— Co? Stary Uczciwy Interes? — upewnil sie Bill.

— Zgazza sie. Bedzie pewno na zewnatrz. Handluje w tym tlumie.

— Bardzo prawdopodobne.

— Czy ktos moglby sie przejsc i przyniesc mi od niego plywajacy pasztecik z dodatkowym sosem pomidorowym? Naprawde cos bym zjadl.

Dziekan spojrzal na nadrektora Rincewinda.

— Ile on wypil piwa?

— Trzy, moze cztery puszki. Pewnie ma alergie, biedak.

— Tak sobie mysle, ze zjadlbym nawet dwa! — zawolal Rincewind.

— Nie ma zmartwienia. Ktos ma pochodnie? Ciemno tu!

— Chcesz paszteciki dla smakoszy czy zwykle? — upewnil sie dziekan.

— Och, zwykle calkiem mi wystarcza. Bez przesady.

— Biedaczysko — westchnal Bill i pogrzebal w garsci monet.

W piwnicach rzeczywiscie bylo ciemno, ale przez klape wpadalo dosc swiatla, by Rincewind zauwazyl w mroku potezne rury. Najwyrazniej juz po zamknieciu browaru, ale zanim jeszcze ktos pomyslal o zabezpieczeniu wszystkich wejsc, piwnice byly wykorzystywane przez mlodych ludzi, jak zwykle takie miejsca, przydatne kiedy mieszka sie z rodzicami, dom jest za maly, a nikt jakos nie wzial sie do wynajdywania samochodu.

Krotko mowiac, na scianach byly napisy. Rincewind zdolal odczytac starannie wykaligrafowana inskrypcje, informujaca potomnosc, na przyklad, ze „B. Smoth jest pozza”. Co prawda nie mial pojecia, co oznacza slowo „pozza”, byl jednak calkiem pewien, ze B. Smoth nie chcialby byc tak nazywany. Zadziwiajace, jak slang potrafi emanowac swoim znaczeniem nawet w innym jezyku.

Cos za nim huknelo glosno — to Bagaz wyladowal na kamiennej podlodze.

— Moj stary koles Kuferka — stwierdzil Rincewind. — Nie ma zmartwienia.

Na dol zjechala drabina i po chwili ostroznie zeszli po niej magowie. Czubek laski nadrektora Rincewinda jarzyl sie swiatlem.

— Odkryles cos?

— Niby tak. Ze nie podalbym reki nikomu, kto sie nazywa B. Smoth.

— Och, dziekan nie jest takim zlym facetem, kiedy sie go lepiej pozna… Co sie dzieje?

Rincewind wskazal drugi koniec pomieszczenia. Tam, na drzwiach, ktos wyrysowal grupe spiczastych kapeluszy w czerwieni. Lsnily lekko w swietle laski.

— Niech mnie… Krew! — szepnal Rincewind.

Jego kuzyn przesunal po nich palcem.

— To ochra — stwierdzil. — Glina.

Drzwi prowadzily do kolejnej piwnicy. Stalo tam kilka pustych beczek, kilka polamanych skrzynek i nic wiecej procz stechlej ciemnosci.

Wzbudzony ich przejsciem kurz uniosl sie nad podloga w serii malenkich odwroconych wirow. Znowu spiczaste kapelusze…

— Hm… Lite sciany dookola — zauwazyl Bill. — Moze wybierz jakis kierunek, koles.

Rincewind lyknal piwa, zamknal oczy i wyciagnal przed siebie reke.

— Tam.

Bagaz ruszyl naprzod i uderzyl o sciane cegiel. Posypaly sie, odslaniajac mroczna przestrzen.

Rincewind wsunal glowe do otworu. Budowniczowie browaru starali sie tylko oddzielic sciana i wyrownac czesc jaskini. Powietrze za otworem sugerowalo, ze jest calkiem spora.

Neilette i magowie przecisneli sie za nim.

— Jestem pewien, ze nic tu nie bylo, kiedy budowano ten browar! — oswiadczyla Neilette.

— Duza jest — zauwazyl dziekan. — Jak powstala?

— Woda — odparl Rincewind.

— Co? Woda robi takie wielkie dziury w skale?

— Tak. Nie pytajcie, w jaki sposob… Co to bylo?

— Co?

— Slyszeliscie cos?

— Powiedziales: „Co to bylo”.

Rincewind westchnal. Chlodne powietrze go trzezwilo.

— Jestescie prawdziwymi magami, co? — rzekl. — Prawdziwymi, uczciwymi magami. Nosicie kapelusze, ktore maja wiecej rond niz szpicow, caly uniwersytet jest zbudowany z blachy, macie malutka wieze, ktora, co musze przyznac, na bogow, jest o wiele wyzsza na zewnatrz… Ale jestescie magami, wiec czy mozecie sie teraz zamknac?

W ciszy, jaka zapadla, zabrzmialo bardzo ciche „plik!”.

Rincewind wytezyl wzrok, spogladajac w glab jaskini. Swiatlo z lasek czynilo ja grozniejsza — rzucalo cienie. Ciemnosc to po prostu ciemnosc, ale w cieniu moze sie ukrywac wszystko.

— Te jaskinie musialy juz byc zbadane — powiedzial.

Byl to raczej wyraz nadziei niz stwierdzenie. Historia w tym miejscu byla czyms dosc elastycznym.

— Nigdy o nich nie slyszalem — zapewnil dziekan.

— Patrzcie, znowu szpice — odezwal sie Bill, gdy ruszyli dalej.

— To tylko stalaktyty i stalagmity — wyjasnil Rincewind. — Nie wiem, jak to dziala, ale woda sobie zwyczajnie kapie na cos i zostawia troche czegos. Zajmuje to tysiace lat. Calkiem zwykle zjawisko.

— Czy to ta sama woda, ktora unosi sie na niebie i wydlubuje wielkie groty w ziemi? — spytal dziekan.

— No… tak… najwyrazniej…

— To mamy szczescie, ze u nas jest tylko taka do picia albo do mycia.

— Byla — poprawil go Rincewind.

Za nimi rozlegl sie tupot i podbiegl jeden z mlodszych magow, niosac przykryty talerz.

— Wzialem ostatni! — zawolal. — Dostalem taki dla smakoszy!

Uniosl pokrywke. Rincewind spojrzal i przelknal sline.

— Oj…

— Co takiego?

— Macie jeszcze troche tego piwa? Chyba trace… koncentracje…

Jego kuzyn zerwal kapsel z puszki podkopnika.

— Cartwright, przykryj ten pasztecik, zeby nie wystygl. Rincewindzie, ty sie napij.

Patrzyli, jak oproznia puszke.

— No dobra, koles — rzekl nadrektor. — Co teraz powiesz na sliczny pasztecik w talerzu rozgniecionego zielonego groszku, oblany sosem pomidorowym?

Przyjrzal sie, jak twarz Rincewinda zmienia kolory, i pokiwal glowa.

— Potrzebujesz jeszcze jednej puszki.

Patrzyli, jak pije.

— Dobrze — odezwal sie nadrektor po chwili. — Co powiesz, Rincewindzie, na smaczny plywajacy pasztecik od Uczciwego Interesu, co? Pasztecik z miesem w groszkowej zupie i sos pomidorowy?

Twarz Rincewinda drgnela — to bursztynowe blogoslawienstwa wylaczaly podstawowe obwody zabezpieczen.

— Brzmi… niezle — powiedzial. — Moze troche wiorkow kokosowych na wierzch?

Magowie odetchneli.

— Czyli teraz wiemy — stwierdzil nadrektor Rincewind. — Powinienes byc akurat tak pijany, zeby paszteciki Dibblera uznawac za smaczne, ale nie az tak, by spowodowalo to trwale uszkodzenia mozgu.

— Pozostaje nam dosc waski margines — zauwazyl dziekan. Bill spojrzal na sklepienie, gdzie cienie tanczyly wsrod stalaktytow, chyba ze to byly stalagmity.

— Przeciez ta jaskinia jest bezposrednio pod miastem — powiedzial. — Jak to sie stalo, ze nikt jej nie odkryl?

— Dobre pytanie — przyznal dziekan. — Ludzie, ktorzy budowali te piwnice, musieli ja przeciez widziec.

Rincewind usilowal myslec.

Вы читаете Ostatni kontynent
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату