Sam przykleknal na jedno kolano, bowiem ta pozycja ulatwiala mu celowanie oslabionym prawym nadgarstkiem. Uchylil drzwi na szesc cali i obydwie dlonie wysunal przez szczeline, podpierajac prawa dlon z bronia druga reka.

W blasku dochodzacym z korytarza dostrzegl tego faceta w glebi sali. W jego postaci bylo cos znajomego.

Uzbrojony czlowiek nie widzial Sama. Przezornie walil na oslep gradem kul. W koncu suchy trzask rozniosl sie po pomieszczeniu. Koniec amunicji.

Sam zmienil plany. Zerwal sie na rowne nogi i rzucil z powrotem do sali. Nie mogl czekac, az facet zapali swiatlo i naladuje karabin. W biegu oproznil swoja trzydziestkeosemke, starajac sie za wszelka cene trafic. Mezczyzna przy drzwiach pisnal. Boze, pisnal jak dzieciak wysokim i drzacym glosem, znikajac w korytarzu.

Sam posuwal sie do przodu, chwytajac lewa reka zapasowe ladunki z kieszeni, a prawa wytrzasal luski z bebenka. Gdy dotarl do zamknietych drzwi, za ktorymi zniknal wysoki mezczyzna, przycisnal sie plecami do sciany i zaladowal rewolwer.

Kopnawszy drzwi zajrzal do hallu oswietlonego neonowkami.

Pusto.

Ani kropli krwi na podlodze.

Cholera. Prawa dlon zdretwiala mu. Czul jak nadgarstek puchnie pod bandazem, przesiaknietym swieza krwia. Wziawszy pod uwage, ze z kazda minuta coraz gorzej strzelal, musialby poprosic tego drania, zeby chwycil lufe miedzy zeby, wtedy z pewnoscia trafilby go.

Piec pokoi cwiczen po kazdej stronie hallu bylo zamknietych, a swiatlo palilo sie jedynie w pomieszczeniu na koncu korytarza. Moze tam skryl sie przybysz. Ale gdziekolwiek byl, zapewne wpakowal juz kilka pociskow w strzelbe, wiec odpowiedni moment na poscig minal.

Sam cofnal sie, zwalniajac drzwi miedzy hallem a sala choru. W ostatniej chwili przed zamknieciem mignal mu wysoki czlowiek w progu sali koncertowej.

To pojawil sie sam Shaddack.

Zabrzmiala kanonada.

Dzwiekoszczelne drzwi zatrzasnely sie w krytycznym momencie. Byly dostatecznie grube, by zatrzymac pociski.

Sam wpadl do hallu i skierowal sie na schody, gdzie wczesniej wyslal Tesse z Chrissie.

Znalazl je w korytarzu na pietrze pod kolejnym czerwonym neonem: SCHODY.

Na klatke schodowa wszedl Shaddack.

Sam stanal na pierwszym stopniu, wychylil sie przez porecz i zauwazywszy sylwetke przesladowcy, wystrzelil dwa razy.

Ten znow pisnal jak chlopiec i schronil sie przy scianie, z dala od otwartej przestrzeni, gdzie byl widoczny.

Sam nie wiedzial, czy trafil. Moze. Ale na pewno nie zranil go smiertelnie. Shaddack wciaz pokonywal stopien po stopniu, trzymajac sie blisko sciany. A gdy juz dotrze do pierwszego podestu, zblizy sie nagle do poreczy i strzeli do nich.

Sam wycofal sie bezglosnie do hallu. Czerwony napis SCHODY odbijal sie na twarzach Chrissie i Tessy krwawym blaskiem.

25

Pobrzekiwanie. Szuranie.

Brzdek – szur. Brzdek – szur.

Harry wiedzial, ze to odglos wieszakow na ubrania przesuwanych po metalowym dragu.

Jak na to wpadli? Niech to diabli, pewnie go wywachali. W koncu pocil sie jak kon. Moze konwersja wyostrzyla ich zmysly.

Pobrzekiwanie i szuranie ustaly.

W chwile pozniej uslyszal, jak usuwaja pret na wieszaki, by opuscic klape.

26

Blednace swiatlo latarki migalo bezustannie, wiec Tessa potrzasnela nia, by poruszyc baterie i zyskac kilka sekund slabego blasku.

Z hallu weszli do laboratorium chemicznego z czarnymi marmurowymi stolami, stalowymi zlewami i wysokimi drewnianymi taboretami. Zadnej oslony. Wyjrzeli przez okna z nadzieja, ze jest pod nimi jakis dach. Nie. Dwupietrowy goly mur, az do betonowego chodnika.

Przez drzwi przy koncu laboratorium wkroczyli do magazynku o powierzchni dziesieciu stop kwadratowych, pelnego chemikaliow w zapieczetowanych pojemnikach i butelkach, z etykietami o trupich czaszkach albo czerwonym napisem: NIEBEZPIECZENSTWO. Przypuszczala, ze mozna by ich uzyc jako broni, ale nie mieli czasu na szukanie odpowiednich substancji. Poza tym, nigdy nie byla dobra uczennica z nauk przyrodniczych, nic nie pamietala z chemii i zapewne wysadzilaby sie w powietrze po otwarciu pierwszej z brzegu butelki. Z wyrazu twarzy Sama domyslila sie, ze on tez nie widzi mozliwosci wykorzystania tych chemikaliow.

Tylne drzwi schowka prowadzily do pracowni biologicznej. Na scianach wisialy przekroje anatomiczne. Tu rowniez nie znalezli kryjowki.

Przyciskajac Chrissie do boku, Tessa wyszeptala do Sama:

– Co teraz? Czekac tu z nadzieja, ze nas nie znajdzie… czy isc dalej?

– Sadze, ze bezpieczniej bedzie wyniesc sie – odpowiedzial. – Jesli zostaniemy, moze nas zaskoczyc.

Zgodzila sie.

Ruszyl przodem miedzy stolami w strone drzwi do hallu.

Z tylu, gdzies w ciemnym magazynie lub laboratorium chemicznym, rozlegl sie cichy, ale wyrazny trzask.

Sam przepuscil Chrissie i Tesse obserwujac wyjscie z magazynu.

Tessa podeszla do drzwi na korytarz i przekreciwszy powoli galke ostroznie je pchnela.

Z mroku wynurzyl sie Shaddack wciskajac jej lufe karabinu w zoladek.

– Bedzie ci naprawde przykro – powiedzial podniecony.

27

Opuscili klape. Snop swiatla z garderoby dotarl az do belek sufitu, ale nie rozjasnil odleglego kata, w ktorym siedzial Harry.

Bezwladna dlon ulozyl na udzie, a sprawna zawziecie sciskal pistolet.

Serce walilo mu mocniej i szybciej niz kiedykolwiek w minionych dwudziestu latach od czasu walk w Poludniowo-Wschodniej Azji.

Czul skurcz w zoladku. Gardlo mial tak scisniete, ze z trudem oddychal. Ze strachu krecilo mu sie w glowie. Ale, jak Bog na niebie, z pewnoscia czul sie zywy.

Rozlegly sie zgrzyty i trzaski. Rozkladali drabine.

28

Вы читаете Polnoc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату