rozsadkowi — wsunac kawalki zlozonej tekturki pod wszystkie cztery nogi.

— Znalazlam je w sklepie z rzeczami uzywanymi — wyjasnila nerwowo Sacharissa. — Nie byly bardzo drogie.

— Tak, to widac. Hm… panno Cripslock… zastanawialem sie… Pani dziadek potrafi wygrawerowac obrazek, prawda?

— Tak, oczywiscie. Dlaczego jest pan caly ublocony?

— A gdybysmy zdobyli ikonograf i nauczyli sie go uzywac — ciagnal William, ignorujac jej pytanie — moglby wygrawerowac obrazek, ktory namaluje chochlik?

— Mysle, ze tak.

— A zna pani w miescie jakichs dobrych ikonografow?

— Moge popytac. Co sie panu stalo?

— Och, bylo zagrozenie samobojstwem przy Radosnym Mydle.

— Cos z tego wyszlo? — Sacharissa wydawala sie zaskoczona tonem wlasnego glosu. — To znaczy, oczywiscie, nie chcialabym, zeby ktos zginal, ale wlasciwie… mamy jeszcze sporo miejsca…

— Cos chyba uda sie z tego zrobic. On, no… ocalil zycie czlowieka, ktory wszedl na gore, zeby go namowic do zejscia.

— Co za odwaga! Zanotowal pan nazwisko tego czlowieka, ktory wszedl za nim na gore?

— Nie. To byl taki… Tajemniczy Mezczyzna.

— Tak, to juz cos. Kilka osob czeka na spotkanie z panem na zewnatrz — poinformowala Sacharissa. Zajrzala do notesu. — Jest czlowiek, ktory zgubil zegarek, zombi, ktory… nie moglam zrozumiec, czego chce. Jest troll, ktory szuka pracy, i jeszcze ktos, kto chce sie poskarzyc na ten tekst o bojce Pod Zalatanym Bebnem i zamierza odrabac panu glowe.

— Ojej… No dobrze, po kolei.

Ten od zgubionego zegarka byl latwy.

— To byl jeden z tych nowych, nakrecanych — tlumaczyl. — Dostalem go od ojca. Szukalem przez caly tydzien!

— Wlasciwie to niezupelnie…

— Gdyby mogl pan napisac, ze go zgubilem, moze ten, co znalazl, by go oddal? — powiedzial mezczyzna z bezpodstawna nadzieja w glosie. — A ja zaplace panu szesc pensow za fatyge.

Szesc pensow to szesc pensow. William zanotowal pare slow.

Zombi okazal sie trudniejszy. Przede wszystkim byl szary, miejscami zielonkawy, i silnie pachnial plynem po goleniu o zapachu sztucznych hiacyntow. Niektore z zombi odkryly, ze ich szanse znalezienia przyjaciol w nowym zyciu znacznie wzrosna, jesli beda pachniec kwiatami, zamiast po prostu pachniec.

— Ludzie lubia sluchac i czytac o zmarlych — powiedzial. Nazywal sie pan Bendy i wymawial to w taki sposob, by wyraznie dac do zrozumienia, ze „pan” jest wazna czescia nazwiska.

— Naprawde?

— Tak — zapewnil z naciskiem pan Bendy. — Zmarli moga byc bardzo interesujacy. Wydaje mi sie, ze ludzie beda zainteresowani czytaniem o zmarlych.

— Chodzi panu o nekrologi?

— No tak, przypuszczam, ze tak. Moglbym je pisac w interesujacy sposob.

— Zgoda. Dwadziescia pensow za kazdy.

Pan Bendy kiwnal glowa. Bylo jasne, ze pisalby nawet za darmo. Wreczyl Williamowi plik pozolklych, szeleszczacych kartek.

— Tu ma pan jeden interesujacy. Na poczatek — powiedzial.

— Tak? A czyj?

— Moj. Bardzo interesujacy. Zwlaszcza ten kawalek, w ktorym umieram.

Nastepnym interesantem byl rzeczywiscie troll. Co niezwykle u trolli, ktore zwykle nosza na sobie tylko tyle, by zadowolic tajemnicze ludzkie wymaganie przyzwoitosci, ten mial garnitur. A w kazdym razie obszerne rury z materialu, pokrywajace cale cialo. „Garnitur” byl jedynym sensownym okresleniem.

— Jestem Rocky — wymamrotal ze spuszczona glowa. — Wezme kazda robote, szefie.

— A co robiles ostatnio? — zapytal William.

— Bylem bokserem, szefie. Ale nie podobalo mnie sie. Ciagle obrywalem.

— Umiesz pisac albo robic obrazki?

— Nie, szefie. Ale umiem nosic ciezkie rzeczy i umiem gwizdac piosenki, szefie.

— To… dobry talent, ale chyba nie…

Drzwi otworzyly sie z trzaskiem i wpadl mezczyzna o poteznych ramionach, ubrany w skory. W reku trzymal topor.

— Nie masz prawa wypisywac o mnie takich bzdur! — oznajmil, podsuwajac Williamowi pod nos ostrze topora.

— Kim pan jest?

— Jestem Brezock Barbarzynca i…

Mozg pracuje szybko, kiedy sadzi, ze za moment zostanie rozciety na polowy.

— Ach, jesli chce pan zlozyc skarge, musi pan sie zwrocic do redaktora skarg, egzekucji i chlost — wyjasnil William. — To pan Rocky, o ten.

— To ja — zahuczal z satysfakcja Rocky, kladac przybyszowi dlon na ramieniu. Wlasciwie to trzy palce, bo na tyle wystarczylo miejsca.

Brezock oklapl.

— Chcialem tylko… powiedziec — rzekl powoli — ze napisal pan, ze walnalem kogos stolem. Nigdy bym tego nie zrobil. Co o mnie pomysla, kiedy uslysza, ze biegam po miescie i wale ludzi stolami? Jak to wplynie na moja reputacje?

— Rozumiem.

— Dzgnalem go nozem. Stol to bron dla maminsynkow.

— Obiecuje, ze wydrukujemy sprostowanie. — William siegnal po olowek.

— A nie moglby pan dodac, ze zebami urwalem ucho Siekaczowi Gadleyowi, co? Wszyscy by az usiedli. Uszy to trudna robota.

Kiedy interesanci juz wyszli, a Rocky zajal miejsce na stolku przed drzwiami, William i Sacharissa popatrzyli na siebie nawzajem.

— To byl bardzo dziwny ranek — powiedzial William.

— Sprawdzilam, jak bylo z ta zima — pochwalila sie Sacharissa. — Byla tez nielicencjonowana kradziez u jubilera przy ulicy Rzemieslnikow. Ukradli duzo srebra.

— Jak sie pani dowiedziala?

— Powiedzial mi jeden z jubilerskich czeladnikow. — Sacharissa chrzaknela delikatnie. — On, tego… zawsze podchodzi, zeby ze mna pogawedzic, kiedy widzi, ze mijam ich sklep.

— Naprawde? Dobra robota!

— A kiedy tu na pana czekalam, wpadlam na pewien pomysl. Poprosilam Gunille, zeby to zlozyl.

Troche wstydliwie przesunela po blacie kartke papieru.

— Lepsze wrazenie robi na samej gorze strony — powiedziala zdenerwowana. — Co pan o tym mysli?

— A te salatki owocowe, liscie i zawijasy?

Sacharissa poczerwieniala.

— To ja zrobilam. Takie nieoficjalne grawerstwo. Pomyslalam, ze dzieki temu bedzie wygladac, no wie pan… imponujaco i z klasa. Podoba sie panu?

— Bardzo dobre — zapewnil William. — Ladne te… wisnie…

— Winogrona…

— Tak, oczywiscie, chcialem powiedziec: winogrona. Skad ten cytat? Jest bardzo znaczacy, a jednoczesnie, no… nie oznacza niczego konkretnego.

— Mysle, ze to po prostu cytat — stwierdzila Sacharissa.

Вы читаете Prawda
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату