Na dworze Cesarza Slonca szemraly fontanny. Pawie wydawaly okrzyki brzmiace jak odglos czegos, co nie powinno wygladac tak pieknie. Ornamentalne drzewka rzucaly swoj cien, jak tylko one potrafia — ornamentalnie.
Ogrody zajmowaly serce miasta — dalo sie stad uslyszec zewnetrzny halas. Dobiegal przytlumiony, dzieki slomie rozsypywanej codziennie na najblizszych ulicach, ale tez dlatego ze kazdy dzwiek, uznany za zbyt glosny, zyskalby swemu autorowi bardzo krotki pobyt w wiezieniu.
Ze wszystkich ogrodow najbardziej estetycznie udany byl ten, ktory przygotowal sam pierwszy cesarz, Zwierciadlo Jedynego Slonca. Skladal sie tylko ze zwiru i kamieni, ale estetycznie zagrabionych tak, jakby pozostawil je gorski strumien z wyrobionym gustem artystycznym. Wlasnie tutaj cesarz Zwierciadlo Jedynego Slonca, pod ktorego panowaniem zostalo zjednoczone Imperium i wzniesiony Wielki Mur, przychodzil, by odswiezyc dusze i dumac nad istota jednosci wszechrzeczy. Pijal przy tym wino z czaszki jakiegos wroga, a moze niezrecznego przy grabiach ogrodnika.
W tej chwili w ogrodzie przebywal Drugi Maly Wang, mistrz protokolu, ktory zjawil sie, bo uznal, ze pomoze mu to ukoic nerwy.
Pewnie chodzi o numer drugi, tlumaczyl sobie czesto. To pechowy numer przy urodzinach. Byc nazwanym Malym Wangiem to drobiazg, dowodzacy jedynie braku uprzejmosci, cos w rodzaju odchodow malej mewy po tym wielkim stosie bawolich ekskrementow, jakie Niebiosa zrzucily wprost do jego horoskopu. Musial tez przyznac, ze nie poprawil swej sytuacji, godzac sie objac stanowisko mistrza protokolu.
Wtedy wydawalo sie to znakomitym pomyslem. Awansowal powoli w agatejskiej sluzbie panstwowej, doskonalac talenty niezbedne dla praktyki dobrego zarzadzania (takie jak kaligrafia, origami, ukladanie kwiatow i Piec Cudownych Form poezji). Pracowicie wypelnial powierzone mu obowiazki i tylko mimochodem zauwazal, ze wokol nie ma tak wielu jak kiedys urzednikow publicznych wysokiej rangi. Az pewnego dnia grupa szacownych mandarynow — wiekszosc o wiele bardziej szacowna od niego — otoczyla go, gdy szukal rymu do „pomaranczy platka”, i pogratulowala stanowiska nowego mistrza.
Stalo sie to trzy miesiace temu.
Ze wszystkich spraw, ktore przemyslal sobie przez te trzy miesiace, najbardziej haniebna byla ta: zaczal wierzyc, ze Cesarz Slonce nie jest, jak sadzil, Panem Raju, Filarem Nieba i Wielka Rzeka Laskawosci, ale zlosliwym szalencem, ktorego zgon zbyt dlugo juz sie odwleka.
Przerazajaca mysl. To tak jakby nienawidzic macierzynstwa i surowej ryby, jakby sprzeciwiac sie slonecznemu swiatlu. Wiekszosc ludzi rozwija w sobie swiadomosc spoleczna w mlodosci, w tym krotkim okresie pomiedzy ukonczeniem szkoly a uznaniem, ze niesprawiedliwosc niekoniecznie jest calkiem zla. Odkrycie tego w wieku lat szescdziesieciu powoduje jednak prawdziwy wstrzas.
To nie znaczy, ze sprzeciwial sie Zlotym Zasadom. Rozsadek podpowiadal, ze czlowiekowi sklonnemu do zlodziejstwa nalezy odrabac rece; chroni go to przed kolejnymi kradziezami i zbrukaniem duszy. Wiesniak, ktory nie moze zaplacic podatku, powinien zostac stracony, by nie ulegl pokusie lenistwa i by zapobiec niepokojom spolecznym. A skoro Imperium zostalo stworzone przez Niebiosa jako jedyny prawdziwy swiat ludzkich istot, gdy wszystko poza nim jest kraina upiorow, to z cala pewnoscia nalezy usuwac osoby, ktore kwestionuja ten stan rzeczy.
Czul jednak, ze nie wypada chichotac przy tym radosnie. Dokonywanie tych czynow powinno byc jedynie koniecznym obowiazkiem, a nie przyjemnoscia.
Gdzies z daleka uslyszal krzyki. To cesarz znowu gral w szachy. Lubil korzystac z zywych figur.
Drugiemu Malemu Wangowi ciazyla ta wiedza. Kiedys czasy byly lepsze — zdazyl juz to odkryc. Nie zawsze sprawy Imperium wygladaly tak jak teraz. Cesarze nie byli okrutnymi blaznami, ktorych otoczenie jest bezpieczne jak bagna w sezonie krokodyli. Kiedy umieral wladca, nie zawsze wybuchala wojna domowa. Arystokraci nie rzadzili krajem. Lud mial prawa, nie tylko obowiazki.
Az pewnego dnia zakwestionowano prawo sukcesji, wybuchla wojna i od tego czasu nic jakos nie moglo sie poprawic.
Jesli nie zdarzy sie nic nadzwyczajnego, niedlugo umrze cesarz. Bez watpienia jest juz dla niego przygotowywane specjalne pieklo. Jak zwykle rozpeta sie wojna, po czym na tron wstapi nowy cesarz. Jesli Drugi Maly Wang bedzie mial wielkie szczescie, zostanie sciety, co zwykle przytrafialo sie ludziom, ktorzy objeli wysokie urzedy za poprzedniej wladzy. Ale wedlug obecnych norm nie jest to szczegolne okrucienstwo, gdyz ostatnio mozna bylo stracic glowe za przeszkodzenie cesarzowi w mysleniu albo za stanie w niewlasciwym miejscu.
I wtedy Drugi Maly Wang uslyszal duchy.
Zdawalo mu sie, ze sa tuz pod jego stopami.
Mowily obcym jezykiem, wiec dla Drugiego Malego Wanga byly to pozbawione znaczenia dzwieki. Brzmialy tak:
— „Gdzie jestesmy, do demona?”
— „Gdzies pod palacem. Jestem pewien. Szukajcie nastepnej klapy w suficie.”
— „Co?”
— „Mam dosc pchania tego przekletego wozka.”
— „Mowie, ze po wszystkim nalezy mi sie goracy masaz stop.”
— „To ma byc sposob na wejscie do miasta? To ma byc wejscie do miasta? Po pachy w wodzie? Nie tak wkraczalismy do jakiegos pie… nedznego miasta, kiedy jezdzilem z Bruce’em Hunem. Do tego… kochajacego miasta wkraczalo sie na czele tysiaca konnych, ot co!”
— „Tak, ale w tej rurze i tak by sie nie zmiescili.”
Glosy brzmialy glucho i dudniaco. Zdumiony i zafascynowany Drugi Maly Wang podazal za nimi przez zagrabiony zwir w sposob tak niedbaly, ze mogl zyskac natychmiastowe wyrwanie jezyka z jego zwyklego miejsca pokoju i ukojenia.
— „Mozemy sie pospieszyc? Wolalbym, zeby nas juz tu nie bylo, kiedy wybuchnie kociolek. A nie mialem czasu na eksperymenty z lontami.”
— „Wciaz nie lapie, o co chodzi z tym kociolkiem, Ucz.”
— „Mam nadzieje, ze fajerwerki wybija dziure w murze.”
— „Jasne. Ale w takim razie dlaczego nas tam nie ma? Po co leziemy ta rura?”
— „Bo wszyscy straznicy pobiegna sprawdzic, co wybuchlo.”
— „Wlasnie. I powinnismy na nich czekac.”
— „Nie! Powinnismy byc tutaj, Dzyngis. Ten manewr nazywa sie „odwrocenie uwagi”. W ten sposob… jest bardziej cywilizowanie.”
Drugi Maly Wang przycisnal ucho do gruntu.
— „Ucz, jaka jest kara za wejscie do Zakazanego Miasta? Mozesz powtorzyc?”
— „O ile wiem, jest to egzekucja polegajaca na powieszeniu, wyciaganiu i cwiartowaniu. Dlatego, rozumiecie, lepiej, zeby…”
Cos bardzo cicho plusnelo.
— „A jak kogos wyciagaja?”
— „Wydaje mi sie, ze wypruwaja wnetrznosci i pokazuja je skazancowi.”
— „Po co?”
— „Wlasciwie nie wiem. Pewnie zeby sprawdzic, czy je rozpozna.”
— „Znaczy, niby jak? O, faktycznie, to moje nerki, a to moje sniadanie?”
— „A jak cwiartuja? Tna na cwiartki?”
— „Sadzac z kontekstu, to bardzo prawdopodobne.”
Przez chwile slychac bylo tylko plusk szesciu par nog i ciche zgrzytanie czegos, co brzmialo jak kola.
— „No, a jak wieszaja?”
— „Slucham?”
— „He, he, he… Przepraszam, zartowalem.”
Drugi Maly Wang potknal sie o dwustuletnie drzewko bonsai i uderzyl glowa o kamien wybrany ze wzgledu na swoj fundamentalny spokoj. Kiedy po kilku sekundach odzyskal przytomnosc, glosy umilkly. O ile w ogole realnie istnialy.