urzednikow, wiec pomyslalem, ze to bedzie, no, doskonale przebranie…

— Eunuch! — ryknal Truckle. — Znaczy, rozni tu patrzyli na mnie i mysleli, ze wlocze sie dookola i mowie Helluo, Saltat?

Jak wielu mezczyzn, ktorym testosteron zawsze przelewal sie uszami, ordyncy nigdy nie starali sie precyzyjnie zrozumiec co bardziej zlozonych dziedzin seksualnosci. Jako urodzony nauczyciel, Saveloy nie mogl sie powstrzymac, by ich nie poprawiac — nawet pod grozba miecza.

— To znaczy „tance lakomstwa”, a nie, jak zdajesz sie sadzic, „witaj, zeglarzu”, co tlumaczy sie na heus nauta. I eunuchowie tak nie mowia. Przynajmniej na ogol nie. Posluchajcie, to wielki zaszczyt byc eunuchem w Zakazanym Miescie. Wielu z nich zajmuje bardzo wysokie stanowiska w…

— No to szykuj sie na wysokie stanowisko, nauczycielu! — krzyknal Truckle.

Cohen wytracil mu miecz.

— Wystarczy, dosc tego. Mnie tez sie to nie podoba, ale to tylko przebranie. Nie powinno sie liczyc dla czlowieka, ktory kiedys odgryzl niedzwiedziowi leb. Mam racje?

— Niby tak, ale… no wiesz… to nie to… znaczy, niedawno mijalismy mlode panienki, chichotaly…

— Moze pozniej znajdziesz je i doprowadzisz do prawdziwego smiechu — odparl Cohen. — Ale powinienes nas uprzedzic, Ucz.

— Przepraszam.

— Co? Co on gada?

— Powiedzial, ze jestes EUNUCH! — huknal Maly Willie prosto do ucha Hamisha.

— Aha! — ucieszyl sie Hamish.

— Co?

— To wlasnie ja. Jedyny prawdziwy!

— Nie, jemu chodzi…

— Co?

— A tam, mniejsza z tym. Dla ciebie, Hamish, to i tak wszystko jedno.

Saveloy rozejrzal sie po zdemolowanej sali cwiczen.

— Ciekawe, ktora godzina — mruknal.

— Ach! — zawolal Szesc Dobroczynnych Wiatrow, szczesliwy, ze moze troche poprawic nastroj. — Widzicie, mamy takie niezwykle, napedzane przez demony aparaty; mowia, ktora jest godzina, nawet jesli nie widac slonca…

— Zegary — przerwal mu Saveloy. — Mamy je w Ankh-Morpork. Ale demony w koncu wyparowuja, dlatego u nas napedzaja je… — Pomyslal chwile. — Ciekawe. Nie macie odpowiedniego slowa. Hm… Uksztaltowany metal, ktory wykonuje prace? Zeby na kole?

— Kola z zebami? — wystraszyl sie poborca.

— Jak nazywacie to, co miele zboze?

— Chlopi.

— Tak, ale czym miela?

— Nie wiem. Po co mi to? Wystarczy, ze chlopi wiedza.

— Tak… Przypuszczam, ze to wiele wyjasnia — westchnal smutnie Saveloy.

— Jeszcze kawal czasu do switu — zauwazyl Truckle. — Moze bysmy poszli do palacu i zabili wszystkich w lozkach?

— Nie, nie — zaprotestowal Saveloy. — Ciagle wam powtarzam, ze trzeba to zalatwic nalezycie.

— Moge wam pokazac skarbiec — zaproponowal Szesc Dobroczynnych Wiatrow.

— Nie nalezy wreczac malpie klucza do plantacji bananow. Ma pan inny pomysl, czym mozna ich zajac przez godzine?

* * *

W lochach pewien czlowiek mowil o rzadzie. Ile sil w plucach.

— Nie mozecie walczyc za sprawe! Sprawa to tylko rzecz!

— W takim razie walczymy za wiesniakow — rzekla Motyl. Cofnela sie o krok; gniew uchodzil z Rincewinda jak para z kotla.

— Tak? A czy ich kiedys poznalas?

— No… widzialam ich.

— Swietnie. A co takiego chcecie osiagnac?

— Lepsze zycie dla ludu — odparla zimno Motyl.

— I myslisz, ze wybuch jakiegos powstania i powieszenie paru osob to zalatwi? Przybywam z Ankh- Morpork; mielismy tam wiecej rewolucji i wojen domowych niz wy… cieplawych kaczych lap. I wiecie co? Wladcy ciagle rzadza! Zawsze sa gora!

Usmiechali sie z uprzejmym i lekliwym niezrozumieniem.

— Posluchajcie. — Potarl dlonia czolo. — Wszyscy ci ludzie na polach, ci trzymajacy bawoly… Jesli wybuchnie rewolucja, bedzie im sie zylo lepiej, tak?

— Oczywiscie. Nie beda juz zalezni od okrutnych i bezdusznych kaprysow Zakazanego Miasta.

— To swietnie. Czyli tak jakby sami beda mogli za siebie decydowac?

— Oczywiscie — zapewnila Kwiat Lotosu.

— Za posrednictwem Komitetu Ludowego — dodala Motyl.

Rincewind oburacz zlapal sie za glowe.

— Cos podobnego — powiedzial. — Sam nie wiem czemu, ale mialem takie prorocze widzenie!

To im zaimponowalo.

— Nagle ogarnelo mnie przeczucie — mowil dalej — ze w tym Komitecie Ludowym wcale nie znajdzie sie tak wielu trzymajacych bawoly na sznurkach. Wlasciwie to jakis… jakis glos mowi mi, ze duza czesc Komitetu Ludowego, poprawcie mnie, jesli sie myle, duza czesc stoi wlasnie przede mna.

— Poczatkowo, oczywiscie — przyznala Motyl. — Wiesniacy nie umieja nawet czytac i pisac.

— Podejrzewam, ze nie wiedza nawet, jak nalezycie uprawiac ziemie. Przeciez robia to dopiero od trzech, czy czterech tysiecy lat.

— Istotnie wierzymy, ze mozna dokonac wielu usprawnien. Jesli bedziemy dzialac w kolektywie.

— Zaloze sie, ze beda naprawde uradowani, kiedy im pokazecie — mruknal Rincewind.

Ponuro wbil wzrok w podloge. Wlasciwie to podobala mu sie praca trzymajacego bawolu na sznurku. Wydawala sie niemal rownie dobra jak zawod rozbitka. Tesknil za zyciem, w ktorym moglby sie skupic na miekkosci blota pod stopami i podziwiac ksztalty chmur; zycia, w ktorym umysl nadaza za czlowiekiem, dzieki czemu moze godzinami spekulowac, kiedy bawol znowu uzyzni glebe. Ale taka praca byla prawdopodobnie wystarczajaco trudna, nawet bez ludzi, ktorzy chcieli ja usprawnic.

Mial ochote zawolac: Jak mozecie byc tacy mili, a przy tym tacy glupi? Najlepsze, co mozna zrobic dla chlopow, to zostawic ich w spokoju. Niech sami sobie radza. Kiedy ludzie potrafiacy czytac i pisac zaczynaja walczyc w imieniu tych, ktorzy nie potrafia, konczy sie to inna odmiana glupoty. Jesli chcecie im pomoc, zbudujcie gdzies wielka biblioteke albo co, i zostawcie otwarte drzwi.

Ale to przeciez Hunghung. W Hunghung nie mozna myslec w ten sposob. Tutaj ludzie nauczyli sie robic to, co sie im kaze. Orda to rozpracowala.

Imperium mialo cos gorszego od bata. Mialo posluszenstwo. Bat skryty w duszy. Wykonywac polecenia kazdego, kto mowi, co robic. Wolnosc oznacza tylko, ze mowi ktos inny.

Wszyscy zginiecie.

Jestem tchorzem. Ale nawet ja lepiej od was znam sie na prowadzeniu walk. Uciekalem juz z pol paru calkiem niezlych bitew.

— Och, po prostu wyniesmy sie stad — rzekl w koncu.

Ostroznie podniosl miecz zabitego straznika i juz przy drugiej probie zdolal go chwycic z wlasciwego konca. Przez chwile wazyl bron w dloni, potem pokrecil glowa i odrzucil.

Kadra przyjela to z ulga.

— Ale ja was nie prowadze — zaznaczyl jeszcze Rincewind. — Ja tylko pokazuje droge. Droge do wyjscia. Zrozumiano?

Вы читаете Ciekawe czasy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату