pojawil sie w otwartych drzwiach i smignal kolo Akwili, by wreszcie zniknac pod zlewem.

Figiel uniosl glowe i spojrzal z usmiechem na dziewczynke.

— Prosze, nie odchodz… — zaczela szybko, ale juz go nie bylo. Jak na wolnych ludzi byli bardzo szybcy.

* * *

Matka zblizala sie prawie biegiem sciezka prowadzaca od domu. Akwila podniosla ropucha i w ostatniej chwili ukryla go w kieszeni.

— Nie ma tu Bywarta? — pytala matka zdenerwowana.

— A nie poszedl z toba na strzyzenie owiec, mamo? — Akwila nagle sie przerazila.

— Nie mozemy go znalezc! — W spojrzeniu matki pojawil sie dziki blysk. — Odwrocilam sie tylko na minutke! Jestes pewna, ze go tutaj nie widzialas?

— Przeciez by nie przeszedl calej drogi…

— Idz i poszukaj go w domu! Szybko!

Pani Dokuczliwa pobiegla gdzies dalej. Akwila odlozyla ropucha na podloge i zagonila go pod koryto. Zaraz uslyszala glosny skrzek i kompletnie przerazony Szczurolow wyczolgal sie spod koryta i skoczyl do drzwi.

Wstala. Pierwsza mysl nie przynosila jej chwaly: Przeciez sam chcial pojsc przygladac sie strzyzeniu! Jak mogl sie zgubic? Poszedl z mama, Hanna i Fastida!

Ale czy Hanna i Fastida mogly go upilnowac, gdy wokol bylo tylu mlodych mezczyzn?

Probowala udawac, ze wcale tego nie mysli, ale niestety byla zdradziecko dobra w odkrywaniu, kiedy sama klamie. Taki jest wlasnie problem z mozgiem: mysli wiecej, nizby sie chcialo.

Ale przeciez Bywarta nigdy nie ciagnelo, by uciekac od ludzi! Do zagrody, gdzie strzyzono owce, bylo ponad pol mili. I nie umial tak szybko chodzic. Po kilku krokach siadal i zadal slodyczy!

Gdyby naprawde sie zgubil, byloby tutaj duzo spokojniej…

Pojawila sie znowu — ta okropna, zawstydzajaca mysl. Akwila nie chciala tak myslec.

Wyjela ze sloja troche cukierkow jako przynete i biegajac od pokoju do pokoju, potrzasala torebka niczym grzechotka.

Uslyszala na podworku kroki mezczyzn, ktorzy zeszli ze stoku, gdzie strzygli owce, ale nie przestawala zagladac pod lozka i do szafek, nawet umieszczonych tak wysoko, ze zaden dwulatek nie moglby do nich dosiegnac, a potem jeszcze raz pod lozka, do miejsc sprawdzanych juz wczesniej, poniewaz taki to byl rodzaj szukania, ze idzie sie na strych, by sprawdzic, choc drzwi na strych sa zawsze zamkniete.

Po kilku minutach doszly ja glosy z zewnatrz wolajace Bywarta, a potem uslyszala ojca, ktory mowil:

— Sprawdzcie nad rzeka!

… a to oznaczalo, ze ojciec tez byl w panice, bo Bywart nigdy by nie poszedl tak daleko bez przekupstwa. Z daleka od slodyczy czul sie po prostu nieszczesliwy.

— To twoja wina!

Czula te mysl jak kawalek lodu w mozgu.

— To twoja wina, bo nie dosc go kochalas. Kiedy sie urodzil, przestalas byc najmlodsza i musialas wszedzie brac go ze soba, i wciaz zyczylas sobie, zeby zniknal.

— Nieprawda! — wyszeptala do siebie Akwila. — Ja… calkiem go lubilam.

Ale nie bardzo, musiala to przyznac. I nie przez caly czas. Nie umial sie bawic i nigdy nie robil tego, o co go prosila. Myslala, ze byloby lepiej, gdyby sie zgubil.

Przeciez, dodala w myslach, nie mozesz kochac ludzi przez caly czas, jesli bez przerwy im leci z nosa. I przeciez… zastanawiam sie…

— Chcialabym znalezc mojego brata — powiedziala na glos.

Nic sie nie stalo. Ale dom byl pelen ludzi otwierajacych i zamykajacych drzwi, krzyczacych do siebie i wchodzacych sobie w droge, a Figle byly niesmiale, mimo ze ich twarze przypominaly brzydkie piesci.

— Samo chcenie to za malo — powiedziala panna Tyk. — Musisz cos zrobic.

Akwila zeszla na dol. Byly tam nawet niektore z kobiet, ktore pakowaly welne podczas strzyzenia. Wszyscy stloczyli sie wokol placzacej matki. Nikt na Akwile nie zwrocil uwagi. Co sie dosc czesto zdarzalo.

Pobiegla do mleczarni, zamknela za soba drzwi i pochylila sie, by zajrzec pod koryto.

Drzwi otworzyly sie gwaltownie i do srodka wbiegl ojciec. Zatrzymal sie na jej widok.

— Tam go nie moze byc, dziewczyno! — wykrzyknal.

— Ja, no… — wybakala.

Wygladala na winna.

— Sprawdzalas na gorze?

— Nawet na strychu, tato.

— No tak. — Tata byl jednoczesnie przerazony i zniecierpliwiony. — Idz i… zrob cos!

— Dobrze, tato.

Kiedy zatrzasnely sie za nim drzwi, pochylila sie znowu, zagladajac pod koryto.

— Jestes tam, ropuchu?

— Kiepskie miejsce na lowy — odparl ropuch, wydobywajac sie na zewnatrz. — Bardzo pilnujecie czystosci. Ani pajaczka.

— Nie ma czasu do stracenia — zachnela sie Akwila. — Moj maly braciszek przepadl. I to w bialy dzien! Niedaleko domu, gdzie wszystko widac jak na dloni.

— O rechy — odezwal sie ropuch.

— Slucham?

— No, to bylo przeklenstwo po ropuszemu — wytlumaczyl ropuch. — Przepraszam, ale…

— Czy to, co sie dzieje, ma zwiazek z magia? — zapytala Akwila. — Ma, nie myle sie, prawda?

— Mam nadzieje, ze nie. Ale uwazam, ze tak.

— Czy Bywarta ukradly te male ludziki?

— Co, Figle? One nie kradna dzieci! — Bylo cos dziwnego w tym, jak ropuch powiedzial: „ONE nie kradna… ”.

— Czy w takim razie wiesz, kto zabral mojego brata?

— Nie… ale ONE moga wiedziec. Posluchaj, panna Tyk mowila, ze nie powinnas…

— Moj brat zostal porwany! — ostro krzyknela Akwila. — Czy chcesz mi powiedziec, ze nie powinnam z tym nic robic?

— Nie, ale…

— Dobrze, gdzie sa teraz Figle?

— Podejrzewam, ze sie przyczaily. Pelno tu ludzi, ktorzy zagladaja we wszystkie zakamarki, wiec…

— Czy mozesz je sprowadzic? Potrzebuje ich!

— No wiesz, panna Tyk powiedziala…

— Jak moge je sprowadzic z powrotem?

— Wiec… chcesz je tu sprowadzic? — zapytal ropuch. Wygladal na udreczonego.

— Tak!

— Rzadko sie zdarza, by ktos tego chcial. To nie sa skrzaty. Zazwyczaj gdy Fik Mik Figle zjawiaja sie w twoim domu, lepiej jak najszybciej go opuscic. — Westchnal. — Powiedz mi, czy twoj tata jest pijacy?

— Czasami zdarza mu sie wypic piwo — przytaknela Akwila. — Co to ma wspolnego z cala sprawa?

— Tylko piwo?

— No, nie powinnam nic o tym wiedziec, ale istnieje Specjalny Plyn dla Owiec. Babcia Dokuczliwa przygotowywala go w starej oborze.

— Mocny?

— Rozpuszcza lyzke — przyznala. — Uzywa sie go tylko na specjalne okazje. Tata twierdzi, ze nie jest dla kobiet, bo od niego rosna wlosy na piersiach.

— Jesli jestes pewna, ze chcesz sprowadzic tu Figle, przynies tego troche — poradzil ropuch. — Przekonasz sie, ze zadziala.

Piec minut pozniej Akwila byla z powrotem. Niewiele spraw mozna ukryc przed spokojnym dzieckiem o bystrym wzroku, dlatego wiedziala doskonale, gdzie sa skladowane butelki z medykamentem i teraz miala ze soba

Вы читаете Wolni Ciutludzie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату