— Czy dobrze zrobilam? — zapytala dziewczynka.
— Co? O tak. Owszem. No… tak. Bardzo… precyzyjnie. Mow dalej.
Akwila opowiedziala jej o walce z Jenny, chociaz nie wspomniala nic na temat Bywarta, nieco obawiajac sie, ze panna Tyk moze miec obiekcje do wystawiania dziecka jako przynety. Panna Tyk sluchala uwaznie.
— Dlaczego uzylas patelni? — zapytala. — Przeciez moglas wziac jakis kij.
— Patelnia wydawala mi sie odpowiedniejsza — odparla Akwila.
— I byla. Gdybys uzyla kija, Jenny by cie zjadla. Patelnia jest zrobiona z zelaza. Takie stworzenia bez wat… chodzi mi, ze ich watroby nie trawia zelaza.
— Ale to potwor z bajki! — wykrzyknela Akwila. — W jaki sposob mogl pojawic sie w mojej rzece?
Panna Tyk przez chwile jej sie przygladala, a wreszcie spytala:
— Dlaczego chcesz zostac czarownica?
— Wszystko zaczelo sie od „Ksiegi dzieciecych basni”. Choc tak naprawde zrodelek bylo kilka, ale bajki stanowily prawie rzeczulke.
Kiedy Akwila byla mala, mama czytala jej bajki. Potem juz potrafila przeczytac je sobie sama. A we wszystkich bajkach pojawiala sie czarownica. Stara zla wiedzma.
Akwila myslala sobie: Gdzie jest dowod?
Bo opowiesci nigdy nie mowily, dlaczego czarownica jest tak niegodziwa.
Wystarczylo byc stara kobieta, wystarczylo zyc samotnie, wystarczylo wygladac dziwnie, na przyklad nie miec zebow. To wystarczylo, by stac sie wiedzma.
Jesli sie nad tym lepiej zastanowic, basnie nigdy na nic nie przedstawialy dowodow.
Wystepowal w nich przystojny ksiaze… czy naprawde byl taki? A moze po prostu ludzie nazywali go przystojnym, bo byl ksieciem? Dziewczyna byla piekna jak poranek… no dobrze, ale ktory poranek? Kiedy leje deszcz, trudno nawet wyjrzec przez okno, by sie o tym przekonac! Opowiesci nie chcialy, bys myslala — chcialy, bys wierzyla w to, co ci opowiadaja…
A opowiadaja, ze stara czarownica mieszka samotnie w chatce z piernika, choc czasem bywa to chatka na kurzej nozce, ze potrafi rozmawiac ze zwierzetami i potrafi czarowac.
Akwila znala tylko jedna stara kobiete, ktora mieszkala samotnie w dziwnej chatce…
No nie, to nie byla do konca prawda. Lecz Akwila znala tylko jedna stara kobiete zyjaca w dziwnym domku, ktory sie poruszal, i byla to babcia Dokuczliwa. Na dodatek babcia potrafila czarowac, jesli dotyczylo to owiec, rozmawiala ze zwierzetami i nie bylo w niej nic niegodziwego. To dowod, ze nie nalezy wierzyc w bajki.
Ale byla tez inna stara kobieta, o ktorej wszyscy mowili, ze jest czarownica. I to, co sie jej przytrafilo… dawalo Akwili wiele do myslenia.
W kazdym razie czarownice podobaly jej sie bardziej niz dumni przystojni ksiazeta, a na pewno duzo bardziej niz te glupie usmiechajace sie z wyzszoscia ksiezniczki, ktore najbardziej przypominaly jej zolwie. W dodatku mialy cudowne zlote loki, jakich Akwila nie miala. Jej wlosy byly brazowe. Brazowe i tyle. Mama mowila na nie kasztanowe, a czasami, ze mienia sie barwami jesieni, lecz Akwila wiedziala, ze sa brazowe, brazowe, tak samo jak jej oczy. Brazowe jak ziemia. A czy w jej ksiazce mozna bylo znalezc przygody, w ktorych biora udzial ludzie o brazowych oczach i brazowych wlosach? Nie, nie, nie… tylko ci o blond wlosach i niebieskich oczach lub o rudych wlosach i zielonych oczach trafiali do ksiazek.
Ktos o brazowych wlosach mogl byc co najwyzej sluzacym lub drwalem czy kims w tym rodzaju. Albo dojarka. Ale ona nie zamierzala na to pozwolic, choc rzeczywiscie robienie sera wychodzilo jej znakomicie. Nie mogla zostac ksieciem, w zyciu nie chcialaby byc ksiezniczka, nie planowala zdobyc zawodu drwala, jedyne, co jej pozostawalo, to rola czarownicy, wiec zostanie wiedzma i bedzie wiedziala rozne rzeczy, wlasnie tak jak babcia Dokuczliwa.
— Kim byla babcia Dokuczliwa? — zapytala panna Tyk.
Kim byla babcia Dokuczliwa? Ludzie zaczynali teraz o to pytac. A odpowiedz brzmiala: babcia Dokuczliwa byla tu od zawsze. Wydawalo sie, ze zycie wszystkich Dokuczliwych krecilo sie wokol babci. Gdzies tam w wiosce podejmowano decyzje, robiono cos, toczylo sie zycie, ale zawsze wiedziano, ze na wzgorzach w starym wozie na kolkach pomiedzy stadami owiec mieszka babcia Dokuczliwa.
Byla jak milczenie wzgorz. Moze dlatego tak lubila Akwile, jej niesmialosc. Starszym siostrom Akwili buzie ani na chwile sie nie zamykaly, a babcia nie lubila halasu. Kiedy Akwila przychodzila do jej domku, po prostu siedziala cicho. Uwielbiala tam siedziec.
Przygladala sie myszolowom i przysluchiwala ciszy.
Bo na wzgorzach ciszy dawalo sie sluchac. Dzwieki, glosy ludzi i zwierzat wplywaly miedzy wzgorza i w jakis sposob powodowaly, ze cisza stawala sie glebsza. Babcia Dokuczliwa owijala te cisze wokol siebie i robila wewnatrz miejsce dla Akwili. Na farmie zawsze zbyt wiele sie dzialo. Nie bylo czasu na milczenie. Ale babcia, w ktorej domu panowala cisza, caly czas sluchala.
— Co? — zapytala Akwila, ktora poczula sie jak wyrwana ze snu.
— Mowilas wlasnie „Babcia Dokuczliwa caly czas mnie sluchala” — powiedziala panna Tyk.
Dziewczynka przelknela sline.
— Wydaje mi sie, ze babcia byla po trosze wiedzma. — W jej glosie brzmiala duma.
— Naprawde? Dlaczego ci to przyszlo do glowy?
— Wiedzmy potrafia zaklinac ludzi, prawda?
— Tak sie mowi — odparla dyplomatycznie panna Tyk.
— Moj ojciec twierdzi, ze babcia Dokuczliwa przeklinala jak nikt inny — oswiadczyla z duma Akwila.
Panna Tyk sie rozesmiala.
— Zaklinanie rozni sie nieco od przeklinania. Przeklinanie to cos takiego jak „a niech to licho”, „cholera by to wziela”, „o kurka wodna” lub „kurcze blade”. Zaklinanie brzmi raczej w ten sposob: „Niech twoj nos rozpadnie sie na kawalki, a twoje uszy odleca”.
— Babcia przeklinala wlasnie w ten drugi sposob — stwierdzila Akwila bardzo pewna siebie. — Ponadto rozmawiala ze swoimi psami.
— A co takiego do nich mowila?
— Och, na przyklad „chodz tu”, „idz sobie” lub „wystarczy”. Zawsze robily, co im kazala.
— To sa zwykle komendy, ktore rozumie kazdy pies pasterski. Czarowanie to cos zupelnie innego.
— Ale jesli zwierzeta ja rozumialy, to przeciez oznacza, ze byly osobami, ktore przybraly postac zwierzecia — odparowala Akwila, nie ukrywajac niezadowolenia. — Czarownice maja zwierzeta, z ktorymi rozmawiaja, ktore rozumieja, co sie do nich mowi, bo tak naprawde wcale nie sa zwierzetami. Jak twoj ropuch.
— Nie jestem pewien, czy ktos mnie rozumie — odparl glos spomiedzy papierowych kwiatow. — Jestem na to zbyt zarozumialy.
— I znala sie doskonale na ziolach — upierala sie Akwila. Babcia Dokuczliwa musiala zyskac status czarownicy, chocby dziewczynka miala sie klocic caly dzien. — Potrafila kazdego wyleczyc. Moj tata powtarzal, ze postawilaby na nogi nie tylko Napoleona, ale nawet napoleonke. — Sciszyla glos. — Potrafila przywrocic do zycia jagnie…
Wiosna czy latem trudno bylo zastac babcie w domu. Przez wieksza czesc roku sypiala w starym wozie na kolkach, ktory dalo sie wciagnac na wzgorza, gdy tylko puscily lody. Pierwsze wspomnienie Akwili ukazywalo babcie kleczaca przed paleniskiem w ich domu i wkladajaca martwe jagnie do wielkiego kotla.
Akwila plakala i plakala. Babcia delikatnie podniosla ja, jakby troche niepewnie, posadzila sobie na kolanach i kolysala, nazywajac „swoim malym mendelkiem”, czemu lezace u jej stop dwa psy pasterskie Grzmot i Blyskawica przygladaly sie w niemym zdziwieniu. Babcia zazwyczaj nie zajmowala sie dziecmi, ale moze dlatego ze nie beczaly.