Pognala na plaze. Ujela Rolanda pod pachy, by zaciagnac go do latarni. Obejrzala sie.

Praludki wciaz patrzyly na ogromna i rosnaca fale.

Byl tam tez Bywart. Radosnie przygladal sie fali pochylony nieco do przodu, tak ze gdy Figle wspinaly sie na palce, mogl trzymac dwa z nich za rece.

Obraz wryl sie w jej umysl — maly chlopiec i praludki, wszyscy zwroceni do niej plecami, zapatrzeni w skrzaca sie sciane wody.

— Chodzcie! — krzyknela Akwila. — Mylilam sie, to nie przyplyw, to Krolowa.

Zatopione statki podniosl podmuch wiatru, krecil nimi w kolo.

— Chodzcie tutaj!

Zdolala przerzucic Rolanda przez ramie i ruszyla do drzwi latarni, kiedy woda chlusnela tuz za nia…

… przez chwile swiat byl pelen bialego swiatla…

… pod nogami skrzypial snieg.

To byl cichy, zimny swiat Krolowej. Wokol nie bylo nikogo i niczego, tylko snieg, a gdzies w oddali las i klebiace sie nad nim czarne chmury.

A przed nia, choc slabo widoczny, pojawil sie w powietrzu rysunek. Trawa i kilka kamieni w swietle ksiezyca.

To byly drzwi do domu.

Obejrzala sie wokol zrozpaczona.

— Prosze! — krzyknela. Nie prosila nikogo w szczegolnosci. Po prostu musiala krzyknac. — Rozboj? William? Jas? Bywart?

Od strony lasu odpowiedzialo jej wycie piekielnej sfory.

— Musze stad wyjsc — mruknela Akwila. — Musze sie stad wydostac…

Zlapala Rolanda za kolnierz i pociagnela go w strone drzwi. Na szczescie po sniegu latwiej sie przesuwal.

Nikt nie probowal jej zatrzymac. Przez drzwi pomiedzy kamieniami przedostalo sie do jej swiata troche sniegu, ale powietrze bylo cieple, a noc rozbrzmiewala halasem nocnych owadow. Pod prawdziwym ksiezycem i pod prawdziwym niebem ciagnela chlopca po ziemi i posadzila go, opierajac o skale. Usiadla obok wykonczona, starala sie odzyskac oddech.

Jej sukienka byla calkiem przemoczona, pachniala morzem.

Akwila slyszala swe mysli, ktore dochodzily do niej jakby z wielkiej odleglosci:

Moga wciaz jeszcze zyc. Przeciez to byl tylko sen. Musi byc droga powrotu. Trzeba ja tylko znalezc. Musze tam wrocic.

Psy ujadaly tak glosno…

Wstala, choc pragnela jedynie usnac.

Trzy kamienie, ktore byly drzwiami, tworzyly czarny ksztalt na tle rozgwiezdzonego nieba.

W chwili gdy na nie spojrzala, rozsypaly sie. Najpierw jeden, ten po lewej stronie, zsunal sie powoli, a na niego opadly pozostale dwa.

Zaczela szarpac tony kamienia. Probowala szukac przejscia obok nich, ale nic z tego.

Stala pod gwiazdami, samotna, ze wszystkich sil probujac sie nie rozplakac.

— Co za wstyd — powiedziala Krolowa. — Wszystkich zawiodlas. I co teraz?

Rozdzial trzynasty

Ziemia pod falami

Krolowa szla po trawie. Tam gdzie stapnela, przez moment lsnil lod. Czesc Akwili, ktora jeszcze zdolna byla do myslenia, pomyslala: Ta trawa bedzie rano martwa. Ona zabija moja trawe.

— Po glebszym zastanowieniu trzeba przyznac, ze cale zycie jest jedynie snem — powiedziala Krolowa wciaz tym samym doprowadzajacym do szalu, spokojnym, lagodnym glosem. Usiadla na zwalonych kamieniach. — Wy, ludzie, lubicie snic i marzyc. Marzy wam sie, ze jestescie sprytni. Sni wam sie, ze jestescie wyjatkowi. I trzeba przyznac, ze jestescie nieco lepsi od senkow. Macie z pewnoscia bujniejsza wyobraznie. Chcialam ci podziekowac.

— Za co? — zapytala Akwila, spogladajac na wlasne buty. Paniczny strach trzymal ja w swych kleszczach. Nie miala gdzie uciec.

— Nie zdawalam sobie sprawy, jaki cudowny jest wasz swiat — mowila dalej Krolowa. — Chodzi mi o to, ze senki… coz, nie sa tak naprawde niczym wiecej niz chodzacymi gabkami. A ich swiat jest bardzo stary. Wlasciwie umiera. Tam juz nie ma nic tworczego. Z moja mala pomoca twoi ludzie poradza sobie znacznie lepiej. Poniewaz wy snicie przez caly czas. A szczegolnie ty. Widzisz swoj swiat, jakby to byl rysunek, posrodku ktorego znajdujesz sie wlasnie ty, prawda? Cudownie. Popatrz tylko na siebie. Kim jestes? Dziewczynka w dosc koszmarnej sukience i niezgrabnych butach. Zamarzylo ci sie, ze mozesz napasc na moj swiat i zawojowac go patelnia. Mialas marzenie pod tytulem: Dzielna dziewczyna ratuje swego braciszka. Wydawalo ci sie, ze jestes bohaterka opowiesci. A potem go zostawilas na pastwe losu. Jak myslisz, czy uderzenie milionow ton wody jest tym samym co spuszczenie na glowe gory zelaza?

Akwila nie potrafila myslec. Jej glowe wypelniala goraca rozowa mgla.

Trzecia rozsadna mysl zdolala przekrzyczec te mgle.

— Wyciagnelam Rolanda — szepnela Akwila, wciaz patrzac na swoje buty.

— Ale on jest dla ciebie nikim — powiedziala Krolowa. — On jest, powiedzmy to sobie wprost, dosc glupawym chlopcem o duzej czerwonej twarzy i mozgu wieprza, jak jego ojciec. Zostawilas malego braciszka z banda zlodziejaszkow, a uratowalas rozpieszczonego glupka.

Nie bylo czasu, skrzeczala trzecia mysl. Nie dalabys rady wrocic po niego, a potem dojsc do latarni morskiej. I tak ledwie zdazylas. Udalo ci sie uratowac Rolanda. To byla jedyna logiczna decyzja. Nie mozesz sie czuc z tego powodu winna. Co jest lepsze, probowac uratowac brata, zachowac sie odwaznie i glupio, i umrzec, czy uratowac chlopaka, zachowujac sie odwaznie i rozsadnie, i przezyc?

Ale cos wciaz powtarzalo, ze glupio umrzec byloby bardziej… w porzadku.

Cos powtarzalo: Czy potrafisz powiedziec mamie: „Wiedzialam, ze nie zdaze uratowac brata, wiec zamiast niego uratowalam kogos innego?”. Czy bedzie zadowolona, ze tak to wymyslilas? To, ze sie ma racje, nie zawsze wystarcza.

To Krolowa! — darla sie trzecia mysl. To jej glos. Ona cie hipnotyzuje. Przestan jej sluchac!

— Zapewne nie twoja wina, ze nie masz serca i jestes taka zimna — mowila Krolowa. — Z pewnoscia zawinili twoi rodzice. Nigdy nie poswiecali ci dosc czasu. A poczecie Bywarta to bylo z ich strony prawdziwe okrucienstwo, powinni zachowywac sie nieco ostrozniej. No i pozwolili ci za duzo czytac. Z pewnoscia dla mlodego umyslu nie jest najlepiej, jesli zna takie slowa jak „paradygmat” czy „eschatologiczny”. To moze prowadzic do uzywania wlasnego brata jako przynety na potwory. — Krolowa westchnela. — Smutne, ze tak sie dzieje nieustannie. Coz, moim zdaniem mozesz byc dumna, iz udalo ci sie zostac tylko gleboka introwertyczka niedostosowana do zycia w spoleczenstwie.

Okrazala Akwile.

— Jakie to smutne — mowila. — Marzylo ci sie, ze jestes silna, rozsadna i logiczna… taka osoba, ktora ma zawsze przy sobie kawalek sznurka. Tyle ze to twoje wytlumaczenie na przykry fakt, iz nie jestes prawdziwie ludzka. Jestes samym mozgiem, nie masz wcale serca. Nawet nie plakalas, kiedy umarla babcia Dokuczliwa. Myslisz zbyt duzo, a teraz twoje ukochane myslenie zawiodlo. Coz, chyba najlepiej bedzie, jesli cie po prostu zabije, co na to powiesz?

Znajdz kamien! — darla sie trzecia mysl. Uderz ja!

Akwila swiadoma byla obecnosci innych postaci kryjacych sie w mroku za Krolowa.

Ludzie z letniego obrazka, ale takze kilka senkow i jezdziec bez glowy, i kobiety-trzmiele.

Mroz scinal trawe.

— Chyba bedzie nam sie tu podobalo — oswiadczyla Krolowa.

Akwila czula, jak nogi jej lodowacieja. Jej trzecia mysl, glosem zdartym z wysilku, krzyknela: Zrob cos!

Powinnam byla byc lepiej zorganizowana, pomyslala tepo. Nie powinnam polegac na snach. A moze…

Вы читаете Wolni Ciutludzie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату