— Nie mowiac juz o pomylkowych pismach urzedowych! — Figle spojrzaly po sobie w panice na sama mysl.
— Uwazaja, ze slowo zapisane ma jeszcze wieksza moc — wyszeptal ropuch. — Mysla, ze cale pisanie to magia. Slowa na papierze wprawiaja je w panike. Widzisz ich miecze? Gdyby w poblizu pojawil sie prawnik, ostrza zaczelyby lsnic blekitnym blaskiem.
— No dobrze — odezwala sie Akwila. — Doszlismy do czegos. Obiecuje, ze nie zapisze jego imienia. A teraz opowiedzcie mi o krolowej, ktora zabrala Bywarta. Krolowej czego?
— Nie moge powiedziec tego na glos — oswiadczyl Rozboj. — Ona slyszy swe imie, gdziekolwiek jest wypowiedziane, i zjawia sie na wezwanie.
— To prawda — potwierdzil ropuch. — A z cala pewnoscia nie chcesz jej spotkac.
— Jest tak zla?
— Jeszcze gorsza. Tak ze nazywaj ja po prostu Krolowa.
— Tak, Krolowa — powtorzyl Rozboj. — Nie slyszalas o Krolowej? Czyz nie jestes wnuczka babci Dokuczliwej, ktora miala te wzgorza w swych kosciach? Nie wiesz, co robic? Nie pokazala ci? Nie jestes wiedzma? Jak to mozliwe? Przywalilas Jenny o Zielonych Zebach i spojrzalas jezdzcowi bez glowy w oczy, ktorych nie mial, i ty nie wiesz?
Akwila usmiechnela sie do niego slabo, a potem wyszeptala do ropucha:
— Czego nie wiem?
— Wydaje mi sie — odszepnal — ze sa zadziwieni, dlaczego nie wiesz nic o Krolowej i o… magii, a przeciez jestes wnuczka babci Dokuczliwej i poradzilas sobie z potworami. Uwazaja, ze babcia przekazala ci swoja wiedze magiczna. Podnies mnie do swego ucha. — Akwila posluchala, a on wtedy wyszeptal: — Lepiej ich nie zawiedz.
Przelknela sline.
— Ona nigdy nic mi nie mowila na temat magii… — zaczela i umilkla. To byla prawda.
Babcia Dokuczliwa nigdy nie opowiadala jej o magii. Ale pokazywala jej magie kazdego dnia.
… To zdarzylo sie, kiedy jeden z najlepszych psow mysliwskich nalezacych do barona zostal przylapany na zagryzaniu owcy. Ostatecznie byl to pies mysliwski, ktory wyrwal sie na wzgorza, a poniewaz owca uciekala, rzucil sie za nia w pogon…
Baron wiedzial, jaka kara czeka jego psa. Byly prawa tak stare, ze nikt nie pamietal, kto je ustanowil, ale kazdy wiedzial: pies, ktory zagryzl owce, musi zginac.
Jednak ten pies wart byl piecset zlotych dolarow, wiec — tak mowila opowiesc — baron wyslal swego sluge na wzgorza do wozu babci. Siedziala na schodkach i palac fajke, spogladala na stado.
Sluga baronia przyjechal konno i nie pofatygowal sie, by zsiasc. Co nie bylo rozsadne, jesli sie chcialo zaprzyjaznic z babcia. Zelazne podkowy niszczyly murawe. To takze jej sie nie podobalo.
— Baron rozkazuje ci — rzekl sluga — bys znalazla sposob, jak uratowac psa, pani Dokuczliwa. W zamian podaruje ci sto srebrnych dolarow.
Babcia usmiechnela sie, spogladajac za horyzont, przez chwile pykala fajeczka, a potem odrzekla:
— Czlowiek, ktory podniesie reke na swego pana, zostaje powieszony. Glodujacy czlowiek, ktory ukradnie owce nalezaca do swego pana, zostaje powieszony. Pies, ktory zagryza owce, musi zostac zabity. Takie prawa obowiazuja na tych wzgorzach, a ja te wzgorza mam w swoich kosciach. Kim jest baron, by naginac do siebie prawo?
I dalej patrzyla na owce.
— Baron jest wlascicielem tej krainy — odparl sluga. — To jego prawo.
Pod spojrzeniem babci Dokuczliwej wlosy tego czlowieka staly sie calkiem biale. A przynajmniej tak jest w tej opowiesci. Ale wszystkie historie o babci Dokuczliwej brzmialy po trosze jak bajki.
— Jesli jest tak, jak mowisz, ze to jego prawo, niech je zlamie i zobaczymy, jak sie wtedy sprawy potocza — stwierdzila babcia.
Kilka godzin pozniej baron wyslal swojego rzadce, ktory byl bardzo waznym czlowiekiem, ale znal babcie Dokuczliwa duzo dluzej.
— Pani Dokuczliwa — zwrocil sie do niej — baron prosi, by uzyla pani swych wplywow i uratowala psa. Z najwieksza radoscia ofiaruje pani piecdziesiat zlotych dolarow za pomoc w tej trudnej sytuacji. Na pewno rozumie pani, ze korzysci osiagna wszyscy zainteresowani.
Babcia palila fajke, patrzac na mlode owieczki, i wreszcie sie odezwala:
— Mowisz w imieniu swego pana, a twoj pan mowi w imieniu swego psa. Kto bedzie mowil w imieniu tych wzgorz? Gdzie jest baron, ktory chce, by prawo zostalo dla niego zlamane?
Mowia, ze gdy baron uslyszal te slowa od rzadcy, nic nie odpowiedzial. I chociaz byl czlowiekiem pysznym, czesto zachowywal sie nierozsadnie i nosil glowe zbyt wysoko, nie byl glupi. Wieczorem pomaszerowal na wzgorza, dotarl do domku babci i usiadl na murawie obok. Po chwili babcia zapytala:
— W czym ci moge pomoc, panie?
— Babciu Dokuczliwa, blagam o darowanie zycia mojemu psu — rzekl baron.
— Przyniosles twe srebro? Przyniosles twe zloto?
— Nie mam srebra ani zlota.
— Dobrze. Prawo zlamane przez srebro lub zloto nic nie jest warte. I co teraz, moj panie?
— Chcialem prosic, babciu Dokuczliwa.
— Chcesz zlamac prawo za pomoca slowa?
— Zgadza sie, babciu.
W opowiesci babcia przez jakis czas przygladala sie zachodowi slonca, a wreszcie odezwala sie tak:
— Staw sie jutro o swicie w malej kamiennej szopie, zobaczymy, czy twoj stary pies jeszcze sie czegos nauczy. Wtedy podejmiemy decyzje. A teraz dobranoc.
Nastepnego ranka przy szopie zebrala sie prawie cala wioska. Babcia zjawila sie, ciagnac na niewielkim wozku owce z nowo narodzonym jagnieciem. Polozyla je w szopie.
Potem kilku mezczyzn przyprowadzilo psa. Szarpal sie nerwowo, bo noc spedzil przywiazany na lancuchu. Usilowal zlapac zebami tych, ktorzy trzymali go na dwoch skorzanych smyczach. Mial geste futro. I kly.
Baron przyjechal ze swoim rzadca. Babcia Dokuczliwa skinela im glowa i otworzyla drzwi zagrody.
— Chcesz wpuscic psa do owcy, babciu? — zapytal rzadca. — Chcesz, zeby sie zadlawil krwia?
Nikogo to nie rozsmieszylo. Ale tez i rzadcy nikt nie lubil.
— Zobaczymy — odparla babcia.
Mezczyzni wrzucili psa do szopy i szybko zatrzasneli za nim drzwi. Ludzie doskoczyli do okien.
Jagnie zapiszczalo cicho, pies warknal, potem zameczala owca. Ale to nie bylo normalne meczenie. Brzmiala w nim grozba.
Cos uderzylo w drzwi, az zatrzeszczaly zawiasy. W srodku pies zaskowyczal.
Babcia Dokuczliwa podniosla Akwile do gory, by mogla zajrzec przez okno.
Pies usilowal sie podniesc na nogi, ale nie zdazyl, bo zostal zaatakowany znowu, siedemdziesiat funtow rozwscieczonej owcy runelo niczym taran.
Babcia postawila Akwile na ziemie i zapalila fajke. Pykala sobie spokojniutko, mimo ze budynek za nia trzasl sie w posadach, a pies skowyczal i piszczal.
Po kilku minutach skinela na mezczyzn. Otworzyli drzwi.
Pies wydostal sie ze srodka, utykajac na trzy nogi, ale i tak nie udalo mu sie przejsc wiecej niz kilka krokow, gdy kolejny raz owca zaatakowala go z taka sila, ze potoczyl sie po ziemi.
Lezal nieruchomo. Byc moze, wiedzial juz, co sie wydarzy, jesli tylko sprobuje sie podniesc.
Babcia Dokuczliwa skinela na mezczyzn, ktorzy zlapali owce i zaciagneli ja z powrotem do szopy.
Baron przygladal sie temu z otwartymi ustami.
— W zeszlym roku zagryzl dzika! — powiedzial. — Cos ty mu zrobila?
— Wylize sie — odparla babcia, celowo ignorujac pytanie. — Zraniona zostala glownie jego duma. Ale nie spojrzy juz nigdy na owce, stawiam na to moj kciuk. — Polizala swoj prawy kciuk i wystawila go w gore.
Po chwili wahania baron polizal takze swoj kciuk i przylozyl go do kciuka babci.