I oto Krolowa stala przed nia. Byla duzo wyzsza od Akwili, ale rownie szczupla, wlosy miala dlugie i czarne, twarz blada, usta czerwone jak czeresnie, a suknie bialo-czerwono-czarna. I cos w tym obrazku nie pasowalo.
Druga mysl powiedziala: Jest zbyt doskonala. Po prostu doskonala. Niczym lalka. Nikt prawdziwy nie jest taki doskonaly. Ona wcale tak nie wyglada.
Usmiech Krolowej na chwile znikl, a kiedy powrocil, wygladal jak posklejany.
— Zupelnie mnie nie znasz, a zachowujesz sie niegrzecznie — oswiadczyla Krolowa, sadowiac sie na lisciastej sofie. Poklepala dlonia miejsce obok siebie. — Siadz tutaj. Stanie naprzeciw siebie to jak konfrontacja. Potraktuje twoje zle maniery jako oznake zagubienia. — Obdarowala Akwile przepieknym usmiechem.
Przyjrzyj sie jej oczom, podpowiadala druga mysl. Ona nie uzywa ich, zeby cie widziec. To tylko piekne ornamenty.
— Wkroczylas nieproszona do mego domu, zabilas pare zamieszkujacych ten kraj postaci i caly czas zachowywalas sie w sposob niedopuszczalny — mowila Krolowa. — To mnie obraza. Ale potrafie zrozumiec, ze zostalas wprowadzona w blad przez szkodliwe elementy…
— Ukradlas mojego brata. — Akwila nie wypuszczala Bywarta z objec. — Kradniesz wszystko, co sie da. — Ale jej glos brzmial slabo nawet w jej wlasnych uszach.
— Zgubil sie — odpowiedziala spokojnie Krolowa. — Przyprowadzilam go do domu i zajelam sie nim.
Bylo cos takiego w glosie Krolowej, co mowilo w przyjacielski, pelen zrozumienia sposob, ze to ona ma racje, a ty sie mylisz. Ale tak naprawde to nie jest twoj blad.
Najprawdopodobniej jest to blad twoich rodzicow albo jedzenia, albo czegos okropnego, co sie kiedys zdarzylo, a ty tego nie pamietasz. Z pewnoscia to nie byl twoj blad, Krolowa doskonale to rozumiala, poniewaz ty jestes mila. Tylko pod zlym wplywem zrobilas nie to, co potrzeba. Ale jednak zachowywalas sie okropnie. Gdybys tylko umiala sie przyznac, Akwilo, swiat bylby znacznie lepszy…
… ten zimny swiat, strzezony przez potwory, swiat, gdzie nic sie nie starzeje ani nie rosnie, powiedziala jej druga mysl. Swiat, ktorym rzadzi Krolowa. Nie sluchaj jej.
Akwili udalo sie zrobic krok w tyl.
— Czy ja jestem potworem? — zapytala Krolowa. — Potrzebuje jedynie towarzystwa…
W tym momencie druga mysl Akwili, calkiem przyduszona przez uwodzicielski glos Krolowej, zdolala jednak wykrztusic: Panna Plci Zenskiej Robinson…
Wiele lat temu pracowala jako sluzaca na jednej z farm. Mowiono, ze wychowala sie w sierocincu w Yelp. Mowiono, ze jej matka zjawila sie tam i urodzila ja podczas straszliwej burzy. Kierownik sierocinca zapisal w swoim wielkim czarnym dzienniku: Panna Robinson, niemowle plci zenskiej. Mloda mama nie byla zbyt bystra, a moze po prostu umierala, w kazdym razie zrozumiala, ze to jest imie dziecka. Ostatecznie tak zostalo zapisane w papierach.
Panna Robinson byla juz calkiem stara, nigdy sie wiele nie odzywala, malo co jadla, ale nikt nigdy nie widzial jej bezczynnej. Nikt nie potrafil tak wyszorowac podlogi jak panna Plci Zenskiej Robinson. Miala szczupla twarz bez wyrazu, z ostrym czerwonym nosem, i nieznajace odpoczynku szczuple blade dlonie z czerwonymi knykciami. Panna Robinson pracowala naprawde ciezko.
Kiedy ta sprawa sie wydarzyla, Akwila malo rozumiala. Kobiety rozmawialy o tym, stojac przy furtkach po dwie, po trzy, z zalozonymi na piersi rekami i zawsze milkly z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, gdy nadchodzili mezczyzni.
Uslyszala cos to tu, to tam, choc niekiedy to, co do niej dochodzilo, brzmialo jak rodzaj kodu: „Nigdy tak naprawde nie miala nikogo dla siebie, biedactwo. Czy to jej wina, ze jest bardziej plaska niz deska do prasowania?” i „Mowia, ze kiedy ja znalezli, kolysala je i powtarzala, ze to jej”, i „Dom byl pelen dzieciecych ubranek, ktore zrobila na drutach!”. To ostatnie najbardziej zdziwilo Akwile, poniewaz zostalo wypowiedziane takim tonem, jakby ktos mowil: „Miala dom pelen ludzkich czaszek!”.
Ale wszyscy zgadzali sie co do jednego: Nie mozna tego puscic plazem! Zbrodnia to zbrodnia. Trzeba zawiadomic barona.
Panna Robinson ukradla dziecko, Punktualnosc Zagadke, ktory byl bardzo kochany przez swych mlodych rodzicow, mimo ze nazwali go Punktualnosc (uwazali, ze jesli nadaje sie dzieciom imiona od innych cech, jak Wiara czy Nadzieja, to nie ma nic zlego w naznaczeniu go slowem opisujacym dobre pilnowanie czasu).
Pozostawili go w kolysce na podworku i zniknal. Jak zwykle w takim wypadku rozpoczeto poszukiwania, a potem ktos zauwazyl, ze panna Robinson zabiera do domu wiecej mleka niz zazwyczaj.
To byl kidnaping. Na Kredzie rzadko sie stawia ploty i drzwi sa zazwyczaj pootwierane. Zlodzieje wszelkiego autoramentu traktowani sa niezwykle surowo. Jesli nie mozesz odwrocic sie na piec minut od dziecka lub swojej wlasnosci, do czego to moze doprowadzic? Prawo to prawo. Zbrodnia to zbrodnia…
Akwila przysluchiwala sie wymianom opinii na ten temat, bo wioska az huczala, ale powtarzano caly czas to samo. Biedactwo, nie chciala zrobic nic zlego. Tak ciezko pracowala, nigdy sie nie skarzyla. Ma w glowie nie po kolei. Prawo to prawo. Zbrodnia to zbrodnia.
Tak wiec baron zostal zawiadomiony, proces odbywal sie w wielkiej sali, gdzie zjawili sie wszyscy, ktorzy tylko mogli przyjsc, w tym pan i pani Zagadka, ona ze zmartwiona twarza, on z zacieta. Byla tez oczywiscie panna Robinson, ktora nie odrywala wzroku od ziemi, a swych czerwonych dloni od kolan.
Trudno to bylo nawet nazwac procesem. Panna Robinson nie rozumiala aktu oskarzenia, Akwili wydawalo sie zreszta, ze malo kto rozumial. Nie byli pewni, dlaczego wlasciwie sie tam znalezli i czego mieli sie dowiedziec.
Baron tez nie byl pewny siebie. Prawo stanowilo jasno. Kradziez jest straszliwa zbrodnia, a kradziez istoty ludzkiej czyms wrecz okropnym. W Yelp znajdowalo sie wiezienie, tuz obok sierocinca. Niektorzy mowili nawet, ze sa w srodku laczace je drzwi.
Baron nie byl wielkim myslicielem. Jego rodzina sprawowala wladze, poniewaz mieszkancy Kredy nie zmieniali zdania na temat niczego przez setki lat. Sluchal, wystukujac po stole rytm palcami, przygladal sie ludzkim twarzom i w ogole zachowywal sie jak ktos siedzacy na rozzarzonych weglach.
Akwila zajela miejsce w pierwszym rzedzie. Sluchala, jak baron wyglasza werdykt, uzywajac wielu slow, by nie powiedziec tych, ktore powiedziec musial, az tu nagle drzwi sie otworzyly i wbiegly Grzmot i Blyskawica.
Pedzily miedzy rzedami lawek, po czym zajely miejsce na wprost barona, wpatrujac sie w niego jasnymi i czujnymi oczami.
Tylko Akwila osmielila sie odwrocic. Drzwi do sali pozostaly lekko uchylone. To byly solidne drzwi, o wiele za ciezkie, by otworzyl je pchnieciem nawet najsilniejszy pies. Zdolala dostrzec, ze ktos stoi i patrzy na sale przez szpare w drzwiach.
Baron zamilkl i rowniez spojrzal ku drzwiom. Po dobrych kilku chwilach odsunal od siebie prawnicza ksiege i rzekl:
— Moze powinnismy to zalatwic inaczej…
I rzeczywiscie postapili inaczej. Ludzie zaczeli teraz zwracac uwage na panne Robinson. Nie bylo to rozwiazanie doskonale, ale dzialalo i wszyscy byli zadowoleni.
Kiedy wyszli z sali, Akwila poczula lekki zapach tytoniu Wesoly Zeglarz i pomyslala o psie barona. „Zapamietaj ten dzien — powiedziala wtedy babcia Dokuczliwa. — Bedziesz mial powod, by pamietac”.
Ale baron potrzebowal przypomnienia.
— Kto odezwie sie w twojej obronie? — zapytala glosno Akwila.
— W mojej obronie? — Brwi Krolowej ulozyly sie w doskonaly luk. A trzecia mysl Akwili (ta najrozsadniejsza) powiedziala: „Przygladaj sie jej twarzy, kiedy sie martwi”.
— Nie ma kogos takiego, prawda? — Akwila cofnela sie. — Czy istnieje ktos, dla kogo bylas mila? Ktos, kto powie, ze jestes kims wiecej niz tylko zlodziejka? Chyba nie. Masz… jestes jak senk, stosujesz tylko jeden trik…
I wtedy to sie stalo. Teraz rozumiala, co chciala jej powiedziec trzecia mysl. Bo twarz Krolowej zamigotala przez chwile.
— I to nawet nie jest twoje cialo — atakowala Akwila. — Chcesz, zeby ludzie tak cie widzieli, a to nie jest prawdziwe, jak wszystko inne tutaj, to skorupa bez zawartosci…
Krolowa rzucila sie ku niej i trzepnela ja znacznie mocniej, niz powinno to byc mozliwe we snie. Akwila wyladowala na mchu, a Bywart potoczyl sie dalej, krzyczac:
— Siusiu!