— Rebelianci? A przeciwko czemu walcza?
— Przeciwko kazdemu. Przeciwko wszystkiemu. Teraz mnie podnies.
— Dlaczego?
— Poniewaz tam przy studni stoi kobieta i bardzo dziwnie ci sie przyglada. Wsadz mnie do kieszeni, ale juz.
Akwila zlapala ropucha i usmiechnela sie do kobiety.
— Zbieram ropuchy i nadmuchuje je — powiedziala glosno.
— Jak milo, moja droga — odparla kobieta i pospiesznie sie oddalila.
— To nie bylo wcale zabawne — oswiadczyl ropuch z kieszeni fartuszka.
— Ludzie i tak nie sluchaja tego, co sie do nich mowi — wyjasnila Akwila. Usiadla pod drzewem i spojrzala na stworzenie w swojej kieszeni. — Figle chcialy ukrasc jajka i jednego z naszych baranow — oswiadczyla. — Ale kazalam im oddac.
— Odzyskalas cos od Fik Mik Figli? — zdziwil sie ropuch. — Musza byc chore.
— Nie. One raczej sa… no, tak naprawde przemile. Nawet zastapily mnie w pracach domowych.
— Figle pracowaly?! Nigdy nie robia nic pozytecznego!
— A potem byl ten jezdziec bez glowy — mowila Akwila. — Nie mial wcale glowy!
— No coz, to jego glowna kwalifikacja zawodowa.
— Co tu sie dzieje, ropuchu? — zapytala Akwila. — Czy to jest inwazja Figli?
Fizjonomia ropucha sie zmienila.
— Nie jest intencja panny Tyk, bys sie tym zajmowala — odparl. — Ona wroci niedlugo, sprowadzi pomoc…
— Czy zdazy na czas?
— Nie wiem. Najprawdopodobniej. Ale ty nie powinnas…
— Chce wiedziec, co sie dzieje!
— Pojechala, by sprowadzic inne czarownice — powiedzial ropuch. — Hm… ona nie sadzi, ze ty powinnas…
— Lepiej bedzie, jesli powiesz mi wszystko, co wiesz — oswiadczyla Akwila. — Panny Tyk tu nie ma. A ja jestem.
— Nastapila kolizja miedzy swiatami — odparl ropuch. — Tutaj. No i co, jestes zadowolona? Taka jest opinia panny Tyk. Ale wszystko dzieje sie znacznie szybciej, niz sie spodziewala. I wracaja potwory.
— Dlaczego?
— Bo nie ma nikogo, kto by je powstrzymal.
Przez chwile panowala cisza.
— Ja jestem — powiedziala Akwila.
Rozdzial czwarty
Wolni Ciutludzie
Podczas drogi powrotnej na farme nic sie nie wydarzylo. Niebo pozostawalo nieprzerwanie blekitne, zadna z owiec nie powracala blyskawicznie na pastwisko nogami do gory, powietrze bylo gorace i nieruchome.
Szczurolow lezal na sciezce prowadzacej do kuchennych drzwi, trzymajac cos w lapach. W chwili gdy dostrzegl Akwile, zerwal sie i zniknal za rogiem domu. Usilowal po prostu rozplynac sie w powietrzu, jak kazdy, kto czuje sie winny, szczegolnie ze Akwila byla mistrzynia w rzucaniu grudka ziemi.
Ale przynajmniej to, co wystawalo mu z pyszczka, nie bylo pomaranczowo-niebieskie.
— Spojrzcie tylko na niego — powiedziala glosno. — Wielkie tchorzliwe kocisko! Naprawde chcialabym cos zrobic, zeby nie mogl lapac malych ptaszkow.
— Powinnas nosic jakis kapelusz — odezwal sie ropuch. — Z kieszeni nic nie widze.
Poszli do mleczarni, w ktorej Akwila zazwyczaj pracowala sama. Z krzakow, tuz przy drzwiach dochodzila stlumiona rozmowa. Brzmiala mniej wiecej tak:
— Co powiedziala ciutwiedzma?
— Chcialaby, by kot przestal lapac male ptaszki.
— Naprawde? Na litosc! Nie ma problemu!
Akwila delikatnie postawila ropucha na stole.
— Czym sie zywisz? — zapytala. Wiedziala, ze grzecznie jest zaproponowac gosciowi cos do zjedzenia.
— Kiedys jadalem slimaki, dzdzownice i inne robaki — odparl ropuch. — Nie bylo latwo. Ale nie przejmuj sie, jesli nie masz akurat niczego takiego. Nie oczekuje, bys oczekiwala, ze wpadnie do ciebie z wizyta ropuch.
— Co powiesz na odrobine mleka?
— Jestes bardzo mila.
Akwila nalala mu troche na spodek.
— Czy byles przystojnym ksieciem?
— Tak, owszem, moze — odparl ropuch, pijac mleko.
— Dlaczego panna Tyk rzucila na ciebie urok?
— Ona? Nie, ona nie moglaby tego zrobic. To bardzo powazna magia zamienic kogos w zwierze, ale tak, by nadal wiedzialo, ze jest czlowiekiem. Nie, to byla dobra wrozka. Pamietaj, mloda damo, nigdy nie wchodz w droge kobiecie z gwiazdka na koncu rozdzki, bo ona rzuca zly cien.
— Dlaczego to zrobila?
Ropuch wygladal na zawstydzonego.
— Nie wiem — rzekl wreszcie. — Wszystko jest takie… niewyrazne. Pamietam jedynie, ze bylem czlowiekiem. A przynajmniej tak mi sie wydaje. To budzi we mnie niepokoj. Czasami ockne sie w nocy i zastanawiam sie: Czy naprawde bylem kiedys czlowiekiem? A moze bylem po prostu ropuchem, ktory jej dzialal na nerwy, wiec zaczarowala mnie tak, bym zaczal myslec, ze kiedys bylem czlowiekiem? To dopiero byloby prawdziwe okrucienstwo, prawda? Zalozmy, ze nie mam do czego wracac. — Ropuch zwrocil na nia zmartwione zolte oczy. — To nie musi byc wcale takie trudne namieszac w ropuszej glowie. Z pewnoscia duzo latwiejsze od zamienienia stoszescdziesieciofuntowego czlowieka w stworzenie o wadze osmiu uncji. No bo gdzie sie podziala reszta masy? — pytam sam siebie. Czy zostala gdzies po drodze wyrzucona? To dopiero mnie martwi. Mam jedno czy dwa wspomnienia z czasow, gdy bylem czlowiekiem, ale co to za wspomnienia? Przelotna mysl. Nie mam zadnej pewnosci, ze to sie dzialo naprawde. Uczciwie ci mowie, ze pewnej nocy po tym, jak zjadlem niedobrego slimaka, obudzilem sie z krzykiem, ale co ze mnie wychodzilo? Skrzek. Dziekuje ci za mleko, to bylo bardzo mile z twojej strony.
Akwila w milczeniu wpatrywala sie w ropucha.
— Wiesz co — odezwala sie wreszcie — magia jest znacznie bardziej skomplikowana, niz to sobie wyobrazalam.
— Frr! Frr! Swir! Swir! Och, biedny ciutenki ja, swiergotliwy swiergotek!
Akwila podbiegla do okna.
Fik Mik Figiel z kawalkow szmatki zrobil sobie prymitywne skrzydla, na glowie mial czapke z czubkiem ze slomy i chodzil po sciezce w kolo jak zraniony ptaszek.
— Swir, swir! Frr, frr! Mam nadzieje, ze nie ma tu w poblizu zadnego kota. Oj, ja biedny! — jojczyl.
Szczurolow, prawdziwy wrog wszystkich malych ptaszkow, zblizal sie niepostrzezenie. I w chwili gdy Akwila otwierala usta do krzyku, skoczyl, ladujac wszystkimi czterema lapami na ludziku.
A wlasciwie tam gdzie ludzik znajdowal sie wczesniej, bo Figiel juz wywinal kozla w powietrzu i znalazl sie tuz przed pyszczkiem Szczurolowa, trzymajac w kazdej rece po jednym kocim uchu.
— No i co, koteczku, widze cie jak na obrazku! — wykrzyknal. — Oto prezent od pokrzywdzonych!
I tryknal kota z calych sil w nos. Szczurolow wylecial w powietrze, po czym padl na plecy z zamknietymi oczami. Miauknal w przerazeniu, gdy czlowieczek wyladowal na nim z okrzykiem „swir!!!”.
Kot skoczyl w gore, a nastepnie z rakietowa szybkoscia rzucil sie do ucieczki. Jako pomaranczowa smuga