Rincewind.
— No to idzcie i sprowadzcie go! Mam nadzieje, ze wiecie, gdzie jest?
— Technicznie tak, nadrektorze — zapewnil szybko Myslak. — Ale nie mamy calkowitej pewnosci, gdzie jest to miejsce, w ktorym on jest. Jesli rozumie pan, o co mi chodzi.
Ridcully znow przyjrzal mu sie z uwaga.
— Widzi pan, sadzimy, ze jest na IksIksIksIks, nadrektorze — wyjasnil Myslak.
— IksIks…
— …IksIks, nadrektorze.
— Wydawalo mi sie, ze nikt nie wie, gdzie to jest.
— Otoz to, nadrektorze.
Czasami trzeba bylo poodwracac fakty na wszystkie strony, zeby znalezc odpowiedni sposob dopasowania ich do umyslu Ridcully’ego.
Myslakowi wydawalo sie czasem, ze dobrze radzi sobie z HEX-em, bo HEX jest bardzo madry i bardzo glupi rownoczesnie. Jesli HEX mial cokolwiek zrozumiec, trzeba bylo podzielic to na male fragmenty i upewnic sie, ze absolutnie nie ma miejsca na nieporozumienia. Te ciche godziny z HEX-em byly czesto jak piknik wobec pieciu minut w towarzystwie starszych magow.
— A co on tam robi?
— Tak naprawde to nie wiemy, nadrektorze. Jesli pan pamieta, uwazamy, ze trafil tam po tej historii agatejskiej…
— Ale po co chcial tam dotrzec?
— Nie sadzimy, zeby akurat chcial, nadrektorze — tlumaczyl Myslak. — Eee… To my go poslalismy. Wystapil trywialny blad w thaumaturgii bilokacyjnej. Kazdy mogl go popelnic.
— Ale to pan go popelnil, o ile sobie przypominam — oswiadczyl Ridcully, ktorego pamiec czasem platala takie nieprzyjemne figle jak w tej chwili.
— Naleze do zespolu, panie nadrektorze! — przypomnial z naciskiem Myslak.
— W kazdym razie jesli nie chcemy, zeby tam siedzial, a potrzebny jest nam tutaj, sprowadzmy g…
Koniec zdania utonal nie w halasie, ale jakby w fali ciszy, ktora przetoczyla sie nad magami, a byla tak przygniatajaca i miekka, ze nie slyszeli nawet wlasnych serc. To Stary Tom, magiczny i pozbawiony serca dzwon Niewidocznego Uniwersytetu, uderzyl na druga w nocy, wybijajac fale ciszy.
— Ehm… — chrzaknal Myslak. — To nie jest takie proste.
Ridcully zamrugal.
— Dlaczego? — zdziwil sie. — Sprowadzmy go magicznie. Poslalismy go tam, wiec mozemy sciagnac go tutaj z powrotem.
— Hm… Cale miesiace trwaloby ustawienie wszystkiego nalezycie. Jesli cos pomylimy, skonczy, przybywajac w kregu o srednicy piecdziesieciu stop.
— To chyba zaden klopot, prawda? Jesli bedziemy sie trzymac z daleka, moze ladowac wlasciwie wszedzie.
— Mam wrazenie, ze nie do konca pan zrozumial, nadrektorze. Stosunek sygnalu do szumu dowolnego transferu thaumicznego na nieokreslona odleglosc, polaczony z ruchem wirowym samego Dysku, prawie na pewno doprowadzi do praktycznego usrednienia przybywajacego obiektu na obszarze co najmniej kilku tysiecy stop kwadratowych. Co najmniej.
— Niech pan powtorzy…
Myslak nabral tchu.
— Ma szanse przybyc jako taki krag. Srednicy piecdziesieciu stop.
— Aha. Czyli prawdopodobnie nie przyda nam sie potem w bibliotece, co?
— Tylko jako bardzo wielka zakladka, nadrektorze.
— No dobrze. Czyli problem tkwi w czystej geografii. Kogo mamy, kto zna sie na geografii?
Gornicy wybiegali z pionowego szybu niczym mrowki opuszczajace plonacy kopiec. Z dolu dobiegaly huki i trzaski, a w pewnym momencie kapelusz Slaga wylecial w gore, wykonal kilka obrotow i opadl z powrotem.
Przez chwile trwala cisza, po czym — z kawalkami krysztalu pekajacymi na nim jak zapomniane odlamki skorupki na swiezo wyklutym kurczaku — stwor wydobyl sie z szybu i…
…rozejrzal dookola.
Gornicy, poukrywani za rozmaitymi krzakami czy szopami, byli tego calkiem pewni, mimo ze stwor nie mial zadnych widocznych oczu.
Odwrocil sie, poruszajac setkami malych nozek — dosc sztywno, jak gdyby zbyt wiele czasu spedzily zagrzebane w ziemi.
Po czym, kolyszac sie nieco, ruszyl przed siebie.
A daleko stamtad, w migoczacej czerwonej pustyni, czlowiek w spiczastym kapeluszu wyszedl ostroznie ze swojej dziury. Trzymal oburacz mise zrobiona z kory. Zawierala… duzo witamin, cennych bialek i niezbednych tluszczow. Widzicie? Ani slowa o tym, ze cos sie tam wilo.
Niedaleko zarzylo sie ognisko. Czlowiek ostroznie odstawil mise, chwycil solidny kij, przez moment stal nieruchomo, po czym zaczal nagle skakac wokol ognia, okladac kijem ziemie i pokrzykiwac „Ha!”. Kiedy grunt zostal poskromiony w stopniu dostatecznym, spuscil lanie krzakom, jakby go osobiscie obrazily. Przylozyl tez paru drzewom.
Wreszcie zblizyl sie do kilku plaskich kamieni, unosil je po kolei, odwracal oczy i z okrzykiem „Ha!” okladal na slepo ziemie pod nimi.
Po nalezytym spacyfikowaniu krajobrazu usiadl, by zjesc kolacje, zanim ucieknie.
Smakowala troche jak kurczak. Jesli czlowiek jest dostatecznie glodny, praktycznie wszystko moze tak smakowac.
Jakies oczy obserwowaly go z pobliskiej wodnej dziury. Nie byly to malenkie oczka rojacych sie zuczkow i kijanek, ktore sprawialy, ze staranne badanie kazdego wypitego lyka stawalo sie kluczowym zabezpieczeniem gastronomicznym. Te oczy byly o wiele starsze i obecnie pozbawione jakiegokolwiek komponentu fizycznego.
Przez dlugie tygodnie czlowiek, ktorego umiejetnosc poszukiwania wody ograniczala sie do sprawdzenia, czy ma zmoczone stopy, przetrwal w tej spieczonej krainie, wpadajac do wodnych dziur. Czlowiek, ktory uwazal pajaki za nieszkodliwe male stworzonka, doznal tylko kilku paskudnych wstrzasow, gdy tymczasem przez swoj brak rozwagi powinien miec teraz rece rozmiaru beczek piwa, w dodatku swiecace w ciemnosci. Ten czlowiek dotarl raz nawet do morskiego brzegu i odplynal kawalek, zeby sie przyjrzec pieknej blekitnej meduzie. Wszystko, co obserwator mogl zrobic, to dopilnowac, by doznal tylko lekkiego oparzenia, ktore przestalo byc bolesne po zaledwie kilku dniach.
Wodna dziura zabulgotala, a ziemia zadrzala, jakby — mimo bezchmurnego nieba — gdzies szalala burza.
Byla juz trzecia w nocy. Ridcully doskonale sobie radzil bez snu innych.
Niewidoczny Uniwersytet byl wewnatrz o wiele wiekszy. Tysiace lat pelnienia funkcji wiodacej instytucji magii praktycznej w swiecie, gdzie wymiary i tak byly raczej kwestia przypadku, zostawily mu wybrzuszenia w miejscach, gdzie zadnych miejsc byc nie powinno. Istnialy tam pokoje, ktore — kiedy juz czlowiek do nich wszedl — okazywaly sie miescic pokoje, od ktorych zaczynal. Co moglo sprawiac klopot, jesli na przyklad skakal w dlugiej linii tanczacych conge.
A poniewaz byl tak ogromny, mogl sobie pozwolic na utrzymywanie niemal nieograniczonego personelu. Stale kontrakty byly automatyczne, czy tez, scislej mowiac, w ogole nie istnialy. Wystarczylo znalezc jakis pusty pokoj, zjawiac sie na posilkach jak wszyscy i ogolnie nikt czlowieka nie zauwazal. Chociaz, jesli mial pecha, mogl sciagnac do siebie studentow.
A jesli ktos dostatecznie pilnie szukal w niektorych oddalonych regionach uczelni, mogl tam znalezc ekspertow od wszystkiego.
Mogl nawet znalezc eksperta od szukania ekspertow. Profesor Architektury Abstrakcyjnej i Skladania Map Origami zostal obudzony, przedstawiony nadrektorowi, ktory wczesniej nie zarejestrowal jego istnienia, po czym wreczyl szukajacym plan uniwersytetu, ktory powinien byc dokladny przez kilka najblizszych dni. Plan wygladal