie na pozor nieprzyjemne i chrapliwe w czterech scianach sypialni wzbudzilo w Lomanie te sama niewypowiedziana nostalgie, jak przed domem Fosterow, gdy slyszal regresywnych nawolujacych sie daleko w ciemnosci. Usilowal oprzec sie temu strasznemu impulsowi, zaciskajac zeby az do bolu szczek.

Peyser ponownie wrzeszczal:

– biec, polowac, wolny, wolny, potrzebowac…

Watkins uswiadomil sobie, ze opuscil strzelbe kierujac lufe – w podloge, zamiast w Peysera.

– …biegac, wolny, wolny… potrzebowac…

Za plecami Lomana rozlegl sie przerazajacy, orgiastyczny krzyk wyzwolenia. Odwrociwszy sie zauwazyl, ze Sholnick rzucil bron. Na jego dloniach i twarzy pojawily sie nieznaczne zmiany. Sciagnal czarna watowana kurtke od munduru i rozdarl koszule. Kosci policzkowe i szczeka zaczely wysuwac sie do przodu. Najwyrazniej pragnal dolaczyc do Mike’a.

53

Вы читаете Polnoc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату