Tommy Shaddack wpakowal jej lufe w brzuch, prawie wypruwajac wnetrznosci, nim uswiadomil sobie, ze byla
Potem zauwazyl Chrissie przy jej boku, ladna,
Wtargnal do sali z bronia wcisnieta w brzuch kobiety, ona zas cofala sie ciagnac dziewczynke.
Za nimi stal przerazony Booker. Tommy Shaddack powiedzial:
– Rzuc pistolet i odsun sie albo rozwale te suke na miazge, slowo daje, wiec radze ci pospieszyc sie.
Booker zawahal sie.
– Rzuc to – nalegal Shaddack.
Agent wypuscil z reki rewolwer i odszedl na bok.
Lufa Remingtona popychal kobiete do kontaktu, az zapalila swiatlo.
– W porzadku – stwierdzil – a teraz siadajcie wszyscy na taboretach przy stole laboratoryjnym, tak, wlasnie tam i bez zadnych kawalow.
Trzymal ich na muszce. Wygladali na wystraszonych i to go rozbawilo.
Byl coraz bardziej podekscytowany. Zdecydowal, ze zabije Bookera na oczach kobiety i dziewczynki, powoli, najpierw strzeli mu w nogi i pozwoli, zeby wil sie na podlodze chwile. Potem trafi w brzuch, ale nie wykonczy go od razu, tylko zrani. Niech kobieta i dziewczynka patrza, on im pokaze, jaki to z niego gosc, jaki cholerny twardziel. One zas okaza wdziecznosc, ze oszczedzil je, wdziecznosc tak wielka, iz padna na kolana i pozwola, by
29
Z zewnatrz przez otwory wentylacyjne w okapach dobiegalo na strych niesamowite wycie, najpierw pojedyncze, potem chor.
Brzmialo tak, jakby otwarly sie na osciez bramy piekiel, a stwory z otchlani zalaly Moonlight Cove.
Harry martwil sie o Sama, Tesse i Chrissie.
Ludzie z zespolu dokonujacego konwersji umocowali juz drabine. Jeden z nich wspinal sie na strych.
Harry zastanawial sie, jak wygladaja. Czy to po prostu zwykli ludzie? – Stary doktor Fitz ze strzykawka i dwoma zastepcami szeryfa do pomocy? A moze sa ludzmi-maszynami, o ktorych mowil Sam?
W otwartym wlazie pokazal sie doktor Worthy, najmlodszy lekarz w miescie.
Harry zastanawial sie, czy strzelic do niego, gdy ten stal jeszcze na drabinie. Ale nie uzywal broni od dwudziestu lat i nie chcial marnowac cennej amunicji. Lepiej poczekac, az zblizy sie.
Worthy nie potrzebowal latarki. Od razu spojrzal w najciemniejszy kat, gdzie siedzial Harry oparty o sciane.
– Skad wiedziales, ze przyjdziemy, Harry?
– Intuicja kaleki – odpowiedzial z sarkazmem.
Posrodku strychu bylo na tyle wysoko, ze Worthy wyprostowal sie. Wowczas Harry strzelil do niego dwukrotnie.
Za pierwszym razem chybil, ale druga kula trafila w klatke piersiowa.
Worthy zwalil sie ciezko na gole deski. Lezal chwile wstrzasany drgawkami, nastepnie usiadl, zakaszlal i podniosl sie na nogi.
Na rozerwanej bialej koszuli widniala krew. Tak powaznie ranny, a jednak wyzdrowial w kilka sekund.
Harry przypomnial sobie, co Sam mowil o Coltrane’ach.
Wycelowal w glowe i znow wypalil dwa razy, ale strzelajac z odleglosci okolo dwudziestu pieciu stop pod fatalnym katem, musial chybic. Zawahal sie. W magazynku zostaly tylko cztery naboje.
Przez wlaz wchodzil nastepny czlowiek.
Harry strzelil, probujac stracic go w dol.
Tamten szedl dalej, niewzruszony.
Trzy ostatnie naboje.
Doktor Worthy odezwal sie z bezpiecznej odleglosci:
– Harry, nie chcemy cie skrzywdzic. Projekt to niezla rzecz…
Glos mu zamarl. Przechylil glowe, jakby nasluchiwal tych dzikich nawolywan wypelniajacych noc. Po twarzy przemknal mu dziwny wyraz tesknoty, widoczny nawet w slabym swietle z wlazu.
Otrzasnal sie. Przypomnial sobie, ze probowal sprzedac cudowny eliksir opornemu klientowi.
– To niezla rzecz, Harry. Zwlaszcza dla ciebie. Zaczniesz chodzic. Znow bedziesz pelnosprawny, gdyz po Zmianie twoje cialo zregeneruje sie. Uwolnisz sie od paralizu…
– Dzieki. Nie za te cene.
Worthy wzniosl rece ku gorze.
– Spojrz na mnie. Jaka cene zaplacilem, Harry?
– Moze cene duszy? – spytal.
Po drabinie wspinal sie trzeci mezczyzna.
Ten drugi caly czas nasluchiwal placzliwych jekow, docierajacych na strych przez otwory wentylacyjne. Zacisnal zeby i szybko mrugal powiekami. Zakryl dlonmi twarz, jakby ogarnal go gwaltowny zal.
– Vanner, dobrze sie czujesz? – spytal zaniepokojony Worthy.
Dlonie Vannera… zmienily sie. Nadgarstki nabrzmialy, palce wydluzyly sie, a pod skora rysowaly sie kosci. Wszystko to trwalo pare sekund. Gdy odjal rece od twarzy, ukazala sie szczeka wysunieta do przodu, jak u wilkolaka. Koszula pekla w szwach, gdy cialo zmienilo ksztalt. Zawarczal i blysnal zebami.
– …
– Nie – krzyknal Worthy.
Trzeci czlowiek potoczyl sie po podlodze, przybierajac jakas owadzia, potwornie odrazajaca postac.
Harry odruchowo oproznil trzydziestkeosemke strzelajac do owadziej istoty, odrzucil bron na bok, chwycil rewolwer, znowu wypalil trzy razy i trafil w glowe. Stwor zaczal wierzgac, drgac, az spadl w dol przez wlaz i juz nie wrocil.
Vanner upodobnil sie do wilkolaka. Wzorowal sie chyba na jakims filmie, poniewaz jego wyglad wydawal sie Harry’emu znajomy, jakby rowniez ogladal ten film, ale teraz nie pamietal tytulu. Vanner wrzasnal przenikliwie, odpowiadajac istotom, ktorych krzyki rozdzieraly nocna cisze.
Szarpiac szalenczo ubranie Worthy tez zmienial sie w bestie, ale calkiem inna niz jego towarzysze. Bylo to jakies groteskowe wcielenie oblakanczych pragnien.
Harry’emu zostaly tylko trzy pociski, z ktorych jeden musial zachowac dla siebie.
30
Po przezyciach w kanale Sam obiecal sobie, ze nauczy sie przegrywac, co nie wydawalo sie takie dobre w obecnej sytuacji.
W ostatecznosci rzuci sie na Shaddacka, gdy zauwazy, ze ten chce pociagnac za spust.
Ale Shaddack wygladal i zachowywal sie jak szaleniec, wiec mogl strzelic nieoczekiwanie w trakcie jednego z