by wytoczyc proces wlascicielowi tych psow.
— Slucham? — Akwila marszczyla brwi. — O czym ty mowisz?
— Ja… ja… nie wiem — odparl ropuch. — Ta mysl po prostu pojawila sie w mojej glowie. Moze znalem sie na psach, kiedy bylem czlowiekiem?
— Posluchaj, Figle uwazaja, ze sa w raju. Sadza, ze przybyly tutaj po smierci!
— I… ? — zapytal ropuch.
— No, to po prostu nie moze byc prawda. Tutaj sie zyje, potem sie umiera i trafia sie do raju zupelnie gdzie indziej!
— Coz, to jest mowienie tego samego, tylko w inny sposob, nie prawdaz? Wiele wojowniczych plemion uwaza, ze po smierci dostana sie do krainy szczesliwosci. Wiesz, w takie miejsce, gdzie beda pic, walczyc i bawic sie do woli. Wiec moze ten swiat jest wlasnie tym dla nich.
— Ale ten swiat jest prawdziwy!
— Oni tez tak uwazaja. Poza tym pamietaj, ze sa naprawde bardzo male. Moze wszechswiat jest tak zatloczony, ze musialy sobie znalezc raj tam, gdzie bylo na to miejsce? Jestem ropuchem, wiec pozwol, ze bede tylko spekulowal. Moze one sie myla. Ale moze to ty sie mylisz. Albo ja.
Mala stopa kopnela Akwile w but.
— Lepiej, panienko, zebysmy stad ruszali — powiedzial Rozboj.
Trzymal niezywego Figla przerzuconego przez ramie. Kilku innych tez nioslo ciala.
— Czy… zamierzacie ich pochowac? — zapytala Akwila.
— Jasne, nie beda juz potrzebowac swoich starych cial, a nieporzadnie byloby zostawic je tutaj — odparl Rozboj. — Poza tym gdyby duze dziela znalazly malenkie czaszki i kosci, zaczelyby sie zastanawiac, a my nie chcemy, by ktokolwiek wtracal sie w nasze sprawy. Nie mowie oczywiscie o obecnych, panienko — dodal.
— To jest bardzo… no… praktyczne podejscie — westchnela zrezygnowana.
Figiel wskazal odlegly pagorek porosniety na szczycie gestwina drzew. Wiele wzgorz tak wlasnie wygladalo w okolicy. Drzewa korzystaly z faktu, ze na wzniesieniu warstwa gleby jest grubsza. Mowilo sie, ze scinanie takich drzew sprowadza nieszczescie.
— Juz niedaleko — powiedzial Rozboj.
— Mieszkacie w jednym z kopcow? — zapytala Akwila. — Myslalam, ze tam sa grobowce dawnych rycerzy.
— Zgadza sie, po sasiedzku lezy sobie jakis stary kniaz, ale bardzo grzeczny. Nie grzechocze szkieletem i nie straszy po nocach. Mamy tam calkiem przestronnie, zadbalismy o to.
Akwila podniosla wzrok na bezkresny blekit nieba nad bezkresna zielenia wzgorz.
Znowu panowal spokoj. To nie byl swiat, w ktorym znalazloby sie miejsce najezdzcow bez glowy i piekielne sfory.
Co by sie dzialo, gdybym nie zaprowadzila wtedy Bywarta nad rzeke? — pomyslala. Co bym teraz robila? Pewnie zajmowala sie serem…
Nie wiedzialabym tego wszystkiego, nie wiedzialabym, ze zyje w raju, chocby byl to raj klanu blekitnych ludzikow. Nie wiedzialabym nic o ludziach latajacych na myszolowach.
I nie zabijalabym potworow.
— Skad one przychodza? — zapytala. — Jak nazywa sie miejsce, z ktorego przybywaja tutaj potwory?
— Wydaje mi sie, ze znasz je bardzo dobrze — odparl Rozboj.
Zblizali sie juz do kopca i Akwila poczula zapach dymu.
— Naprawde?
— Jasne. Ale nie wymowie tej nazwy na otwartej przestrzeni, jest to slowo, ktore mozna tylko wyszeptac w bezpiecznym miejscu. Nie powiem tego pod golym niebem.
Bylo to za duze na nore krolika, borsuki z pewnoscia rowniez nie zyly tutaj, ale wejscie do kopca znajdowalo sie pomiedzy korzeniami i nikomu nawet nie przyszloby do glowy, ze nie jest to legowisko jakiegos zwierzecia.
Akwila byla bardzo szczupla, lecz musiala sciagnac fartuszek i pelznac na brzuchu, by dostac sie do srodka. A i tak nie dalaby rady, gdyby Figle jej nie popychaly.
Ale przynajmniej nie pachnialo brzydko, a wewnatrz byla przestrzen wielkosci calkiem duzego pokoju. Od podlog do sufitu znajdowaly sie galerie rozmiarow odpowiednich akurat dla Figli. Tam wlasnie toczylo sie zycie praludkow, ktore praly, szyly, klocily sie i nawet, tu i owdzie, wdawaly w bojki, a wszystko robily glosno. Niektore mialy wlosy i brody przetykane siwizna. Byly tez bardzo mlode, calkiem malutkie, te biegaly wszedzie zupelnie gole, wykrzykujac do siebie bez opamietania. Akwila, ktora przez kilka lat zajmowala sie wychowywaniem Bywarta, wiedziala, o co w tym wszystkim chodzi.
Ale nie bylo wcale dziewczynek. Nie bylo Wolnych Ciutkobiet.
Nie… byla jedna.
Gwarny tlum rozstapil sie, by ja przepuscic. Dopadla do kolan Akwili. Byla ladniejsza niz meskie Figle, choc trzeba przyznac, ze swiat jest pelen stworzen ladniejszych niz, powiedzmy, Glupi Jas. Miala rude wlosy, a na twarzy wyraz determinacji.
Poklonila sie i powiedziala:
— Czy to ty jestes wiedzma z plemienia wielkich dziel, panienko?
Akwila rozejrzala sie. Byla jedyna osoba w jamie mierzaca ponad siedem cali wzrostu.
— Hm, no tak — odezwala sie. — Mozna tak rzec. Owszem.
— Nazywam sie Fiona. Wodza kazala mi przekazac ci wiadomosc, ze malemu chlopcu nie stala sie jeszcze zadna krzywda.
— Odnalazla go? — zapytala szybko Akwila. — Gdzie on jest?
— Nie, nie znalazla, ale zna sie na Krolowej. Ona nie chce siac poruty.
— Ale wykradla go!
— To prawda. To jest skomplikowane. Odpocznij ciutchwilke. Wodza chce cie niedlugo widziec. Nie ma teraz dosc sily.
Fiona odwrocila sie z szumem spodnicy i przemaszerowala po kredowej podlodze sama niczym krolowa. Znikla za wielkim okraglym kamieniem opartym o przeciwlegla sciane.
Akwila, nie spuszczajac z niej wzroku, delikatnie wyjela ropucha z kieszeni i zblizywszy go do swych warg, wyszeptala:
— Czy ja sieje porute?
— Nie, raczej nie — powiedzial ropuch.
— Ale powiesz mi, gdyby mi sie to zdarzylo, dobrze? To byloby okropne, gdyby wszyscy widzieli, ze sieje porute, a ja bym o tym w ogole nie wiedziala.
— Nie masz pojecia, o czym mowila, tak?
— Niezupelnie.
— Nie chce tylko, zebys sie zdenerwowala, to wszystko.
— Tak wlasnie myslalam — sklamala Akwila. — Czy moglbys zajac miejsce na moim ramieniu? Obawiam sie, ze moge tutaj potrzebowac pomocy.
Wszystkie Figle przygladaly jej sie z zainteresowaniem, ale najwyrazniej nie pozostawalo jej teraz nic, tylko czekac. Ostroznie usiadla wiec na ziemi, zabebnila palcami po kolanie.
— Co powiesz o naszym malym krolestwie? — zapytal jakis glos z dolu. — Wspaniale, prawda?
Rozboj w towarzystwie kilku innych praludkow, ktore poznala juz wczesniej, czail sie nerwowo kolo jej stop.
— Bardzo… przytulne — powiedziala Akwila, bo to wydawalo jej sie uprzejmiejsze od „jakie okopcone” lub „jak cudownie halasliwe”. I dodala: — Gotujecie dla wszystkich na tym malym ognisku?
Na srodku pomieszczenia znajdowalo sie niewielkie palenisko, nad nim byl maly otwor w suficie, ktorym uchodzil dym, a w zamian wpadalo swiatlo.
— Tak, panienko — odparl Rozboj.
— Tylko drobiazgi, takie jak kroliki — dodal Glupi Jas. — Duza zdobycz pieczemy w kredowej pie… mmm…