* * *

Kadra Czerwonej Armii spotkala sie na potajemnej sesji. Zebranie rozpoczeli od odspiewania kilku rewolucyjnych piesni, ale ze komus o agatejskim charakterze nieposluszenstwo wobec wladz nie przychodzi latwo, mialy one tytuly takie jak: „Ciagly postep i ograniczone nieposluszenstwo przy zachowaniu scisle okreslonych dobrych manier”.

Potem nadeszla pora na przekazanie wiesci.

— Wielki Mag przybedzie. Wyslalismy wiadomosc, mimo ogromnego ryzyka.

— Skad bedziemy wiedzieli, kiedy przybedzie?

— Jesli jest Wielkim Magiem, uslyszymy o tym. A wtedy…

— Delikatnie odepchniemy sily represji! — krzykneli chorem.

Dwa Ogniste Ziola przyjrzal sie pozostalym czlonkom kadry.

— Wlasnie — zgodzil sie. — A potem, towarzysze, musimy uderzyc w samo serce zgnilizny. Musimy ruszyc do szturmu na Palac Zimowy!

Kadra zamilkla.

— Przepraszam, Dwa Ogniste Ziola — odezwal sie ktos po chwili. — Przeciez mamy czerwiec.

— W takim razie uderzymy na Palac Letni!

* * *

Podobna sesja, choc bez spiewow i ze starszymi uczestnikami, odbywala sie na Niewidocznym Uniwersytecie. Niestety, jeden z czlonkow senatu uczelni odmowil zejscia z kandelabru, co mocno zirytowalo bibliotekarza, ktory zwykle zajmowal to miejsce.

— No dobrze, jesli nie wierzycie moim obliczeniom, to jaki mamy wybor? — pytal rozgoraczkowany Myslak.

— Statek? — zaproponowal kierownik Katedry Studiow Nieokreslonych.

— One tona — przypomnial Rincewind.

— Doplyniesz na miejsce, zanim sie obejrzysz — uspokoil go pierwszy prymus. — W koncu jestesmy magami. Mozemy cie wyposazyc we wlasny zestaw wiatrow.

— Tak. Dziekana na rufe — wtracil uprzejmie Ridcully.

— Slyszalem! — zawolal glos z gory.

— Trasa ladowa — stwierdzil wykladowca run wspolczesnych. — Wokol Osi. Prawie caly czas po lodzie.

— Nie — rzekl krotko Rincewind.

— Przeciez na lodzie sie nie tonie.

— Nie. Czlowiek przewraca sie i potem tonie. A potem lod wali go w glowe. I jeszcze sa orki, i te wielkie foki z taaakimi zebiskami.

— To jak ze sciany, wiem — oswiadczyl radosnie kwestor.

— Co takiego? — zdziwil sie wykladowca run wspolczesnych.

— Haczyk do wieszania obrazow.

Przez chwile trwala krepujaca cisza.

— Wielcy bogowie, juz tak pozno? — wystraszyl sie nadrektor, spogladajac na zegarek. — Rzeczywiscie. Masz buteleczke w lewej kieszeni, przyjacielu. Wez trzy.

— Nie, magia to jedyny sposob — upieral sie Myslak Stibbons. — Dzialala, kiedy go tu sprowadzilismy, prawda?

— No pewnie — mruknal ponuro Rincewind. — Posylacie mnie tysiace mil stad, w takim pospiechu, ze chyba portki mi sie zapala, a nie wiecie nawet, gdzie wyladuje? Tak, to idealna metoda. Jasne.

— No to swietnie. — Ridcully byl odporny na ironie. — To wielki kontynent. Nie mozemy przeciez chybic, nawet korzystajac z precyzyjnych rachunkow pana Stibbonsa.

— A jesli skoncze zmiazdzony we wnetrzu gory?

— Niemozliwe. Kiedy rzucimy zaklecie, skala zostanie przeniesiona tutaj — wyjasnil Myslak, ktory nie lubil zartow ze swoich zdolnosci matematycznych.

— Czyli bede tkwil w samym srodku gory w mojoksztaltnej dziurze — stwierdzil Rincewind. — Doskonale. Natychmiastowa skamielina.

— Nie martw sie — pocieszyl go Ridcully. — To tylko kwestia tej… gie… cos tam… No wiesz, tej historii o trzech katach prostych tworzacych trojkat…

— Czy ma pan moze na mysli geometrie? — upewnil sie Rincewind, zerkajac w strone drzwi.

— Cos w tym rodzaju, rzeczywiscie. I bedziesz mial ze soba tego swojego bagazowego stwora. Praktycznie rzecz biorac, to tak jakbys jechal na wakacje. Prosta sprawa. Oni prawdopodobnie chca tylko, no… no… zapytac cie o cos albo co. Slyszalem tez, ze masz talent do jezykow[11], wiec nie przewiduje zadnych problemow. Nie sadze, zebys tam zostal na dluzej niz kilka godzin. Dlaczego stale mruczysz pod nosem „akurat”?

— Mruczalem?

— I kiedy wrocisz, wszyscy beda ci bardzo wdzieczni.

Rincewind spojrzal wokol siebie — w jednym przypadku w gore — na czlonkow senatu.

— A jak wroce? — zapytal.

— W taki sam sposob. Znajdziemy cie i sprowadzimy tutaj. Z chirurgiczna precyzja.

Rincewind jeknal. Wiedzial, co w Ankh-Morpork oznacza chirurgiczna precyzja. Oznaczala: „co do cala czy dwoch, przy akompaniamencie glosnych wrzaskow, a potem goraca smola w miejsce, gdzie pacjent niedawno mial noge”. Ale… gdyby na moment zapomniec o absolutnej pewnosci, ze cos na pewno pojdzie przerazajaco fatalnie, caly plan wydawal sie niezawodny. Niestety, zawod maga laczyl sie z pomyslowoscia — takze w wyszukiwaniu slabych punktow.

— I wroce potem do mojej dawnej pracy?

— Oczywiscie.

— I bede mogl oficjalnie nazywac siebie magiem?

— Naturalnie. Niezaleznie od pisowni.

— I nigdy nie bede musial stad wyjezdzac, dopoki zyje?

— Zgoda. Jesli chcesz, mozemy nawet zakazac ci opuszczania terenu.

— I dostane nowy kapelusz?

— Co?

— Nowy kapelusz. Ten ma juz wlasciwie dosyc.

— Dwa nowe kapelusze.

— Cekiny?

— Bez watpienia. I jeszcze te, no wiesz, takie jak w szklanych kandelabrach. Cale mnostwo wokol calego ronda. Ile tylko zechcesz. A Magggusa napiszemy przez trzy g.

Rincewind westchnal.

— No dobrze. Zrobie to.

* * *

Geniusz Myslaka natrafial na powazne trudnosci, gdy przychodzilo tlumaczyc cos innym. Tak jak w tej wlasnie chwili, gdy wszyscy magowie zgromadzili sie, by dokonac powaznych czarow.

— Tak, ale widzi pan, nadrektorze, posylamy go na przeciwna strone Dysku, wiec…

Ridcully westchnal.

— On wiruje, prawda? I wszyscy poruszamy sie w tym samym kierunku. To przeciez rozsadne. Gdyby ludzie poruszali sie w druga strone tylko dlatego, ze sa na Kontynencie Przeciwwagi, zderzalibysmy sie z nimi raz w roku. To znaczy dwa razy.

— Tak tak. Wiruja w te sama strone, oczywiscie, ale kierunek ruchu jest przeciwny. Czyli… — Myslak przeszedl na logike. — Musi pan pamietac o wektorach, to znaczy… znaczy, powinien pan sobie wyobrazic, w

Вы читаете Ciekawe czasy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×