jakim kierunku by sie poruszali, gdyby nie bylo Dysku.
Magowie przygladali mu sie niepewnie.
— W dol — oswiadczyl Ridcully.
— Alez nie. Wcale nie, nadrektorze. Nie spadliby w dol, bo nie byloby niczego, co by ich na dol sciagalo. Oni…
— Nie potrzeba niczego, co by sciagalo w dol. Dol to tam, gdzie sie spada, jesli nic czlowieka nie przytrzyma u gory.
— Oni poruszaliby sie nadal w tym samym kierunku! — krzyknal Myslak.
— Zgadza sie. Dookola. W kolko. — Ridcully zatarl rece. — Musisz dobrze sie trzymac, moj chlopcze, jesli chcesz zostac magiem. Jak nam idzie, wykladowco?
— Ja… cos tam widze — poinformowal wykladowca run wspolczesnych, zezujac w krysztalowa kule. — Mam silne zaklocenia…
Magowie zebrali sie wokol niego. Krysztal wypelnialy biale plamki. Wsrod nich tkwily jakies ledwie widoczne sylwetki. Niektore mogly byc ludzkie.
— Bardzo spokojna okolica, Imperium Agatejskie — stwierdzil Ridcully. — Wyjatkowo spokojna. Bardzo kulturalni ludzie. Uprzedzajaco grzeczni.
— Niby tak — zgodzil sie wykladowca run wspolczesnych. — To dlatego, jak slyszalem, ze ci, co nie sa cisi i spokojni, miewaja obciete wazne kawalki. Slyszalem tez, ze w Imperium Agatejskim maja tyranski system rzadow i ze uciskaja obywateli.
— Coz to za forma rzadow? — zdziwil sie Myslak Stibbons.
— Tautologiczna — odpowiedzial mu z gory dziekan.
— Jak wazne sa te kawalki? — chcial wiedziec Rincewind.
Nie zwracali na niego uwagi.
— Slyszalem, ze zloto jest tam calkiem pospolite — oznajmil dziekan. — Lezy wszedzie jak piasek. Tak mowia. Rincewind moglby przywiezc choc worek.
— Wolalbym raczej przywiezc wszystkie kawalki siebie.
W koncu, pomyslal, tylko ja trafie w sam srodek tego wszystkiego. Prosze wiec nie sprawiac sobie klopotu sluchaniem mnie.
— Mozesz usunac to zamglenie? — spytal nadrektor.
— Przykro mi…
— Te kawalki… chodzi o duze kawalki czy male kawalki? — dopytywal sie bez skutku Rincewind.
— Prosze nam tylko znalezc otwarta przestrzen z czyms mniej wiecej odpowiednich rozmiarow i wagi.
— Trudno jest…
— Bardzo powazne kawalki? Czy chodzi tu o kawalki kategorii rak i nog?
— Podobno jest tam wyjatkowo nudno. Ich najciezsze przeklenstwo brzmi: „Obys zyl w ciekawych czasach”.
— Mam cos takiego… Bardzo zamglone. Przypomina taczki albo co. Chyba jest calkiem male.
— Czy moze palce, uszy i takie rzeczy?
— Dobrze, zaczynamy — zdecydowal Ridcully.
— Ehm… Mysle, ze pomogloby, gdyby Rincewind byl troche ciezszy od tego, co przesuniemy tutaj — oswiadczyl Myslak. — Wtedy dotrze do celu z niewielka predkoscia. Sadze…
— Tak, tak. Bardzo dziekuje, panie Stibbons, ale teraz niech pan stanie w kregu i pokaze, jak iskrzy ta panska laska. Zuch chlopak.
— Paznokcie? Wlosy?
Rincewind pociagnal za rekaw Stibbonsa, ktory wydawal sie nieco bardziej rozsadny niz pozostali.
— Przepraszam… co mam teraz zrobic?
— Hm… jakies szesc tysiecy mil. Mam nadzieje.
— Ale… chodzi o to… moze mi pan cos doradzi?
Myslak zastanowil sie, jak to wyrazic. Myslal tak: Zrobilem z HEX-em, co moglem, ale sam transport zostanie zrealizowany przez bande magow, ktorzy procedure eksperymentalna rozumieja tak, ze trzeba cos rzucic, a potem usiasc i klocic sie, gdzie spadnie. Chcemy zmienic twoja pozycje z tym czyms oddalonym o szesc tysiecy mil, co — niezaleznie od wyobrazen nadrektora — sunie w przestrzeni w przeciwnym kierunku. Kluczem jest precyzja. Nie warto nawet uzywac zadnego ze starych zaklec podroznych. Rozleci sie w polowie drogi, a ty razem z nim. Jestem wlasciwie pewny, ze dostarczymy cie na miejsce w jednym, najwyzej w dwoch kawalkach. Ale nie mamy sposobu zmierzenia ciezaru tego obiektu, ktory zamieniamy na ciebie. Jesli wazy mniej wiecej tyle samo co ty, wszystko moze sie udac, o ile nie przeszkadza ci krotki bieg w miejscu ladowania. Ale jesli to cos jest o wiele ciezsze, podejrzewam, ze zjawisz sie nad miejscem przeznaczenia z szybkoscia osiagana normalnie — i to w sposob ostateczny — jedynie przez lunatykow w wioskach nad przepasciami.
— Ehm — powiedzial. — Boj sie. Bardzo sie boj.
— Ach, to — odetchnal Rincewind. — Zaden problem. W tym jestem swietny.
— Probujemy przeniesc pana w srodek kontynentu, gdzie podobno lezy Hunghung.
— Stolica?
— Tak. I jeszcze… — Myslak poczul wyrzuty sumienia. — Prosze pamietac, cokolwiek sie zdarzy, jestem przekonany, ze dotrze pan na miejsce zywy. To wiecej, niz gdybym im zostawil cala sprawe. I jestem prawie pewien, ze wyladuje pan na wlasciwym kontynencie.
— Ciesze sie.
— Chodzmy juz, panie Stibbons! — zawolal Ridcully. — Nie mozemy sie juz doczekac, az nam pan powie, jak nalezy to zrobic.
— No tak. Wlasnie. Juz. Teraz pan, panie Rincewind. Zechce pan stanac na srodku osmiokata… dziekuje. Hm. Widzicie, panowie, zasadniczym problemem teleportacji na duze odleglosci byla zasada nieoznaczonosci Heisenberga[12], poniewaz obiekt teleportowany… to od
Rozleglo sie ciche chrapanie kierownika Katedry Studiow Nieokreslonych, ktory nagle zaczal prowadzic wyklad w sali 3B.
Rincewind sie usmiechal. A w kazdym razie wargi mial rozciagniete i ukazywal zeby.
— Przepraszam bardzo — powiedzial. — Nie przypominam sobie, zeby ktokolwiek wspominal o rozsma…
— Naturalnie — przerwal mu Myslak. — Obiekt, no… nie doswiadczy tego realnie…
— Aha.
— …o ile wiemy…
— Co?
— …choc jest teoretycznie mozliwe, ze psyche pozostaje obecna…
— Znaczy jak?
— …by przez moment obserwowac wybuchowa dekorporacje.
— Zaraz!
— Wszyscy znamy metode wykorzystania zaklecia jako osi, znaczy tak, ze nie przemieszcza sie jednego obiektu, ale po prostu zamienia pozycje dwoch obiektow o zblizonej masie. Moim celem dzisiaj jest, no, jest wykazanie, ze dzieki nadaniu obiektowi…
— Mnie?
— …odpowiedniego momentu obrotowego i maksymalnej predkosci od samego startu, uzyskujemy praktycznie pewnosc…
— Praktycznie?
— …by utrzymac go w calosci na dystansach do, hm, do szesciu tysiecy mil…
— Do?