Dobrze, powiedziala trzecia, najrozsadniejsza mysl Akwili.
— Dobrze? — powtorzyla Akwila na glos.
— Dobrze? — zawtorowala jej Krolowa.
Owszem, odpowiedziala rozsadna mysl, poniewaz ona nie wie, ze masz rozsadek, a twoja dlon znajduje sie tuz przy patelni. Chyba pamietasz jeszcze, ze te stwory nienawidza zelaza. Ona plonie gniewem. Rozpal w niej furie, niech przestanie myslec. Zran ja.
— Mieszkasz tu, w krainie wiecznej zimy i mozesz tylko snic o lecie — powiedziala Akwila. — Nic dziwnego, ze Krol cie opuscil.
Krolowa zamarla niczym przepiekny posag, ktory tak bardzo przypominala. Znowu sen, ktory ja stwarzal, zamigotal i Akwila byla pewna, ze zobaczyla… cos. Niewiele wieksze od niej, prawie ludzkie w ksztalcie, dosc niepozorne i przez dobra chwile zaszokowane. A potem znowu widziala potezna i wielka Krolowa.
Zlapala patelnie i zamachnela sie nia. Uderzenie przeslizgnelo sie tylko po Krolowej, ktora jednak zafalowala niczym powietrze nad rozgrzana droga i krzyknela przerazliwie.
Akwila nie zamierzala czekac, co sie dalej wydarzy. Zlapala brata i rzucila sie do ucieczki poprzez trawe, mijajac dziwaczne postaci odwracajace sie na dzwiek krolewskiego wrzasku.
Teraz cienie traw, ktore nie mialy cieni, zaczely sie poruszac. Niektorzy z ludzi — smiesznych ludzi, jakby wycietych z jej ksiazki — zmieniali ksztalt i ruszyli za Akwila i jej placzacym bratem. Po drugiej stronie polany dwie wielkie kobiety-trzmiele wznosily sie nad ziemia, ich malenkie skrzydelka huczaly z wysilku.
Ktos ja zlapal i wciagnal w trawe. Roland. Byl purpurowy na twarzy.
— Czy mozesz stad teraz wyjsc? — zapytal.
— No… — zaczela Akwila.
— W takim razie biegnijmy przed siebie — powiedzial. — Podaj mi reke.
— Czy ty znasz stad wyjscie? — wydyszala Akwila, gdy przedzierali sie przez gigantyczne stokrotki.
— Nie. Stad nie ma wyjscia. Bo widzisz… na zewnatrz czekaja senki… to jest naprawde bardzo silny sen…
— W takim razie dlaczego biegniemy?
— By trzymac sie od niej… z daleka. Sneebs twierdzi, ze jesli sie schowac na dosc dlugo, ona… zapomina…
Nie sadze, by mogla mnie szybko zapomniec, pomyslala Akwila.
Roland zatrzymal sie, ale ona puscila jego reke i biegla dalej z Bywartem uczepionym do niej w milczacym zdziwieniu.
— Gdzie biegniesz?! — krzyknal za nia Roland.
— Naprawde chce zejsc jej z drogi!
— Wroc tu, bo teraz zawracasz do niej!
— Nieprawda! Biegne caly czas prosto!
— To jest sen! — Roland krzyczal teraz bardzo glosno, poniewaz dogonil ja. — Biegniesz naokolo…
Akwila wypadla na polane… na tamta polane.
Kobiety-trzmiele wyladowaly po obu jej stronach, a Krolowa podeszla blizej.
— Spodziewalam sie wiecej po tobie — powiedziala. — Oddaj mi chlopca, potem postanowie, co mam z toba zrobic.
— Ten sen nie jest zbyt wielki — szeptal z tylu Roland. — Jesli dojdziesz za daleko, zaczynasz zawracac…
— Potrafie stworzyc dla ciebie sen, ktory bedzie nawet mniejszy od ciebie — stwierdzila pogodnie Krolowa. — To bywa bolesne.
Kolory staly sie jaskrawsze. Dzwieki glosniejsze. Akwila poczula tez zapach. Bylo to dziwne, bo do tego momentu nie czula w ogole zadnych zapachow.
A tego zapachu, ostrego i gorzkawego, nie zapomnialaby za nic na swiecie. Tak pachnial snieg. I mimo brzeczenia owadow w trawie uslyszala tez cichutenkie glosy:
— Na litosc! Nie moge znalezc wyjscia!
Rozdzial jedenasty
Przebudzenie
Po drugiej stronie polany, tam gdzie pracowal czlowieczek z mlotem, lezal ostatni orzech wielkosci polowy Akwili. I kolysal sie lekko. Czlowieczek wzial zamach, a orzech potoczyl sie w bok.
Widziec to, co jest naprawde, powiedziala do siebie Akwila i rozesmiala sie.
Krolowa rzucila jej zdziwione spojrzenie.
— Co cie rozbawilo? Co jest w tym smiesznego? Coz znajdujesz zabawnego w tej sytuacji?
— Po prostu pomyslalam cos smiesznego — odpowiedziala Akwila.
Krolowa rzucila jej spojrzenie kogos, kto nie ma za grosz po czucia humoru i spotyka sie ze smieszna sytuacja.
Nie jestes zbyt bystra, pomyslala Akwila. Nigdy nie musialas byc. Zdobywalas wszystko, co bylo ci potrzebne, po prostu sniac to. Wierzysz w swoje sny, wiec nie musisz myslec.
Odwrocila sie i wyszeptala do Rolanda:
— Rozbij orzech. Nie martw sie tym, co ja robie, rozbij orzech!
Chlopiec popatrzyl na nia zaskoczony. Nic nie rozumial.
— Co mu powiedzialas? — zachnela sie Krolowa.
— Powiedzialam mu „do widzenia” — odparla Akwila, tulac brata do siebie. — Nigdy nie oddam mojego brata, zebys nie wiem co zrobila!
— Czy wiesz, jakiego jestes koloru w srodku? — zapytala Krolowa.
Akwila niemo potrzasnela glowa.
— W takim razie sie dowiesz. — Krolowa usmiechnela sie slodko.
— Nie masz takiej mocy.
— A wiesz, ze masz racje. Taka fizyczna magia jest naprawde bardzo trudna. Ale sprawie, bys myslala, ze zrobilam… cos najstraszliwszego. I to wystarczy. Czy chcesz mnie teraz blagac o litosc? Potem mozesz juz nie miec okazji.
Akwila milczala przez chwile.
— Nie — odezwala sie wreszcie. — Chyba tego nie zrobie.
Krolowa pochylila sie nad nia.
Jej zielone oczy wypelnial swiat Akwili.
— Ludzie beda to pamietac bardzo bardzo dlugo — powiedziala.
— Mam nadzieje — zgodzila sie Akwila. — Rozbij… orzech.
Przez moment Krolowa wygladala na zdziwiona. Niezbyt sobie radzila z naglymi zwrotami akcji.
— Co?
— Co? — mruknal Roland. — No… dobra.
— Co ty mu powiedzialas? — zapytala Krolowa, kiedy chlopiec pobiegl w strone orzecha.
Akwila kopnela ja w kostke. To nie bylo zachowanie godne czarownicy. To bylo zachowanie godne dziewieciolatki i bardzo zalowala, ze nie potrafila wymyslic nic lepszego.
Ale tez miala bardzo ciezkie buty i to bylo znakomite kopniecie.
Krolowa szarpnela ja mocno za ramie.
— Dlaczego to zrobilas?! Dlaczego nie robisz tego, co ci kaze? Powinnas byc szczesliwa, wykonujac moje polecenia.
Akwila spojrzala jej w twarz. Oczy mialy teraz szary kolor, ale zrenice wygladaly jak srebrne lusterka.
Wiem, kim jestes, powiedziala jej rozsadna mysl. Jestes kims, kto sie nigdy niczego nie nauczyl. Nie masz pojecia o ludziach. Jestes… dzieckiem, ktore sie zestarzalo.
— Chcesz cukierka? — wyszeptala.
Uslyszala za soba halas. Udalo jej sie obrocic, choc Krolowa trzymala ja z calych sil, i zobaczyla, ze Roland