zebrami, troche dalej wciskal miednice, przyczepial rece i nogi, po czym na reszte dnia mial wolne. Niektore zebra byly dluzsze, niektore nogi krotsze, niektore rece stawaly sie skrzydlami, ale wszystko opieralo sie na jednej konstrukcji, jednym modelu rozciaganym albo sciskanym, zeby pasowal wszystkim.

Myslak nie byl zbytnio zaskoczony, odkrywszy, ze tylko on jeden uznaje to za ciekawe. Wskazywal innym, ze ryby sa szokujaco ryboksztaltne, a oni patrzyli na niego jak na wariata.

Paleontologia, archeologia i wszelkie kopalnictwo czaszek nie nalezaly do tematow interesujacych magow. Te rzeczy sa zakopane z jakiegos powodu, uwazali. Nie warto sie zastanawiac z jakiego. I lepiej nie wykopywac nic z ziemi, bo potem moze nie pozwola czlowiekowi zakopac tego z powrotem.

Najbardziej spojna teoria, ktora wyjasniala te fakty, pochodzila od niani Myslaka z czasow, kiedy byl jeszcze calkiem maly. Malpy, jak twierdzila, to niegrzeczni chlopcy, ktorzy nie wracali do domu na wolanie, a foki to niegrzeczni chlopcy, ktorzy leniuchowali na plazy, zamiast sie uczyc. Nie mowila, ze ptaki to niegrzeczni chlopcy, ktorzy podchodzili za blisko do krawedzi urwiska, zreszta w tym przypadku bardziej prawdopodobne bylyby meduzy. Myslak nie mogl jednak pozbyc sie wrazenia, ze choc kobieta byla nieszkodliwie oblakana, mogla dostrzec jakis przeblysk sensu…

Wiekszosc nocy poswiecal teraz na obserwowanie, jak HEX lowi niewidzialne teksty, poszukujac jakichkolwiek wskazowek. W teorii, ze wzgledu na nature L-przestrzeni, absolutnie wszystko bylo dla niego dostepne, ale wynikalo z tego wlasciwie tyle, ze praktycznie nie dalo sie czegokolwiek znalezc. Taki wlasnie jest cel istnienia komputerow.

Myslak Stibbons nalezal do tych nieszczesnych osobnikow dotknietych wiara, ze jesli tylko odkryje dostatecznie wiele faktow na temat wszechswiata, wszystko jakos nagle nabierze sensu. Celem byla Teoria Wszystkiego, ale jemu wystarczylaby Teoria Czegos. A pozna noca, kiedy HEX wydawal sie nadasany, Myslak zaczynal watpic nawet w Teorie Czegokolwiek.

Zadziwiajace, ze magowie w koncu zaakceptowali HEX-a, mimo wyglaszanych czasem uwag w rodzaju „Za moich czasow sami za siebie myslelismy”. Magia jednak byla dziedzina tradycyjnie konkurencyjna, choc NU przechodzil teraz przez dlugi okres spokoju i ciszy, bez nieoficjalnych zabojstw, ktore czynily go niegdys tak smiertelnie ekscytujacym. Mimo to starsi magowie nie ufali mlodemu czlowiekowi, ktory ruszal droga do kariery — bo czesto owa droga przechodzila przez ich tetnice. W tej sytuacji bylo cos pocieszajacego w swiadomosci, ze najlepsze umysly Niewidocznego Uniwersytetu, ktore jeszcze pokolenie temu tworzylyby naprawde porywajace plany z wykorzystaniem uchylnych desek w podlodze i wybuchowej tapety, spedzaly cale noce w budynku Magii Wysokich Energii, probujac uczyc HEX-a spiewac „Lydia, dama w tatuazach”. Cieszyly sie, kiedy maszyna po szesciu godzinach pracy dokonywala czegos, co dowolny czlowiek z ulicy zrobilby za dwa pensy, a potem posylaly po pizze z sushi i bananami, po czym zasypialy na klawiaturze. Starsi magowie nazywali to technomancja i spali spokojniej w swoich lozkach, wiedzac, ze Myslak i jego studenci nie spia w swoich.

Myslak musial sie zdrzemnac, poniewaz ocknal sie tuz przed druga w nocy, obudzony jakims krzykiem. Uswiadomil sobie, ze wtula twarz w polowe swojej kolacji. Stracil z policzka kawalek makreli o zapachu bananowym, zostawil HEX-a spokojnie przestukujacego sie przez swoje procedury i podazyl za halasem.

Zamieszanie wybuchlo w korytarzu przed wielkimi drzwiami prowadzacymi do biblioteki. Kwestor lezal na podlodze, wachlowany kapeluszem pierwszego prymusa.

— O ile udalo nam sie ustalic, nadrektorze — tlumaczyl dziekan — biedak nie mogl zasnac i zszedl po jakas ksiazke…

Myslak zerknal na drzwi. Przejscie blokowal pas czarno-zoltej tasmy i tabliczka z napisem „Zagrozenie. Nie Wchodzic w Zadnych Okolicznosciach”. Wisiala teraz z boku, a drzwi staly otworem. Nic dziwnego. Kazdy prawdziwy mag, stajacy przed napisem „Nie otwieraj tych drzwi. Naprawde. Powaznie. Nie zartujemy. Otwarcie tych drzwi oznacza koniec wszechswiata”, natychmiast by je otworzyl, zeby sprawdzic, o co tyle zamieszania. To sprawialo, ze ostrzezenia byly wlasciwie strata czasu, ale przynajmniej — gdy pograzonym w zalobie krewnym oddawalo sie naczynie z tym, co z maga zostalo — mozna bylo powiedziec „Uprzedzalismy go, zeby tego nie robil”.

W ciemnosci po drugiej stronie progu panowala cisza.

Ridcully wyciagnal palec i ostroznie pchnal jedno skrzydlo drzwi.

Cos zatrzepotalo za nimi i drzwi sie zatrzasnely. Magowie odskoczyli.

— Prosze nie ryzykowac, nadrektorze! — zawolal kierownik studiow nieokreslonych. — Probowalem wejsc tam wczesniej i caly Dzial Esejow Krytycznych wszedl w stan krytyczny.

Za drzwiami zamigotalo blekitne swiatlo.

Gdzie indziej ktos moglby powiedziec „To tylko ksiazki… Ksiazki nie sa grozne”. Ale nawet calkiem zwykle ksiazki bywaja niebezpieczne, nie tylko te o tytulach „Jak przygotowac gelinit w sposob profesjonalny”. Czlowiek siedzi gdzies w jakims muzeum i pisze nieszkodliwa ksiazke o ekonomii politycznej, az nagle gina tysiace ludzi, ktorzy nawet jej nie czytali, z powodu tych, ktorzy nie zrozumieli zartu. Wiedza jest niebezpieczna, dlatego wlasnie rzady czesto zamykaja ludzi potrafiacych myslec, mysli powyzej pewnego kalibru.

A biblioteka Niewidocznego Uniwersytetu byla biblioteka magiczna, wzniesiona na bardzo cienkiej warstwie czasoprzestrzeni. Na dalekich polkach staly ksiazki, ktore jeszcze nie zostaly napisane, i ksiazki, ktorych nikt nigdy nie napisze. W kazdym razie nie tutaj. Miala obwod kilkuset sazni, ale nie istnialo znane ograniczenie jej promienia.

W magicznej bibliotece ksiazki przeciekaja i ucza sie od siebie nawzajem…

— Zaczely atakowac kazdego, kto wchodzi — jeknal dziekan. — Nikt nie moze nad nimi zapanowac, kiedy nie ma bibliotekarza!

— Ale przeciez jestesmy uniwersytetem! Musimy miec biblioteke! — oswiadczyl Ridcully. — To w dobrym tonie. Jakimi ludzmi bysmy byli, gdybysmy nie chodzili do biblioteki?

— Studentami — odparl smetnie pierwszy prymus…

— Ha… Pamietam, kiedy sam bylem studentem — wtracil wykladowca run wspolczesnych. — Strachulec Swallett zabral nas na wyprawe w poszukiwaniu Zaginionej Czytelni. Bladzilismy tam przez trzy tygodnie. Musielismy jesc wlasne buty.

— Znalezliscie ja? — zainteresowal sie dziekan.

— Nie, ale znalezlismy szczatki poprzedniej wyprawy.

— I co zrobiliscie?

— Zjedlismy tez ich buty.

Zza drzwi dobieglo trzepotanie jakby skorzanych okladek.

— Tam jest pare bardzo zjadliwych grimoire’ow — przypomnial pierwszy prymus. — Jednym klapnieciem potrafia odgryzc czlowiekowi reke.

— Tak, ale przynajmniej nie wiedza nic o otwieraniu drzwi — pocieszyl go dziekan.

— Wiedza, jesli gdzies tam jest ksiazka „Klamki dla poczatkujacych”. One sie nawzajem czytaja.

Nadrektor zerknal na Myslaka.

— Sa szanse, ze jest tam taka ksiazka, Stibbons?

— Wedlug teorii L-przestrzeni to praktycznie pewne, prosze pana.

Magowie jak jeden odskoczyli od drzwi.

— Nie mozemy pozwolic, zeby ciagnely sie te nonsensy — stwierdzil Ridcully stanowczo. — Trzeba wyleczyc bibliotekarza. To magiczna choroba, wiec chyba potrafimy przygotowac magiczny lek, prawda?

— Byloby to niezwykle ryzykowne, nadrektorze — oswiadczyl dziekan. — Caly jego organizm to chaos sprzecznych wplywow magicznych. Nie da sie przewidziec, do czego doprowadzi dodatkowa magia. I tak juz ma rozchwiany gruczol temporalny[6]. Jeszcze troche i… no, nie wiem, co sie moze zdarzyc.

— Przekonamy sie — odparl szorstko Ridcully. — Musimy odzyskac mozliwosc korzystania z biblioteki. Uczynimy to dla naszej uczelni, dziekanie. Niewidoczny Uniwersytet jest czyms wiecej niz jeden czlowiek…

— …malpa…

— …malpa, dziekuje, i zawsze musimy pamietac, ze „ja” to najkrotsze slowo w slowniku.

Za drzwiami znowu cos huknelo.

— Wlasciwie — zastanowil sie pierwszy prymus — to wydaje mi sie, ze takie slowa jak „i” albo „w” sa jeszcze krotsze. Nawet „ty” moze byc krotsze, zaleznie od czcionki…

— Oczywiscie — ciagnal Ridcully, ignorujac te wypowiedz jako element zwyklego uniwersyteckiego tla logicznego — moglbym zapewne wyznaczyc nowego bibliotekarza… Musialby to byc ktos starszy i doswiadczony,

Вы читаете Ostatni kontynent
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату