Stali z minami zbitych psow, jak ludzie, ktorzy przezyli wlasnie kilkuminutowa tyrade. Wszyscy milczeli. Dwukwiat odezwal sie pierwszy.

— On czesto wyglasza takie mowy. A potem dokonuje czegos bardzo meznego.

Rincewind parsknal tylko.

Na szczycie schodow lezal nastepny martwy straznik. Gwaltowna smierc byla najwyrazniej zarazliwa.

Natomiast oparty o sciane czekal na nich pek mieczy. I przywiazany do nich zwoj.

— Wielki Mag pokazuje nam droge od dwoch zaledwie minut, a juz sprzyja nam wyjatkowe szczescie — zauwazyla Kwiat Lotosu.

— Nie dotykajcie tych mieczy — ostrzegl Rincewind.

— Ale przypuscmy, ze spotkamy gwardzistow. Czy nie powinnismy bronic sie przed nimi do ostatniej kropli krwi? — spytala Motyl.

Rincewind spojrzal na nia tepo.

— Nie. Macie uciekac.

— Tak, pamietam — wtracil Dwukwiat. — I drugiego dnia bitwy doczekac. To takie powiedzonko z Ankh- Morpork.

Rincewind zawsze uwazal, ze celem ucieczki jest zachowanie zdolnosci do ucieczki rowniez drugiego dnia.

— Zastanowcie sie — powiedzial. — Rzadko kiedy wiezniowie zostaja w tajemniczy sposob uwolnieni z cel, przypadkiem znajduja obok stos broni i wszystkich straznikow wygodnie usunietych. Czy to was nie dziwi?

— I jeszcze mape! — zawolala Motyl. Oczy jej blyszczaly. Machnela zwojem.

— Czy to mapa drogi do wyjscia? — upewnil sie Rincewind.

— Nie! Do komnat cesarza! Patrzcie, sa tu zaznaczone! O tym wlasnie wspominal czasami Ziola. Na pewno jest w palacu! Powinnismy zabic cesarza!

— Kolejny szczesliwy przypadek — zgodzil sie Dwukwiat. — Ale przeciez jesli tylko z cesarzem porozmawiamy…

— Nie sluchales? — przerwal mu Rincewind. — W ogole nie zobaczymy cesarza! Nie przyszlo wam do glowy, ze straznicy rzadko kiedy sie zakluwaja? Ze cele rzadko otwieraja sie same z siebie? Ze nie znajduje sie zwykle tak dogodnie porzuconych mieczy i nigdy, ale to nigdy nie trafia sie na mapy mowiace „Tedy, chlopcy”? Zreszta i tak nie da sie rozmawiac z kims, kto jest tylko o porcje krewetkowych krakersow oddalony od Zestawu Obiadowego A na dwie osoby.

— Nie — rzekla stanowczo Motyl. — Musimy wykorzystac taka sposobnosc.

— Po drodze jest mnostwo gwardzistow.

— No coz, Wielki Magu, bedziesz musial wiele razy miec zyczenie.

— Wydaje ci sie, ze wystarczy mi pstryknac palcami, o tak, a wszyscy gwardzisci padna trupem? Ha! Chcialbym, zeby tak bylo.

— Tamci dwaj juz padli — zameldowala Kwiat Lotosu z wylotu korytarza prowadzacego do lochow. I tak zywila juz lekliwy podziw dla Rincewinda. Teraz byla przerazona i zachwycona.

— Przypadek!

— Badzmy powazni — zaproponowala Motyl. — Mamy w palacu sprzymierzenca. Moze to ktos, kto wlasnie w tej chwili ryzykuje zycie! Wiemy, ze czesc eunuchow stoi po naszej stronie.

— Pewnie nic im nie pozostalo do stracenia.

— Masz lepszy pomysl, Wielki Magu?

— Tak. Wracajmy do cel.

— Co?

— Cos tu brzydko pachnie. Czy naprawde zabilabys cesarza? Ale tak naprawde?

Motyl sie zawahala.

— Czesto o tym rozmawialismy. Dwa Ogniste Ziola uwazal, ze gdybysmy zabili cesarza, jego smierc rozpalilaby pochodnie wolnosci…

— Owszem. To bylabys ty, plonaca na stosie. Naprawde, wracajmy lepiej do cel. To najbezpieczniejsze miejsce. Pozamykam was i… pojde na zwiady.

— Bardzo odwazna propozycja — przyznal Dwukwiat. — Typowa dla tego czlowieka — dodal z duma.

Motyl rzucila Rincewindowi spojrzenie, ktorego nauczyl sie lekac.

— To rzeczywiscie dobry pomysl — zgodzila sie. — A ja bede ci towarzyszyc.

— Ale przeciez… to bardzo niebezpieczna wyprawa.

— Nic nie moze mi grozic, dopoki jestem z Wielkim Magiem.

— To prawda. Szczera prawda — potwierdzil Dwukwiat. — Nic mi sie nigdy nie stalo, to pewne.

— Poza tym — mowila dalej jego corka — mam mape. Byloby straszne, gdybys zabladzil w korytarzach i przypadkiem opuscil Zakazane Miasto, prawda?

Rincewind zrezygnowal. Przyszlo mu do glowy, ze zmarla zona Dwukwiata musiala byc kobieta niezwykle inteligentna.

— Niech bedzie — ustapil. — Ale masz mi nie wchodzic w droge. I robic to, co ci powiem. Jasne?

Motyl sklonila sie pokornie.

— Prowadz, o Wielki Magu.

* * *

— Wiedzialem! — zawolal Truckle. — To trucizna!

— Nie, nie. Tego sie nie je. Tym sie naciera cialo — tlumaczyl Saveloy. — Patrzcie. Uzyskujemy to, co w cywilizacji nazywamy czystoscia.

Wieksza czesc Srebrnej Ordy stala po pas w cieplej wodzie. Kazdy z mezczyzn skromnie zaslanial sie rekami. Hamish odmowil opuszczenia wozka, wiec nad wode wystawala mu tylko glowa.

— To kluje — oswiadczyl Cohen. — Skora mi sie od tego luszczy i rozplywa.

— To nie jest skora — poprawil go Saveloy. — Czy ktorys z was widzial kiedys laznie?

— Ja widzialem — pochwalil sie Maly Willie. — Zabilem w takiej Szalonego Biskupa Pseudopolis. Sa tam… — zmarszczyl czolo — …babelki i rozne takie. I pietnascie nagich dziewic.

— Co?

— Na pewno. Pietnascie. Dobrze pamietam.

— To juz lepiej — ucieszyl sie Caleb.

— A my do nacierania mamy tylko to mydlo.

— Cesarz jest rytualnie kapany przez dwadziescia dwie laziebne — wtracil Szesc Dobroczynnych Wiatrow. — Moge isc porozmawiac z haremowymi eunuchami i obudzic je, jesli chcecie. To prawdopodobnie wydatek do rozliczenia, w kategorii „rozrywki”.

Poborca wdrazal sie do swego nowego stanowiska. Doszedl juz do tego, ze chociaz ordyncy — jako indywidualni podatnicy — w czasie wykonywania obowiazkow barbarzynskich bohaterow zarobili gory pieniedzy, stracili prawie wszystko, angazujac sie w inne typy dzialalnosci (w myslach sklasyfikowal je jako „kreowanie wizerunku”), niezbedne w tym zawodzie. Tym samym mieli prawo do zwrotu calkiem pokaznych sum.

Fakt, ze nie byli zarejestrowani w zadnych urzedach podatkowych, nigdzie [23], byl calkiem drugorzedny. Liczyla sie zasada.

Z odsetkami, ma sie rozumiec.

— Nie, nie. Zadnych mlodych kobiet. Nalegam — powiedzial stanowczo Saveloy. — Bierzecie kapiel, zeby byc czysci. Na mlode kobiety bedziecie mieli dosc czasu pozniej.

— Kiedy to wszystko sie skonczy, jestem umowiony — oznajmil nieco zaklopotany Caleb. Tesknie pomyslal o jednej z niewielu kobiet, z ktorymi prowadzil rozmowe. — Ona ma wlasna farme. Nadam sie na kaczora.

— Zaloze sie, ze Ucz tak tego nie nazywa — zakpil Maly Willie. — Zaloze sie, ze kaze ci mowic „ptactwo wodne”.

— He, he, he.

— Co?

Szesc Dobroczynnych Wiatrow podszedl dyskretnie do Saveloya, wykorzystujac chwile, gdy ordyncy zaczeli eksperymenty z olejkami kapielowymi. Poczatkowo probowali je wypic.

Вы читаете Ciekawe czasy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату