mamy taniego prawnika i nie boimy sie go uzyc bez uszczerbku!

Prawnicy sciagali coraz wiecej i wiecej papierow. Wygladali na powaznie zmartwionych, a nawet z lekka przestraszonych. Rozboj patrzyl na nich z ogniem w oczach.

— Co oznaczalo to wuznee-facey-em i tak dalej, moj uczony przyjacielu? — zapytal.

— Visne faciem capite repletam — poprawil go ropuch. — To najlepsze, co udalo mi sie wymyslic w pospiechu, a znaczy mniej wiecej tyle… — odkaszlnal. — „Czy chcielibyscie twarz, ktora jest pelna glowy?”.

— Nigdy bym nie przypuszczal, ze prawniczy jezyk jest taki prosty — zdziwil sie Rozboj. — Gdybysmy znali te wszystkie smieszne wyrazenia, chlopaki, sami moglibysmy byc prawnikami! Brac ich!

Nastroj Fik Mik Figli potrafil sie zmienic w jednej chwili, zwlaszcza gdy grozilo to bojka. Wyciagneli miecze, ktore blysnely w powietrzu, i zaintonowali:

— Sala sadowa nie dla nas!

— Ludzi gniewnych stu!

— Prawo po naszej stronie!

— Obroni nas i juz!

— O nie! — oswiadczyla Krolowa i machnela reka.

Prawnicy i praludki znikneli. Byla tylko ona i Akwila. Staly naprzeciwko siebie na murawie. Miedzy kamieniami gwizdal wiatr.

— Co z nimi zrobilas?! — wykrzyknela Akwila.

— Och, sa gdzies… tutaj — odparla beztrosko Krolowa. — To i tak sen. I sen we snie. Na niczym nie mozesz polegac, mala dziewczynko. Nic nie jest prawdziwe. Nic nie trwa. Wszystko odchodzi. Jedyne, czego moglabys sie nauczyc, to snic. Na to dla ciebie jest juz za pozno. A ja… ja tez juz nie chce niczego sie uczyc.

Akwila nie byla pewna, ktory poziom jej myslenia zaczyna teraz dzialac. Byla zmeczona. Czula sie tak, jakby spogladala na sama siebie z gory i nieco z tylu. Ujrzala, jak staje mocno nogami na trawie, a potem…

… a potem…

… a potem jak ktos, kto wydobywa sie z tumanu snu, poczula pod soba glebie i jeszcze raz glebie czasu. Czula oddech wzgorz i odlegly ryk prastarego morza zamkniety w milionach muszelek. Pomyslala o babci Dokuczliwej, lezacej pod darnia, babci, ktora znowu stala sie czescia kredy, czescia ziemi pod falami. Poczula, jak wielkie kola czasu i gwiazd powoli sie wokol niej obracaja.

Otworzyla oczy, a potem, tym razem gdzies wewnatrz siebie, otworzyla je jeszcze raz.

Slyszala, jak rosnie trawa i jak pracuja robaki w ziemi pod nia. Czula wokol tysiace niewielkich zywych istot. Czula zapach powietrza. Widziala wszystkie cienie nocy…

Toczyly sie gwiazdy, toczyly sie lata, przestrzen i czas zamkniete w tym miejscu.

Wiedziala dokladnie, gdzie jest i kim jest.

Machnela dlonia. Krolowa probowala ja powstrzymac, ale rownie dobrze moglaby chciec zatrzymac uplyw lat. Akwila chwycila ja za twarz i przewrocila kopniakiem.

— Nie plakalam po babci, bo nie bylo takiej potrzeby — oswiadczyla — poniewaz babcia nigdy mnie nie opuscila!

Pochylila sie, a wraz z nia stulecia.

— Tajemnica tkwi w tym, zeby nie snic — wyszeptala. — Tajemnica tkwi w umiejetnosci obudzenia sie. Najtrudniej jest sie obudzic. Mnie sie to udalo i teraz juz jestem naprawde. Wiem, skad przybylam, i wiem, dokad zmierzam. Nie mozesz mnie juz omamic. Ani mnie dotknac. Ani niczego, co nalezy do mnie.

Nigdy juz nie bede taka jak w tej chwili, pomyslala, widzac przerazenie na twarzy Krolowej. Nigdy juz nie poczuje sie wielka jak niebo, stara jak te wzgorza, silna jak morze.

Otrzymalam cos na te chwile, a cena, jaka musze zaplacic, jest fakt, ze z tego zrezygnuje.

Ale rezygnacja jest rowniez nagroda. Bo zaden czlowiek nie moglby tak zyc. Mozesz caly dzien przygladac sie kwiatu z zachwytem, ale wtedy nie wydoisz krowy. Nic dziwnego, ze snimy nasza droge przez zycie. Byc obudzonym i widziec cala realnosc… nikt tego by nie wytrzymal na dluzsza mete.

Wziela gleboki wdech i podniosla Krolowa. Byla swiadoma wszystkiego, co sie wokol dzieje, snow, ktore sie przetaczaja wokol niej, ale nie maja na nia najmniejszego wplywu.

Byla prawdziwa, byla przebudzona, bardziej przebudzona niz kiedykolwiek w swoim zyciu.

Musiala sie skoncentrowac, by zapanowac nad wrazeniami przeplywajacymi teraz przez jej umysl.

Krolowa wydala jej sie lekka jak dziecko, zmieniala sie przy tym szalenczo w kolejne potwory i bestie ze szponami i mackami. Ale wreszcie byla tylko mala bura malpka, z wielka glowa i wylupiastymi oczami, zapadnieta piersia, ktora falowala z wysilku.

Akwila doniosla ja do kamieni. Luk byl nietkniety. Kamienie nigdy sie nie roztrzaskaly, pomyslala. Ona nie ma zadnej sily, nie dysponuje zadna magia, ty tylko trik. Ale przerazajacy.

— Trzymaj sie stad z daleka — powiedziala, wstepujac w kamienne progi. — I nigdy tu nie wracaj. Nigdy nie ruszaj tego co moje. — A potem, poniewaz stworzenie bylo tak slabe i tak bardzo przypominalo dziecko, dodala: — Ale mam nadzieje, ze znajdzie sie ktos, kto zaplacze nad toba. Mam nadzieje, ze Krol powroci.

— Ty mnie zalujesz? — wycharczalo stworzenie, ktore bylo Krolowa.

— Tak. Troche — powiedziala Akwila.

Tak jak bylo mi zal panny Robinson, pomyslala jeszcze.

Polozyla stworzenie na ziemie. Skoczylo w glab sniegu, odwrocilo sie i znowu bylo piekna Krolowa.

— Nie wygrasz — oswiadczyla Krolowa. — Zawsze potrafie tu wejsc. Ludzie snia.

— Czasami sie budzimy — odparla Akwila. — Nie wracaj tu…

Skoncentrowala sie i teraz kamienie tworzyly obramowanie niczego wiecej — i niczego mniej — niz tylko swiata, ktory znajdowal sie za nimi.

Powinnam znalezc sposob, by je zapieczetowac, powiedziala jej trzecia mysl. A moze jej dwudziesta mysl. Miala glowe pelna mysli.

Udalo jej sie odejsc, a potem usiadla, podciagajac kolana. Gdyby tak mialo zostac, pomyslala, musialabym nosic zatyczki w uszach i w nosie, i wielki czarny kaptur, a i tak widzialabym i slyszalabym zbyt wiele…

Zamknela oczy i zamknela je jeszcze raz.

Czula, jak wszystko z niej odplywa. To bylo niczym zapadanie w sen, zeslizgiwanie sie z tej dziwnej rozszerzonej swiadomosci w po prostu normalnosc, codziennosc… w bycie przebudzonym. Czula sie, jakby wszystko bylo z lekka zamazane i przygluszone.

Ale tak sie zawsze czulam, pomyslala. Idziemy przez zycie, spiac, bo jak moglibysmy zyc w pelni obudzeni…

Ktos postukal w jej but.

Rozdzial czternasty

Maly jasny dab

— Hej, gdzie bylas?! — wykrzykiwal Rozboj, wpatrujac sie w nia rozplomienionym wzrokiem. — W jednej chwili mielismy sprawic prawdziwie pokazowa lekcje tym prawnikom, a w nastepnej juz nie bylo ani ciebie, ani Krolowej!

Sny w snach, pomyslala Akwila. Ale to byla przeszlosc, nie dalo sie patrzec na Fik Mik Figle i nie wiedziec, co jest prawdziwie prawdziwe.

— Juz po wszystkim — oswiadczyla.

— Zabilas ja?

— Nie.

— W takim razie ona powroci — rzekl Rozboj. — Jest strasznie glupia. Jesli chodzi o sny, calkiem sprytna, ale rozumku w glowce ciutenko.

Akwila przytaknela. Uczucie zamglenia zniknelo. Wspomnienie nadswiadomosci zbladlo niczym sen. Ale musze pamietac, ze to nie byl sen.

— Jak udalo wam sie umknac przed wielka fala? — zapytala.

— Och, po prostu Wolni Ciutludzie sa bardzo szybcy — odpowiedzial Rozboj. — A to byla mocna latarnia morska. Choc trzeba przyznac, ze woda podeszla bardzo wysoko.

Вы читаете Wolni Ciutludzie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату