Precyzyjnie kierowany bieg mrowek przez labirynt szklanych rurek tworzyl najwazniejszy element.
Sporo rzeczy tez zwyczajnie sie… nazbieralo — chocby akwarium i dzwonki, ktore teraz wydawaly sie niezbedne. Jakas mysz zbudowala gniazdo w samym srodku i chyba stalo sie elementem instalacji, gdyz HEX zatrzymywal sie, kiedy je usuwali. Nic w tym zestawie nie potrafilo myslec, chyba ze w bardzo ograniczonym zakresie — o serze i cukrze. Mimo to… w srodku nocy, gdy HEX pracowal pelna moca, a szklane rurki roily sie od maszerujacych mrowek, kiedy rozne elementy nagle robily „brzdek!” bez zadnego dostrzegalnego powodu, a akwarium opuszczalo sie na stojaku, zeby operator mial na co patrzec przez dlugie godziny… Wlasnie wtedy czlowiek zaczynal sie czasem zastanawiac, czym wlasciwie jest mozg, czym jest mysl, czy rzeczy, ktore nie sa zywe, potrafia myslec, i czy mozg nie jest jedynie bardziej skomplikowana wersja HEX-a. A niekiedy, okolo czwartej nad ranem, gdy elementy mechanizmu sprezynowego nagle zmienialy kierunek ruchu, a mysz piszczala — czy nie jest mniej skomplikowana wersja HEX-a. I rozwazal, czy przypadkiem calosc nie tworzyla czegos, co nie wystepowalo w jej czesciach.
Krotko mowiac, Myslak byl troche niespokojny.
Siedzial teraz przy klawiaturze. Byla prawie tak duza, jak cala reszta HEX-a, by zmiescic wszystkie niezbedne dzwignie i armature. Rozmaite klawisze pozwalaly malym kartom z dziurkami spadac na krotko w szczeliny i kierowac mrowki na odpowiednie szlaki.
Sporo czasu zajelo mu sformulowanie problemu, ale w koncu zaparl sie noga o konstrukcje i szarpnal dzwignie ENTER.
Mrowki pobiegly nowymi sciezkami. Zakrecily sie kolka. Nieduzy mechanizm, co do ktorego Myslak gotow byl przysiac, ze jeszcze wczoraj go tu nie widzial, a ktory wygladal jak aparat do pomiaru szybkosci wiatru, zawirowal szybko.
Po paru minutach do tacy wyjsciowej spadlo kilka klockow z symbolami okultystycznymi.
— Dziekuje — powiedzial Myslak i natychmiast poczul sie glupio z tego powodu.
W urzadzeniu wyczuwalo sie napiecie, wrazenie bezglosnego wysilku, dazenia do jakiegos odleglego, niepojetego celu. Jako mag, Myslak zaobserwowal podobne zjawisko jedynie u zoledzi: cieniutki, nieslyszalny glosik wolajacy: Tak, jestem tylko malym, zielonym, prostym obiektem… ale snie o puszczach.
Ledwie pare dni temu Adrian Rzepiszcz wpisal „Dlaczego?”, zeby sprawdzic, co sie stanie. Niektorzy studenci przewidywali, ze HEX zwariuje, probujac odpowiedziec. Myslak spodziewal sie raczej, ze HEX odpowie: „?????”, co czynil z irytujaca czestotliwoscia.
Zamiast tego, po okresie niezwyklej ruchliwosci mrowek, HEX wypisal: „Dlatego”.
Wszyscy przygladali sie zza pospiesznie przewroconego biurka, jak Rzepiszcz wpisuje: „Dlaczego cokolwiek?”.
Odpowiedz pojawila sie w koncu: „Dlatego Ze Wszystko. ????? Blad Domeny Wieczystej. +++++ Zacznij Z Poczatku +++++”.
Nikt nie wiedzial, gdzie lezy Poczatek, kim jest ow Zacznij, ani dlaczego przysyla stamtad wiadomosci. Ale zrezygnowali z takich pytan — nikt nie chcial ryzykowac, ze otrzyma odpowiedz.
Wkrotce potem pojawilo sie cos podobnego do zlamanego parasola ze sledziami na czubku, zaraz za tym czyms podobnym do pilki plazowej, ktora co czternascie minut robi „ping!”.
Oczywiscie, ksiegi magiczne uzyskiwaly pewnego rodzaju… osobowosc pochodzaca z calej tej mocy zawartej na ich kartach. Dlatego wlasnie nierozsadnie jest bez kija wchodzic do uniwersyteckiej biblioteki. A teraz Myslak pomogl zbudowac maszyne do studiowania magii. Magowie od dawna wiedzieli, ze akt obserwacji zmienia przedmiot obserwowany, ale czasami zapominali, ze zmienia tez obserwatora.
Myslak zaczynal podejrzewac, ze HEX sam sie przebudowuje.
A przed chwila mu podziekowal. Czemus, co wygladalo na dzielo dreczonego czkawka dmuchacza szkla.
Spojrzal na otrzymane zaklecie, zapisal je szybko i wybiegl.
HEX klikal jeszcze chwile do siebie w pustej juz teraz sali. Rzecz, ktora robila „ping!”, robila „ping!”. Zegar czasu nierzeczywistego tykal w bok.
Cos zagrzechotalo w szczelinie wyjsciowej.
„Nie Ma O Czym Mowic. ++ ????? ++ Blad: Brak Sera. Zacznij Z Poczatku”.
Minelo piec minut.
— Fascynujace — stwierdzil Ridcully. — Myslaca grusza, tak?
Przykleknal, usilujac zajrzec pod spod.
Bagaz cofnal sie troche. Byl przyzwyczajony do grozy, terroru, przerazenia i paniki.
Nadrektor wstal i otrzepal kolana.
— Oho — powiedzial, widzac zblizajaca sie niewysoka postac. — Jest juz ogrodnik z drabina. Dziekan wisi na zyrandolu, Modo.
— Zapewniam, ze jest mi tu calkiem wygodnie — odezwal sie glos z okolic sufitu. — Moze ktos zechcialby podac moja herbate?
— Bylem zdumiony, gdy pierwszy prymus zdolal jednak zmiescic sie do kredensu — dodal Ridcully. — To niezwykle, jak czlowiek potrafi sie zlozyc.
— Ja tylko… sprawdzalem srebra — odpowiedzial mu glos z glebin kredensu.
Bagaz uchylil wieko. Kilku magow odskoczylo gwaltownie.
Ridcully obejrzal zeby rekina powbijane tu i owdzie w drewno.
— Zabija rekiny, mowiles?
— Tak — potwierdzil Rincewind. — Czasami wyciaga je na brzeg i skacze po nich.
Ridcully byl pod wrazeniem. W krainach pomiedzy Ramtopami, a Morzem Okraglym myslaca grusza wystepuje niezwykle rzadko. Prawdopodobnie nie przetrwalo juz ani jedno zywe drzewo. Kilku magow mialo szczescie i odziedziczylo laski z myslacej gruszy.
Ekonomika emocji nalezala do mocnych punktow osobowosci Ridcully’ego. Byl pod wrazeniem. Byl zafascynowany. Byl nawet troche wstrzasniety, kiedy to cos wyladowalo w srodku grupy magow i wywolalo zadziwiajace zjawisko pionowej akceleracji dziekana. Ale nie byl przestraszony, poniewaz brakowalo mu wyobrazni.
— Wielkie nieba! — odezwal sie jakis mag.
Nadrektor uniosl glowe.
— Tak, kwestorze?
— To ta ksiazka, Mustrum, ktora pozyczyl mi dziekan. O malpach.
— Doprawdy?
— Jest wrecz fascynujaca — zapewnil kwestor, obecnie w srodkowej czesci swego cyklu psychicznego, a zatem mniej wiecej na wlasciwej planecie, chocby i odizolowany piecioma milami umyslowej waty. — To prawda, co mowil. Pisza tutaj, ze dorosly samiec orangutana nie ma zadnych tworow skornych, chyba ze jest samcem dominujacym.
— I to jest takie fascynujace?
— No tak, bo przeciez on ich nie ma. Zastanawiam sie dlaczego. Trudno chyba zaprzeczyc, ze dominuje w bibliotece.
— Rzeczywiscie — zgodzil sie pierwszy prymus — ale wie tez, ze jest magiem. A w takim razie nie dominuje w calym uniwersytecie.
Kazdy mag, gdy juz wypowiedz trafila mu do wyobrazni, spogladal z usmiechem na nadrektora.
— Przestancie sie tak gapic na moje policzki! — krzyknal Ridcully. — Ja nad nikim nie dominuje!
— Ja tylko…
— Wiec lepiej sie zaniknijcie, bo beda klopoty!
— Powinienes przeczytac — poradzil kwestor, wciaz przebywajacy w szczesliwej dolinie pigulek z suszonej zaby. — To niezwykle, czego mozna sie z niej dowiedziec.
— Co takiego? — zainteresowal sie dziekan.
— Na przyklad… jak pokazywac ludziom posladki?
— Nie, dziekanie — poprawil go pierwszy prymus. — To robia pawiany.