walczy z elfem o mlotek. Chwile pozniej podniosl ciezki mlot nad glowa.

Krolowa szarpnela ja w swoja strone, w momencie gdy mlotek uderzyl.

— Cukierka? — wysyczala. — Ja pokaze ci cukie…

— Na litosc! To Krolowa. Ma nasza wodze…

— Nie mamy krolowej! Nie mamy pana! Jestesmy wolni Ciutludzie!

— Moglbym zamorrrrdowac te kebabe!

— Bierzcie ja!

Jest calkiem mozliwe, ze Akwila byla jedyna osoba na wszystkich swiatach, ktora cieszyly glosy Fik Mik Figli.

Figle wylewaly sie z roztrzaskanego orzecha. Niektore wciaz mialy na sobie smokingi.

Inne znowu swoje spodniczki. Wszystkie zas byly w bardzo bojowych nastrojach — zeby nie marnowac czasu i dla rozgrzewki, bily sie miedzy soba.

Polana opustoszala. Czlowiek prawdziwy czy nierealny bez trudu rozpozna klopoty, zwlaszcza gdy suna wrzeszczaca, przeklinajaca, czerwono-blekitna lawa.

Akwila wymknela sie z objec Krolowej i nie wypuszczajac Bywarta, stanela wsrod traw, by patrzec na to, co sie bedzie dzialo.

Duzy Jan minal ja biegiem, niosac nad glowa szarpiacego sie pelnej wielkosci elfa.

Nagle zatrzymal sie i cisnal nim przez polane.

— Mamy go z glowy! — wykrzyknal i biegiem powrocil do bitwy.

Fik Mik Figli nie da sie zdeptac ani zgniesc. Pracowaly w grupach, wdrapujac sie jeden na drugiego, by dosiegnac wiekszych elfow fanga lub glowka, a kiedy przeciwnik byl na lopatkach…

W sposobie, w jaki Fik Mik Figle walczyly, byla metoda. Na przyklad zawsze wybieraly najwiekszego przeciwnika, poniewaz, jak powiedzial jej pozniej Rozboj, „Latwiej takiemu przykopac”. I nie przestawaly. To wlasnie wykanczalo ludzi. Jakby atakowaly osy z piesciami.

Uswiadomienie sobie, ze nie maja juz przeciwnikow, zabralo im dobra chwile. Wiec jakis czas jeszcze okladaly sie nawzajem, bo ostatecznie przebyly po to kawal drogi.

Akwila wstala.

— Niezla robota, sam to musze przyznac — oswiadczyl Rozboj, rozgladajac sie wkolo. — Bardzo przyzwoita walka, nawet nie musielismy uzywac poezji.

— Jak dostaliscie sie do orzecha? — zapytala Akwila. — To byl dla mnie… ciezki orzech do zgryzienia!

— Tylko taka droge znalezlismy — odparl Rozboj. — Musi istniec droga, ktora pasuje. Nawigowanie w snach nie jest proste.

— Szczegolnie ze bylismy ciut traceni — oswiadczyl Glupi Jas, usmiechajac sie szeroko.

— Co takiego? Piliscie? — zapytala z niedowierzeniem Akwila. — Ja tu stawiam czolo Krolowej, a wy siedzicie sobie w pubie?

— Och, nie — zaprotestowal Rozboj. — Pamietasz ten sen o wielkim przyjeciu? Na ktorym mialas taka sliczna sukienke? Ugrzezlismy tam na troche.

— Ale przeciez zabilam senka.

Rozboj wygladal na nieco wytraconego z rownowagi.

— Nooo… nam nie poszlo tak latwo jak tobie. Zabralo nam to ciutchwilke.

— Dopoki nie skonczylismy wszystkich trunkow — chcial mu dopomoc Glupi Jas.

Rozboj obdarzyl go morderczym spojrzeniem.

— Nie musiales tak stawiac sprawy — zachnal sie.

— Czy to znaczy, ze sen trwa nadal? — zapytala Akwila.

— Jesli jestes wystarczajaco spragniona — wyjasnil Jas.

— Ale myslalam, ze gdy sie je lub pije we snie, to juz sie w nim pozostanie!

— Na wiekszosc stworzen tak to wlasnie dziala — potwierdzil Rozboj. — Ale nie na nas. Domy, banki i sny to dla nas to samo, nikt ani nic nas nie powstrzyma, gdy chcemy sie dostac do srodka lub gdy chcemy wyjsc.

— Wyjatek stanowia puby — dodal Duzy Jan.

— No wlasnie — zgodzil sie pogodnie William. — Wyjscie z pubu czasami sprrrrawia nam pewna trrrrudnosc.

— A gdzie podziala sie Krolowa? — zaciekawila sie Akwila.

— Ona? Zmyla sie w tej samej chwili, gdy mysmy sie pojawili — oswiadczyl Rozboj. — A my powinnismy isc w jej slady, zanim sen sie zmieni. — Skinal glowa w strone Bywarta. — Czy to jest ten ciutbraciszek? Ciut halasliwy.

— Chce cukierka! — wrzasnal Bywart, jakby ktos wlaczyl automatycznego pilota.

— Ale teraz nie dostaniesz! — odkrzyknal mu Rozboj. — Przestan chlipac i chodz z nami. Dosc juz byles ciezarem dla swojej ciut-siostry!

Akwila juz otwierala usta, zeby zaprotestowac, ale zamknela je, kiedy Bywart po chwilowym szoku parsknal smiechem.

— Siusiu ludz! — powiedzial.

— Och, nie! — jeknela. — Znowu zacznie.

Ale ku jej zdumieniu nic takiego sie nie stalo. Bywart nigdy nie okazal takiego zainteresowania niczemu, co nie bylo zelkiem.

— Rozboj, mamy tutaj prawdziwego! — wolaly praludki.

Akwila przerazona ujrzala, jak kilka Fik Mik Figli ciagnie za glowe nieprzytomnego Rolanda.

— A, to ten chlopak, ktory byl dla ciebie niegrzeczny — powiedzial Rozboj. — Probowal tez uderzyc Duzego Jana mlotkiem w glowe. To nie bylo bardzo madre. Co z nim poczniemy?

Trawa zafalowala. Swiatlo na niebie zaczynalo przygasac. Robilo sie coraz chlodniej.

— Nie mozemy go tu zostawic! — krzyknela Akwila.

— Dobra, ciagniemy go, chlopaki — rozkazal Rozboj. — Ale ruszajmy sie, i to juz!

— Siusiu ludz! Siusiu ludz! — pokrzykiwal wesolo Bywart.

— Obawiam sie, ze bedzie sie tak zachowywal przez caly dzien — powiedziala Akwila. — Przepraszam.

— Biegnij do wyjscia! — krzyknal Rozboj. — Czy nie widzisz drzwi?

Akwila rozejrzala sie w panice. Wiatr prawie kasal.

— Spojrz na drzwi — rozkazal Rozboj.

Zamrugala i obrocila sie.

— Eee… — wykrztusila. Weszla do tego snu bez namyslu, bo gonila Krolowa, teraz powrot okazal sie duzo trudniejszy. Probowala sie skoncentrowac. Zapach sniegu…

Mowienie, ze snieg pachnie, wydawalo sie idiotyczne. Przeciez to czysta zamarznieta woda. Ale jesli w nocy padal snieg, Akwila wiedziala to zawsze zaraz po przebudzeniu. Snieg pachnial tak, jak smakuje blaszane pudelko. A blaszane pudelko ma smak, choc trzeba przyznac, ze smakuje tak, jak snieg pachnie.

Wydalo jej sie, ze slyszy skrzypienie wlasnego umyslu od wysilku myslenia. Jesli byla we snie, to powinna sie obudzic. Bieganie nie mialo sensu. To we snie sie w kolko biega. Ale jeden kierunek wydal jej sie… cienki i bialy.

Zamknela oczy i wyobrazila sobie snieg, skrzypiacy niczym swieza posciel.

Skoncentrowala sie na tym, co powinna czuc pod nogami. Wystarczylo sie tylko obudzic…

Stala na sniegu.

— Udalo sie — oswiadczyl Rozboj.

— Wyszlam! — wykrzyknela Akwila.

— Czasami drzwi znajduja sie w naszej glowie — dodal Rozboj. — A teraz ruszajmy.

Akwila poczula, ze unosi sie w powietrze. Pochrapujacemu w poblizu Rolandowi wyroslo kilka par blekitnych nog.

— Nie zatrzymujemy sie, dopoki stad nie wyjdziemy — oswiadczyl Rozboj.

Szybko przemieszczali sie ponad sniegiem, czesc Figli biegla przodem. Po jakiejs minucie lub dwoch Akwila obejrzala sie i zobaczyla rozciagajace sie za nimi blekitne cienie.

Coraz ciemniejsze.

— Rozboj… — zaczela.

Вы читаете Wolni Ciutludzie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату