Tyle tylko… ze cos sie nie zgadzalo. Akwila przeszla pod lukiem kilka razy i wciaz nie byla tego pewna. Podniosla dlon na wysokosc ramienia, probujac zmierzyc wysokosc slonca nad horyzontem.
A potem zobaczyla ptaka, jaskolke, ktora w pogoni za muchami zanurkowala za skaly.
Efekt byl, no coz., dziwny, jakby smutny. Ptak zniknal za kamieniem, a ona podazala za nim wzrokiem… lecz juz bylo za pozno. Bo ptak powinien sie wylonic, ale tak sie nie stalo.
A potem zjawil sie w przeswicie miedzy kamieniami i przez chwile widnial po obu stronach kamienia w tym samym czasie.
Patrzac na to, Akwila czula sie tak, jakby ktos wyciagnal jej oczy i obrocil dookola.
„Szukaj miejsca, gdzie nie pasuje czas”…
— Swiat, ktory widac przez przeswit, jest przynajmniej o sekunde spozniony w stosunku do czasu, ktory plynie tutaj — mowila glosem tak pewnym, jak to tylko mozliwe. — Mysle… wiem, ze tam jest wejscie.
Fik Mik Figle zaczely wiwatowac i klaskac w dlonie, po czym ruszyly biegiem ku niej.
— Twoje czytanie bylo wspaniale — oswiadczyl Rozboj. — Nie rozumialem ani slowa.
— Tak, to musi byc doprawdy potezny jezyk, kiedy nie wiadomo w ogole, o co chodzi! — dodal jego kompan.
— Zdecydowanie ma panienka predyspozycje do bycia wodza — oswiadczyl Nie-tak-duzy-jak-Sredniej- Wielkosci-Jock-ale-wiekszy-niz-Ciut-Jock-Jock.
— Wspaniale! — dodal Glupi Jas. — Powalilo mnie to, gdy zobaczylas slodycze i w ogole sie z tym nie zdradzilas. Nie sadzilismy tez, ze dostrzezesz zielonego!
Praludki przestaly wiwatowac i spojrzaly na niego z wyrzutem.
— Czy cos zlego powiedzialem? — dopytywal sie.
Akwila zmarkotniala.
— Od poczatku wiedzieliscie, gdzie jest przejscie, tak? — zapytala.
— Oczywiscie — potwierdzil Rozboj. — Uzywalismy go, kiedy mieszkalismy w swiecie Krolowej, ale byla zla, wiec sie zbuntowalismy…
— No wlasnie, a ona nas wyrzucila pod pretekstem, ze pijemy, kradniemy i bijemy sie przez caly czas — dodal Glupi Jas.
— To wcale nie bylo tak! — wrzasnal Rozboj.
— I czekaliscie, zeby zobaczyc, czy mnie uda sie je znalezc? — Akwila przerwala im, bojac sie, ze rozpoczna zaraz bojke.
— Oczywiscie. Znakomicie sobie poradzilas, dziewczyno.
Pokrecila przeczaco glowa.
— Nieprawda. Nie czarowalam. Nie wiem, jak to sie stalo. Po prostu przygladalam sie i udalo mi sie zrozumiec, co zobaczylam. Tak naprawde to oszukiwalam.
Praludki popatrzyly na siebie.
— Przeciez na tym wlasnie polega magia — powiedzial Rozboj. — Machasz rozdzka i wymawiasz kilka magicznych ciutslowek. I co w tym takiego sprytnego? Ale przygladanie sie swiatu, takie przygladanie, ze naprawde sie go widzi, a potem rozumienie tego, co sie zobaczylo, to dopiero jest cos.
— No wlasnie — zgodzil sie z nim ku zdziwieniu Akwili bard William. — Uzylas swych oczu i uzylas swojej glowy. Tak wlasnie robia prawdziwe wiedzmy. Magia sluzy tylko promocji.
— O, naprawde? — Akwila sie rozpogodzila. — W takim razie… to sa nasze drzwi!
— Zgadza sie — powiedzial Rozboj. — Teraz pokaz nam przez nie droge.
Zawahala sie, ale potem przyszla mysl: czuje, ze mysle. I widze to, jak mysle. A co ja mysle? Mysle, ze przechodzilam pod tym lukiem wczesniej i nic sie nie wydarzylo.
Ale wtedy nie patrzylam. I nie myslalam. W kazdym razie nie tak, jak nalezy.
Swiat, ktory widze za lukiem, nie jest prawdziwym swiatem. Tylko wyglada jak prawdziwy. To rodzaj… czarodziejskiego obrazka, ktory zostal tam postawiony, by ukryc wejscie. I jesli nie uwazasz, no coz, po prostu mijasz prawdziwe wejscie, nie zdajac sobie w ogole z tego sprawy.
Przeszla pod lukiem. I nic sie nie stalo. Fik Mik Figle przygladaly jej sie z powaga.
No dobrze, pomyslala. Znowu dalam sie oszukac, prawda?
Stanela na wprost kamieni, wyciagnela rece na boki, zamknela oczy. A potem bardzo powoli zrobila krok do przodu…
Cos zaskrzypialo pod jej nogami, ale nie otworzyla oczu, dopoki nie byla pewna, ze nie ma pod nimi kamieni. I wtedy spojrzala na…na czarno-bialy krajobraz.
Rozdzial osmy
Kraina zimy
— O tak, ona pierwszorzednie patrzy, nie ma zadnych watpliwosci — uslyszala za soba glos Williama, gdy wkraczala w swiat Krolowej. — Widzi to, co jest naprawde…
Snieg rozciagal sie pod tak brudnobialym niebem, ze Akwila poczula sie jakby we wnetrzu pileczki pingpongowej. Tylko czarne pnie i galezie drzew, widoczne tu i owdzie, mowily jej, gdzie konczy sie ziemia i zaczyna niebo…
… to i oczywiscie slady kopyt. Biegly w strone ciemnej linii lasu.
Zimno klulo ja niczym malenkie igielki wbijane w skore.
Spojrzala w dol i ujrzala Fik Mik Figle gromadnie wysypujace sie przez brame, brnace po pas w sniegu. Na terenie Krolowej rozpraszaly sie. Niektore juz z wyciagnietymi mieczami.
Teraz wcale nie smialy sie ani nie zartowaly. Byly czujne.
— No dobrze — powiedzial Rozboj. — Dobra robota. Tutaj na nas poczekasz, a my jak najszybciej sprowadzimy twojego ciutbraciszka, nie ma problemu…
— Ide z wami! — zachnela sie Akwila.
— Nie, wodza nie…
— Ja tak — odparla Akwila, dygoczac. — To jest moj brat. Gdzie w ogole jestesmy?
Rozboj podniosl wzrok na blade niebo. Nigdzie nie widac bylo ani sladu slonca.
— No coz, i tak juz tu jestes — oswiadczyl — wiec chyba ci moge powiedziec. Ten swiat nazywaja Kraina Basni.
— Kraina Basni? Niemozliwe. Widzialam rysunki. W Krainie Basni jest… jest mnostwo kwiatow i drzew, i swieci slonce, i wszedzie dzwonia dzwoneczki! Male dzieci w spioszkach. I ludzie ze skrzydlami! I… okropni ludzie tez! Widzialam na ilustracjach.
— Nie zawsze jest tak, jak mowisz — powiedzial Rozboj krotko. — I nie mozesz isc z nami, bo nie masz zadnej broni.
— A co sie stalo z moja patelnia? — zapytala Akwila. Cos podskoczylo kolo jej nog i zobaczyla, jak Nie- tak-duzy-jak-Sredniej-Wielkosci-Jock-ale-wiekszy-niz-Ciut-Jock-Jock wyciaga ku niej triumfalnie patelnie.
— No tak, masz patelnie — przyznal Rozboj — ale tutaj potrzebujesz miecza, ktory powstal z gromu z jasnego nieba. To jest oficjalna bron, kiedy sie napada na Kraine Basni.
— Wiem, jak skorzystac z korzyscia z tej patelni — odparla Akwila. — I ja jestem…
— Nadchodza! — wykrzyknal Glupi Jas.
Ujrzala w oddali czarne kropki, poczula tez, ze ktos wspina sie po jej plecach i staje na glowie.
— To piekielna sfora — oglosil Nie-tak-duzy-jak-Sredniej-Wielkosci-Jock-ale-wiekszy-niz-Ciut-Jock-Jock. — Dobry tuzin.
— Psow nie zdolamy przegonic! — wykrzyknela Akwila, lapiac mocno raczke patelni.
— Nie ma takiej potrzeby — oswiadczyl Rozboj. — Tym razem mamy ze soba barda. Tyle ze lepiej by bylo, gdybys sobie zatkala uszy.
William, nie spuszczajac wzroku z psow, spokojnie odkrecal niektore z piszczalek mysich dud i przekladal je do torby, ktora mial przerzucona przez plecy.
Psy byly juz duzo, duzo blizej. Akwila widziala metaliczne zeby i ogien w oczach.
William powoli wyjal z torby znacznie krotsze piszczalki, lsniace, jakby byly wykonane ze srebra, i przykrecil