Inni domownicy siedzieli juz przy sniadaniu, kiedy William zbiegl na dol. Spieszyl sie, poniewaz pani Arcanum miala Stanowcze Poglady na temat ludzi, ktorzy spozniaja sie na posilki.
Pani Arcanum, wlascicielka Domu Noclegowego Eukrazji Arcanum dla Uczciwych Ludzi Pracy, byla tym, kim nieswiadomie probowala stac sie Sacharissa. Nie zwyczajna przyzwoita kobieta, ale Przyzwoita Kobieta — stanowilo to jej styl zycia, religie i hobby zarazem. Lubila ludzi rowniez przyzwoitych. Czystych i Przyzwoitych — uzywala tego okreslenia, jakby jedna z tych cech nie mogla istniec bez drugiej. Miala w pokojach przyzwoite lozka i gotowala tanie, ale przyzwoite posilki dla swoich przyzwoitych lokatorow, ktorzy poza Williamem byli w srednim wieku, samotni i niezwykle wrecz trzezwi. Zwykle wykonywali jakies nieciekawe zawody i prawie wszyscy byli mocno zbudowani i dobrze wyszorowani, nosili powaznie wygladajace buty i prezentowali przy stole niezreczna uprzejmosc.
Co dziwne — w kazdym razie wobec opinii Williama na temat takich osob jak pani Arcanum — nie miala nic przeciwko krasnoludom ani trollom. A przynajmniej czystym i przyzwoitym krasnoludom i trollom. Dla pani Arcanum Przyzwoitosc liczyla sie wyzej niz gatunek.
— Pisza tu, ze w bojce odnioslo rany piecdziesieciu szesciu ludzi — oznajmil pan Mackleduff, ktory jako lokator z najdluzszym stazem pelnil przy stole funkcje kogos w rodzaju przewodniczacego. „Puls” kupil w drodze z piekarni, gdzie pracowal jako szef nocnej zmiany.
— Cos podobnego! — zdziwila sie pani Arcanum.
— Mysle, ze to musialo byc piec albo szesc — sprostowal William.
— Tu stoi piecdziesiat szesc — upieral sie pan Mackleduff. — Czarno na bialym.
— To musi byc prawda — uznala pani Arcanum przy powszechnej aprobacie. — Inaczej nie pozwoliliby im tego napisac.
— Zastanawiam sie, kto to robi — odezwal sie pan Prone, ktory duzo podrozowal jako hurtowy sprzedawca butow.
— No, na pewno jacys specjalni ludzie do takiej pracy — odparl pan Mackleduff.
— Naprawde? — zdziwil sie William.
— O tak… — zapewnil pan Mackleduff, typowy przedstawiciel poteznie zbudowanych mezczyzn, ktorzy natychmiast staja sie ekspertami od czegokolwiek. — Przeciez nie pozwoliliby byle komu tak sobie pisac, co zechce. To logiczne.
W rezultacie William dotarl do szopy za Kublem w nastroju zadumy.
Dobrogor uniosl glowe znad kamienia, gdzie starannie skladal afisz teatralny.
— Tam lezy dla ciebie gotowka. — Skinal w strone blatu.
Pieniadze byly glownie w miedziakach. I bylo ich razem prawie trzydziesci dolarow.
William patrzyl z niedowierzaniem.
— To nie moze byc prawda — szepnal.
— Pan Ron i jego koledzy caly czas przychodzili po nowe wydruki.
— Ale… ale tam byly zwykle wiadomosci — upieral sie William.
— Nic specjalnie waznego. Po prostu… zwyczajne, codzienne zdarzenia.
— No ale ludzie lubia wiedziec o zwyczajnych, codziennych zdarzeniach — odparl krasnolud. — Uwazam, ze jutro mozemy sprzedac trzy razy tyle, jesli obetniemy cene o polowe.
— O polowe?
— Ludzie chca byc poinformowani. Tak tylko pomyslalem. — Krasnolud sie usmiechnal. — Jakas mloda dama czeka na zapleczu.
W czasach, kiedy szopa sluzyla za pralnie, jeszcze w epoce pre-konskiej-na-biegunach, tanimi panelami odgrodzono niewielka jej czesc do wysokosci piersi, by wydzielic miejsce dla ekspedientow i osoby, ktora miala za zadanie tlumaczyc klientom, dlaczego zniknely ich skarpety. Sacharissa siedziala tam na stolku, sciskajac w dloniach torebke. Lokcie trzymala przycisniete do bokow, by jak najmniej wystawiac sie na wszechobecny brud.
Skinela mu glowa.
Zaraz, pomyslal, dlaczego ja prosilem, zeby przyszla? A tak… Jest rozsadna, mniej wiecej, porzadkowala ksiazki dziadka, a nie spotykal wielu osob umiejacych czytac i pisac. Spotykal raczej takich, dla ktorych pioro bylo straszliwie trudnym urzadzeniem. Jesli wiedziala, co to jest apostrof, on jakos zniesie to, ze zachowywala sie, jakby wciaz zyla w zeszlym stuleciu.
— To jest teraz panski gabinet? — spytala szeptem.
— Chyba tak.
— Nie uprzedzil mnie pan o krasnoludach!
— Przeszkadzaja pani?
— Alez nie. Krasnoludy, jak wynika z moich doswiadczen, sa bardzo praworzadne i przyzwoite.
William uswiadomil sobie, ze rozmawia z dziewczyna, ktora nigdy nie bywala na pewnych ulicach w porze, kiedy zamykaja bary.
— Mam juz dla pana dwie wiadomosci — mowila dalej Sacharissa takim tonem, jakby przekazywala tajemnice panstwowe.
— Tak?
— Moj dziadek mowi, ze to najdluzsza, najostrzejsza zima, jaka pamieta.
— Tak?
— On ma osiemdziesiat lat. To bardzo duzo.
— Aha.
— A spotkanie z powodu Dorocznego Konkursu Kolka Wypiekow i Kwiatowego z Siostr Dolly zostalo wczoraj przerwane, poniewaz ktos przewrocil stol z wypiekami. Dowiedzialam sie o tym od sekretarz i zapisalam starannie.
— Tak? Hm… mysli pani, ze to naprawde ciekawe? Wreczyla mu kartke wyrwana z taniego zeszytu.
Zaczal czytac: „Doroczny Konkurs Kolka Wypiekow i Kwiatowego z Siostr Dolly odbywal sie w czytelni przy ulicy Haka Lobbingu, Siostry Dolly. Przewodniczyla pani H. Rivers. Powitala wszystkie Czlonkinie i wyrazila sie na temat Wspanialych Eksponatow. Nagrody otrzymaly…”.
William przebiegl wzrokiem po drobiazgowej liscie nazwisk i nagrod.
— Okaz w Wazonie? — zainteresowal sie.
— To byl konkurs na najpiekniejsze dalie — wyjasnila Sacharissa. William starannie wstawil slowo „Dalii” zaraz po „Okazie”. Czytal dalej.
— „Piekna wystawa Okryc dla Stolcow”?
— Tak?
— Nie, nic. — William zmienil to na „Serwety na Stolki”, co bylo odrobine lepsze.
Czytal, czujac sie jak podroznik w dzungli — w kazdej chwili oczekiwal, ze ze spokojnej roslinnosci wyskoczy na niego jakas bestia. Historia konczyla sie: „Jednakze powszechny Nastroj zostal Zwarzony, kiedy wbiegl nagi mezczyzna, scigany zaciekle przez Funkcjonariuszy Strazy. Wywolal wielkie zamieszanie wsrod Babek, nim zostal schwytany przez Pierniki. Spotkanie zakonczylo sie o godzinie 9 wieczorem. Pani Rivers podziekowala uczestniczkom”.
— Przez Pierniki?
— Potknal sie o nie — wyjasnila Sacharissa. — Co pan o tym mysli? — spytala odrobine nerwowo.
— Wie pani… — rzekl William nieco slabym glosem. — Mysle, ze chyba nie da sie tego napisac ani troche lepiej. Hm… A pani zdaniem jakie bylo najwazniejsze wydarzenie podczas tego spotkania?
Przerazona uniosla dlon do ust.
— No tak! Zapomnialam o tym! Pani Flatter wygrala pierwsza nagrode za biszkopt! A od szesciu lat byla w finale.
William wbil wzrok w sciane.
— Brawo — stwierdzil. — Na pani miejscu bym to dopisal. Ale moglaby pani tez zajrzec do komisariatu na Siostr Dolly i zapytac o tego nagiego mezczyzne…
— Nigdy w zyciu! Przyzwoite kobiety nie maja nic wspolnego ze straza!
— To znaczy zapytac, dlaczego byl scigany, oczywiscie.