ona technike malarska! Widzi pan, jak linia reki kieruje …ony wzrok na obraz? Prosze popatrzec na gre swiatel w pejzazu, ktory widac przez to tutaj …one okno! Widzi pan, jak nos fretki zdaje sie sledzic czlowieka w calym pokoju? To byl …ony geniusz, nie ma co. I przyznam sie, ze gdybym byl tu sam, toby mi …one lzy stanely w oczach.
— Jest bardzo ladny.
— Ladny?! — powtorzyl pan Tulipan zrozpaczony prymitywnym gustem kolegi.
Podszedl do posagu przy drzwiach i przyjrzal mu sie uwaznie. Potem delikatnie przesunal palcami po marmurze.
— Tak myslalem! To …ony Scolpini! Moge sie zalozyc o wszystko. Ale nigdy nie widzialem tego w katalogach. A oni zostawili te rzezbe w …onym pustym domu, gdzie kazdy moze wejsc i ja zwinac!
— To miejsce ma potezna ochrone. Widzial pan znaki na drzwiach.
— Gildie? Banda …onych amatorow. Moglibysmy przejsc przez to miasto jak noz przez …ony kruchy lod. Amatorzy, kamulce, ozdoby trawnikowe i chodzace trupy… Moglibysmy rozwalic cale to …one Ankh-Morpork!
Pan Szpila nie odpowiedzial. Owszem, wpadl mu do glowy podobny pomysl, jednak — w przeciwienstwie do partnera — nie podazal na slepo za wszystkim, co wygladalo jak mysl.
Firma rzeczywiscie nie dzialala jeszcze w Ankh-Morpork. Pan Szpila trzymal sie z daleka, poniewaz, coz, bylo dostatecznie wiele innych miast, a instynkt przetrwania podpowiadal mu, ze Wielkie Wahoonie[2] powinno jeszcze zaczekac. Mial Plan — od dnia, kiedy spotkal pana Tulipana i odkryl, ze jego wlasna pomyslowosc polaczona z nieustajaca wsciekloscia kolegi gwarantuje udana kariere. Rozwijali interesy w Genoi, w Pseudopolis, w Quirmie — miastach mniejszych i latwiejszych do nawigowania niz Ankh-Morpork, chociaz ostatnio sie wydawalo, ze coraz bardziej je przypominaja.
Ich sukcesy, jak sobie uswiadomil, wynikaly z tego, ze ludzie wczesniej czy pozniej miekna. Wezmy na przyklad trollowa Brekcje. Kiedy wytyczono juz trasy przerzutowe slabu i honku az do Uberwaldu, kiedy wyeliminowano rywalizujace klany, trolle zmiekly. Tonowie zaczeli sie zachowywac jak arystokracja. Wszedzie wygladalo to tak samo — potezne stare gangi i rodziny osiagaly stan pewnej rownowagi ze spoleczenstwem, a ich szefowie obrastali w tluszcz i zaczynali dzialac jak wyspecjalizowani biznesmeni. Obcinali fundusze na zolnierzy, a zatrudniali kamerdynerow. Potem, kiedy pojawialy sie jakies klopoty, szukali miesni, ktore potrafia myslec… Wtedy pojawiala sie Nowa Firma, gotowa i chetna.
I wyczekujaca.
Pewnego dnia nadejdzie czas nowej generacji, myslal pan Szpila. Tej, ktora zalatwia sprawy po noweftnu, nieobciazona kajdanami dawnych, hamujacych rozwoj tradycji. Ludzie, ktorzy sie przydarzaja. Na przyklad pan Tulipan przydarzal sie przez caly czas.
— Hej, rzuci pan na to …onym okiem?! — zawolal pan Tulipan, odslaniajac kolejny obraz. — Podpisany przez Gogliego, ale to …ona podrobka. Prosze spojrzec, jak pada tutaj swiatlo… A liscie na tym drzewie? Jesli … ony Gogli to malowal, to chyba …ona noga. Pewnie jakis jego …ony uczen.
Kiedy byli w miescie, pan Szpila podazal za panem Tulipanem, ktory zostawial slad z proszku do szorowania i psich tabletek na robaki, przez galerie sztuki. Pan Tulipan upieral sie przy tym. Takie wizyty mialy wielka wartosc edukacyjna, zwlaszcza dla kuratorow.
Pan Tulipan posiadal instynkt sztuki, ktorego tak mu brakowalo przy chemii. Kichajac cukrem pudrem i sliniac sie talkiem do stop, pozwalal sie prowadzic do prywatnych galerii, gdzie przekrwionymi oczyma badal podsuwane mu nerwowo tace miniatur z kosci sloniowej.
Pan Szpila obserwowal w niemym podziwie, jak kolega barwnie i wyczerpujaco opisuje roznice miedzy koscia sloniowa podrabiana w starym stylu — z uzyciem kosci — i …onym nowym sposobem, jaki wymyslily krasnoludy, z uzyciem rafinowanego oleju, kredy i …onego spirytusu naclanskiego.
Pan Tulipan podchodzil chwiejnie do gobelinow, dlugo opowiadal o splocie prostym i wysokim, zalewal sie lzami przed scena w zieleni, a potem wykazywal, ze duma galerii, trzynastowieczny gobelin ze Sto Lat, nie ma wiecej niz sto lat wlasnie, bo widzicie ten …ony kawalek purpury, o tutaj? W zaden sposob nie mieli wtedy takiego …onego barwnika. A to co takiego? Agatejskie naczynie do balsamowania z dynastii P’gi Su? Ktos panu opchnal skorupy z …onej pralni, drogi panie! Ta …ona glazura to chlam!
To bylo niesamowite. Pan Szpila bywal tak oszolomiony, ze niemal zapominal, by wsunac do kieszeni kilka cennych drobiazgow. Chociaz od dawna wiedzial o fascynacji kolegi sztuka. Kiedy musieli czasem spalic jakas rezydencje, pan Tulipan zawsze pilnowal, zeby naprawde bezcenne dziela wyniesc najpierw — nawet jesli musieli wtedy zmarnowac troche czasu, by przywiazac mieszkancow do lozek. Gdzies pod psychicznymi bliznami po samookaleczeniach, w samym sercu wibrujacej wscieklosci, tkwila dusza prawdziwego konesera i bezbledny instynkt piekna. Niezwykle zjawisko u czlowieka, ktory wciagal nosem kreski soli kapielowych.
Wielkie drzwi na drugim koncu pokoju otworzyly sie szeroko, ukazujac mroczna przestrzen za progiem.
— Panie Tulipanie… — odezwal sie pan Szpila.
Tulipan oderwal sie od skrupulatnego badania stolika — byc moze Tapasiego — pokrytego wspaniala intarsja, wykorzystujaca dziesiatki rzadkich …onych oklein.
— Tak?
— Pora znowu spotkac sie z szefostwem — poinformowal pan Szpila.
William szykowal sie, zeby wyjsc z gabinetu juz na dobre, gdy ktos zapukal do drzwi.
Uchylil je ostroznie, ale zostaly odepchniete do konca.
— Ty calkowicie… absolutnie… niewdzieczna osobo!
Nie bylo to mile okreslenie, zwlaszcza jesli wypowiadala je osoba plci zenskiej. Uzywala prostych slow, jak „niewdzieczna”, w taki sposob, jaki w ustach pana Tulipana wymagalby trzech kropek i koncowki „ona”.
William widywal juz Sacharisse Cripslock, zwykle pomagajaca dziadkowi w jego malutkim warsztacie. Nigdy nie zwracal na nia szczegolnej uwagi. Nie byla specjalnie atrakcyjna, ale tez nie wygladala szczegolnie zle. Zapamietal ja po prostu jako dziewczyne w fartuchu, wykonujaca w tle jakies niewazne prace, jak odkurzanie miotelka czy ukladanie kwiatow. O ile w ogole uformowal jakas opinie na jej temat, to taka, ze cierpi na nieuzasadniona pretensjonalnosc i zludzenie, ze etykieta oznacza dobre wychowanie. Brala manieryzmy za maniery.
Teraz mogl sie jej przyjrzec o wiele dokladniej, glownie dlatego ze zblizala sie do niego groznie. W ten beztroski sposob, typowy dla ludzi wierzacych, ze zaraz maja zginac, uswiadomil sobie, ze jest calkiem ladna, jesli oceniac to przez stulecia. Koncepcje urody zmieniaja sie z latami; dwa wieki temu oczy Sacharissy by sprawily, ze wielki malarz Caravati przegryzlby wlasny pedzel; trzysta lat temu rzezbiarz Mauvaise spojrzalby tylko na jej podbrodek i upuscil sobie dluto na noge; tysiac lat temu efebianscy poeci zgodziliby sie, ze sam jej nos moglby wyprawic w morze co najmniej czterdziesci okretow. Miala tez dobre sredniowieczne uszy.
Dlon jednak okazala sie calkiem wspolczesna, kiedy wymierzyla Williamowi soczysty policzek.
— Te dwadziescia dolarow miesiecznie to prawie wszystko, co mielismy!
— Przepraszam… Nie rozumiem…
— No dobrze, nie jest moze bardzo szybki, ale w swoim czasie byl jednym z najlepszych grawerow w miescie!
— Och… No tak. Eee… — William poczul nagle wyrzuty sumienia wobec pana Cripslocka.
— A pan mu to zabral, ot tak!
— Ale ja nie chcialem! Krasnoludy zwyczajnie… Wszystko sie zdarzylo przypadkiem!
— Pracuje pan dla nich?
— Raczej z nimi… tak jakby…
— A my tymczasem glodujemy?
Sacharissa oddychala gwaltownie. Miala tez dobrze skonstruowane inne cechy, ktore nigdy nie wychodza z mody i sa na miejscu w dowolnym stuleciu. Najwyrazniej wierzyla, ze surowe, staromodne sukienki tonuja nieco ich efekt. Mylila sie.
— Prosze posluchac… Praktycznie nie moge sie od nich oderwac… — oswiadczyl William, starajac sie nie gapic zbyt otwarcie. — To znaczy od krasnoludow nie moge sie oderwac. Lord Vetinari byl bardzo… stanowczy w tej kwestii. Nagle wszystko zrobilo sie bardzo skomplikowane.
— Gildia Grawerow dostanie szalu, wie pan o tym? — spytala.