Nie pozostawialo to zbyt wiele miejsca na subtelne rozroznienia, takie jak kolor skory. Ale kiedy siadal sobie przy ognisku i probowal prostej rozmowy, ludzie bez zadnego powodu nagle strasznie sie denerwowali i odpedzali go. A przeciez trudno sie spodziewac, ze ktos sie rozzlosci tylko dlatego, ze czlowiek powie cos w stylu „Niech mnie, kiedy ostatnio tutaj padalo?”.

Rincewind westchnal, podniosl kij, pobil ciezko kawalek ziemi, polozyl sie i zasnal.

Od czasu do czasu krzyczal nieglosno i wykonywal nogami takie ruchy, jakby biegl. Co dowodzilo, ze sni.

Wodna dziura zafalowala. Nie byla wielka — zwykla kaluza ukryta gleboko w porosnietej buszem rozpadlinie miedzy glazami. Ciecz, jaka zawierala, mozna nazwac woda tylko dlatego, ze nie istnieje geograficzne pojecie zupnej dziury.

Mimo to zafalowala, jakby cos upadlo w sam jej srodek. Zmarszczki, jakie sie pojawily, byly dziwne — nie zatrzymaly sie, kiedy dotarly do brzegu, ale sunely dalej po ziemi, jak rozszerzajace sie kregi przymglonego bialego swiatla. Kiedy dotarly do Rincewinda, rozeszly sie i poplynely dookola, tak ze po chwili znalazl sie wewnatrz koncentrycznych linii bialych swiatelek podobnych do lancuchow perel.

Wodna dziura eksplodowala. Cos wspielo sie w powietrze i pomknelo przez noc.

Zygzakowalo miedzy skalami, glazami i wodnymi dziurami. A gdyby oko obserwatora unioslo sie wyzej, widzialoby, jak wedrujaca smuga oswietla inne linie wiszace nad ziemia niby dym. Z gory mogloby sie wydawac, ze caly lad posiada system krwionosny albo nerwowy…

Tysiac mil od spiacego maga linia ponownie uderzyla w ziemie, wynurzyla sie w jaskini i jak promien reflektora przesunela po jej scianach. Przez chwile zawisla przed wielkim, spiczastym glazem, a potem, jakby podjawszy decyzje, znow wystrzelila w niebo.

Kontynent przetaczal sie w dole, kiedy wracala. Swiatlo trafilo w wodna dziure bez plusniecia, ale znowu, trzy, moze cztery zmarszczki rozeszly sie po metnej wodzie i piasku dookola.

Nastala noc. Jednak pod ziemia rozlegalo sie dalekie dudnienie. Krzaki sie trzesly. Wsrod drzew budzily sie i odlatywaly ptaki.

Po chwili na kamiennej plycie w poblizu wodnej dziury mgliste biale linie zaczely formowac rysunek.

Rincewind zwrocil uwage przynajmniej jeszcze jednego obserwatora poza tym czyms, co siedzialo w wodnej dziurze.

Smierc trzymal zyciomierz Rincewinda na specjalnej polce w swoim gabinecie, w taki sam sposob, w jaki zoolog chce miec na oku jakis szczegolnie interesujacy okaz.

Zyciomierze wiekszosci ludzi mialy klasyczny ksztalt, ktory Smierc uwazal za wlasciwy i odpowiedni do funkcji. Wygladaly jak duze klepsydry, tyle ze przesypujace sie ziarnka piasku byly rzeczywistymi sekundami czyjegos zycia.

Ta klepsydra wygladala jako cos stworzonego przez dmuchacza szkla, ktory mial czkawke w machinie czasu. Wedlug ilosci piasku, jaki zawierala — a Smierc potrafil ocenic to calkiem dokladnie — Rincewind powinien umrzec juz dawno. Ale przez lata na szkle rozwinely sie dziwne skrzywienia, zakrety, wypustki i bywalo, ze piasek sypal sie wstecz albo na ukos. Najwyrazniej w Rincewinda trafilo tyle magii, tak czesto byl opornie przerzucany przez czas i przestrzen — az niemal zderzal sie sam ze soba, idacym z naprzeciwka — ze dokladny koniec jego zywota byl teraz rownie trudny do znalezienia, jak poczatek lepkiej przezroczystej tasmy na rolce.

Smierci nie byla obca koncepcja wiecznego, wciaz odradzajacego sie herosa, bohatera o tysiacu twarzy. Powstrzymywal sie od komentowania w tej kwestii. Czesto spotykal bohaterow, zwykle otoczonych przez ciala — to wazne — prawie wszystkich wrogow i mowiacych: „Co sie stalo, u demona?”. Czy istniala jakas mozliwosc, pozwalajaca im potem wracac? Na ten temat nie chcial sie wypowiadac.

Zastanawial sie jednak, jesli taka istota rzeczywiscie by istniala, czy nie bylaby w jakis sposob rownowazona wiecznym tchorzem. Bohaterem o tysiacu oddalajacych sie plecow. Wiele kultur znalo legendy o niesmiertelnym herosie, ktory pewnego dnia znowu powstanie. Moze wiec rownowaga w naturze wymagala kogos, kto tego nie zrobi.

Niezaleznie od ostatecznej prawdziwosci tej teorii, pozostawalo faktem, ze w tej chwili Smierc nie mial najmniejszego pojecia, kiedy Rincewind umrze. A to bardzo niepokojace dla kogos, kto dumny jest ze swojej punktualnosci.

Smierc sunal przez aksamitna pustke swego gabinetu, az dotarl do modelu Swiata Dysku, jesli rzeczywiscie byl to model.

Bezokie oczodoly spojrzaly w dol.

POKAZ, powiedzial.

Szlachetne metale i klejnoty sie rozplynely, Smierc zobaczyl prady oceaniczne, pustynie, puszcze, dryfujace chmury podobne do stad bawolow albinosow…

POKAZ.

Punkt obserwacji zatoczyl luk i zanurkowal w te zywa mape, a na bezmiarze wzburzonego morza rozrosla sie czerwonawa plama. Przemknely pradawne gorskie lancuchy, przeplynely kamienne i piaskowe pustynie…

POKAZ.

Smierc patrzyl na spiacego Rincewinda, ktory od czasu do czasu poruszal gwaltownie nogami.

HM.

Poczul, ze cos wspina sie po faldach jego szaty, przystaje na chwile na ramieniu i skacze. Maly szkielet gryzonia w czarnej szacie wyladowal posrodku obrazu i popiskujac z podnieceniem, zaczal machac na niego malutka kosa.

Smierc podniosl Smierc Szczurow za kaptur i przysunal do siebie, zeby sie lepiej przyjrzec.

NIE, NIE ROBIMY TEGO W TEN SPOSOB.

Smierc Szczurow wyrywal sie wsciekle.

PIP?

BO TO WBREW REGULOM, wyjasnil Smierc. MUSIMY ZDAC SIE NA NATURE.

Raz jeszcze spojrzal na obraz, jakby wpadla mu do glowy pewna mysl. Opuscil Smierc Szczurow na podloge, zblizyl sie do sciany i pociagnal za sznur. Gdzies daleko zabrzmial gong.

Po chwili wszedl starszy mezczyzna z taca w reku.

— Bardzo przepraszam, panie. Czyscilem wanne.

SLUCHAM, ALBERCIE?

— Dlatego spoznilem sie z herbata — wyjasnil Albert.

TO BEZ ZNACZENIA. POWIEDZ MI, CO WIESZ O TYM MIEJSCU.

Smierc stuknal palcem w czerwony kontynent. Jego kamerdyner przyjrzal sie uwaznie.

— Ach, tam… — mruknal. — Terror Incognita, tak je nazywalismy, kiedy jeszcze zylem, panie. Osobiscie nigdy tam nie bylem. To przez te prady, panie. Wielu nieszczesnych zeglarzy zostalo rzuconych na ten ostatni brzeg, choc powinni byc zmyci poza Krawedz. Pewnie tego pozalowali. Suchy jak u posagu… bardzo suchy, panie. I goretszy niz u demona… bardzo goracy, panie. Ale przeciez na pewno tam byles?

OCZYWISCIE. TYLE ZE WIESZ, JAK TO JEST, KIEDY PODROZUJE SIE SLUZBOWO I NIE MA CZASU ROZEJRZEC SIE PO OKOLICY.

Smierc wskazal wielka spirale chmur — wirowala powoli nad kontynentem, jak szakal czujnie okraza konajacego lwa, ktory wyglada na zdechlego, ale moze byc jeszcze zdolny do ostatniego klapniecia.

BARDZO DZIWNE, ocenil. STALY ANTYCYKLON, A WEWNATRZ NIEGO ROZLEGLY I SPOKOJNY LAD, KTORY NIGDY NIE OGLADA BURZY I NIGDY NIE SPADA TAM NAWET KROPLA DESZCZU.

— Czyli dobre miejsce na wakacje.

CHODZ ZE MNA.

Obaj przeszli do wielkiej biblioteki Smierci; Smierc Szczurow dreptal za nimi.

Byly tu chmury — w gorze, pod sufitem.

Smierc wyciagnal reke.

CHCE KSIAZKE O NIEBEZPIECZNYCH STWORZENIACH CZTERIKSOW…

Albert zerknal w gore i zanurkowal, szukajac oslony. Skonczylo sie na lekkich potluczeniach, poniewaz mial dosc rozsadku, by zwinac sie w klebek.

Po chwili Smierc sie odezwal nieco przytlumionym glosem.

ALBERCIE, BEDE NIEZMIERNIE WDZIECZNY, JESLI MI TUTAJ POMOZESZ.

Вы читаете Ostatni kontynent
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату