— Ze lono zie kolysze do zrodka i na zevnatrz, v gore i v dol, tak vlasnie! Jestem vampirem! Mdlejaca mloda dama, ciezki oddech, falovanie lona… przyvoluje z vnetrza mnie cos strasznego…

Wyprostowal sie gwaltownie i zacisnal palce na czarnej wstazeczce w klapie.

— Ale bede zilny! — wrzasnal. — Nie zaviode!

Stanal sztywno na bacznosc, chociaz troche sie rozmywal z powodu wibracji wstrzasajacej nim od stop do glow. Po czym zaspiewal drzacym glosem:

— Do naszej misji przyjdz, odjviedz ja, ja, ja, Herbata z ciastkiem tam czekaja, ja, ja…

Drabina zapelnila sie nagle niespokojnymi krasnoludami.

— Nic sie nie stalo, panienko? — spytal Boddony, podbiegajac z toporem w dloni. — Chcial ci cos zrobic?

— Nie, nie! On jest…

— …napoj, co w zywej arterii mknie, to napoj nie dla mnie, o nie…

Struzki potu splywaly Ottonowi po twarzy. Stal wyprostowany, przyciskajac dlon do serca.

— Tak jest, Otto! — zawolala Sacharissa. — Walcz z tym! Walcz!

— Zwrocila sie do krasnoludow. — Moze ktorys z was ma jakies surowe mieso?

— …ve vstrzemiezlivosci sily nam doda czysta jak krysztal z krynicy voda… — Zyly pulsowaly na bladym czole Ottona.

— Mam na gorze swieze szczurze filety — wymruczal jeden z krasnoludow. — Dalem za nie dwa pensy…

— Przenies natychmiast, Gowdie — rozkazal Boddony. — Nie wyglada to dobrze!

— …pic mozna brandy i gin, gdy sie trafi, vyzaczyc vhisky i rum, co jest v szafie, ale jednego zie vyrzeknijmy, nigdy juz viecej tego nie pijmy…

— Dwa pensy to dwa pensy, tyle tylko chcialem powiedziec.

— Patrzcie, on zaczyna dygotac!

— I spiewac tez nie umie — narzekal Gowdie. — Dobrze juz, dobrze. Ide, ide…

Sacharissa poklepala Ottona po lepkiej od potu dloni.

— Potrafisz nad tym zapanowac! — powiedziala z naciskiem.

— Wszyscy tu jestesmy z toba. Wszyscy, prawda? Prawda?!

Pod jej groznym spojrzeniem krasnoludy zareagowaly chorem niezdecydowanych „no, taak”, chociaz mina Boddony’ego sugerowala, ze on nie ma pewnosci, po co jest Otto.

Wrocil Gowdie z nieduzym pakunkiem. Sacharissa wyrwala mu go z reki i podala Ottonowi, ktory cofnal sie przerazony.

— Nie, to tylko szczur — uspokoila go. — Nie boj sie. Szczury wolno, prawda?

Otto zamarl na moment, po czym chwycil pakunek.

Wgryzl sie w niego.

W naglej ciszy Sacharissa zastanawiala sie, czy naprawde slyszy bardzo cichy dzwiek, jakby slomke wysysajaca resztki mlecznego koktajlu z dna kubka.

Po kilku sekundach Otto uchylil powieki i spojrzal z ukosa na krasnoludy. Upuscil pakiet.

— Och, co za vstyd! Nie viem, gdzie oczy podziac! Co musieliscie o mnie pomyslec!

Sacharissa zaklaskala z rozpaczliwym entuzjazmem.

— Nie, nie! Bardzo nam zaimponowales! Wszystkim, prawda? Prawda?!

Za plecami znaczaco pomachala na krasnoludy reka. Ponownie rozlegl sie nierowny chor potwierdzen.

— Znaczy, od ponad trzech miesiecy trzymam zie v stadium „zimnego nietoperza” — mamrotal Otto. — To takie krepujace, zalamac sie vlasnie teraz i…

— Alez surowe mieso to drobiazg — zapewnila go Sacharissa. — To dozwolone, prawda?

— Tak, ale przez zekunde o malo co…

— Owszem, lecz tego nie zrobiles. Tylko to jest wazne. Chciales, ale sie powstrzymales. — Obejrzala sie na krasnoludy. — Mozecie juz wracac do tego, co robiliscie. Otto czuje sie teraz doskonale.

— Jest pani pewna… — zaczal Boddony, ale natychmiast kiwnal glowa. W tej chwili wolalby dyskutowac z oszalalym wampirem niz z Sacharissa. — Juz sie robi, panienko.

Otto usiadl i otarl czolo. Krasnoludy kolejno wychodzily.

Sacharissa poklepala go po reku.

— Napijesz sie…

— Oj!

— …wody, Otto?

— Nie, nie, juz v porzadku. Tak mysle. Ojej. Niech to. Cos podobnego. Tak mi przykro. Myslisz, ze masz vszystko pod kontrola, az nagle to vraca. Co za dzien…

— Otto?

— Tak, panno Sacharisso?

— Co wlasciwie sie stalo, kiedy chwycilam tego wegorza? Skrzywil sie.

— Moze to nie jest odpoviedni moment…

— Otto… Ja cos widzialam. Byly… plomienie. I ludzie. I halas. Tylko przez chwile. Calkiem jakby w sekunde przesunal sie przede mna caly dzien. Co sie stalo?

— Viec… — zaczal niechetnie Otto. — Vie pani, jak salamandry absorbuja sviatlo?

— Tak, oczywiscie.

— A vegorze absorbuja ciemne sviatlo. Nie dokladnie ciemnosc, ale sviatlo vevnatrz ciemnosci. Ciemne sviatlo… Coz, nigdy nie zostalo vlascivie zbadane. Jest ciezsze od normalnego, rozumie pani, viec v viekszosci znajduje zie pod oceanem albo w bardzo glebokich jaskiniach Ubervaldu. Zavsze jednak troche zostaje, navet w normalnej ciemnosci. To napravde fascynujace…

— To rodzaj magicznego swiatla. Rozumiem. Czy mozemy teraz przejsc do rzeczy?

— Slyszalem, ze ciemne sviatlo to oryginalne sviatlo, z ktorego povstaly vszystkie inne rodzaje…

— Otto!

Uniosl blada dlon.

— Musze to vytlumaczyc! Zna pani teorie, ze nie ma czegos takiego jak terazniejszosc? Poniewaz jezeli jest podzielna, nie moze byc terazniejszoscia, a jesli nie jest podzielna, nie moze miec poczatku, ktory laczy zie z przeszloscia, ani konca, laczacego zie z przyszloscia? Filozof Heidehollen movi nam, ze vszechsviat to tylko zimna zupa czasu, w ktorej caly czas jest vymieszany razem. A to, co nazywamy jego uplyvem, to tylko kvantove fluktuacje osnovy czasoprzestrzeni.

— Macie w Uberwaldzie bardzo dlugie zimowe wieczory, prawda?

— Vidzi pani, ciemne sviatlo uznavane jest za dovod tej teorii — ciagnal Otto, nie zwracajac uwagi na jej slowa. — Sviatlo poza czasem. To, co ono osvietla, panno Sacharisso… to niekoniecznie jest teraz.

Przerwal, jakby na cos czekal.

— Chcesz powiedziec, ze robisz obrazki przeszlosci? — spytala Sacharissa.

— Albo przyszlosci. Albo jeszcze czegos. W rzeczyvistosci nie ma zadnej roznicy.

— I tym wszystkim celujesz ludziom w glowy?

Otto zmartwil sie wyraznie.

— Odkryvam niezvykle efekty uboczne. Och, kraznoludy zavsze uvazaly, ze ciemne sviatlo ma dzivne skutki, ale to bardzo przezadny lud i nie bralem tego povaznie. Jednakze…

Pogrzebal wsrod balaganu na blacie i znalazl ikonogram.

— Och, to takie zkomplikovane… Filozof Kling tvierdzi, ze ludzki umysl ma ciemna i jasna strone. A ciemne sviatlo… ciemne sviatlo jest vidziane oczami ciemnej strony umyslu…

Znowu przerwal.

— Tak? — zachecila go uprzejmie Sacharissa.

— Czekalem, az przetoczy zie grom — wyjasnil Otto. — Niestety, nie jestesmy w Ubervaldzie.

— Chyba nie rozumiem…

— No viec, gdybym w domu, w Ubervaldzie, poviedzial cos zlovieszczego, na przyklad „oczy ciemnej strony umyslu”, nagle zahuczalby grom — tlumaczyl Otto. — A gdybym vskazal zamek na urvistej skale i poviedzial „oto jest… zamek”, musialby zalosnie zavyc vilk. — Westchnal. — V starym kraju sceneria jest psychotropiczna i vie,

Вы читаете Prawda
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату