— Aha. Coz, my takze znamy wdziecznosc. Ale nasz sposob oznacza, ze mloda para zaczyna zycie w stanie… g’daraka… jako wolne, nieobciazone, nowe krasnoludy. Potem rodzice moga dac im cenne prezenty slubne, o wiele bardziej kosztowne niz splata. Ale to juz sprawa miedzy krasnoludem a krasnoludem, kwestia milosci i szacunku, a nie rozliczenia miedzy wierzycielem a dluznikiem… Choc musze zaznaczyc, ze te ludzkie slowa nie najlepiej opisuja sytuacje. Dla nas to dziala. I dzialalo od tysiaca lat.

— Wydaje mi sie, ze dla ludzi brzmi to troche… zimno. Dobrogor znowu przyjrzal mu sie z uwaga.

— Znaczy, w porownaniu z cieplym, serdecznym sposobem zalatwiania spraw przez ludzi? — zapytal. — Nie, nie musisz odpowiadac. W kazdym razie ja i Boddony chcemy razem otworzyc kopalnie, a jestesmy kosztownymi krasnoludami. Potrafimy pracowac z olowiem, wiec pomyslelismy, ze w rok czy dwa lata tutaj zdobedziemy fundusze.

— Bierzecie slub?

— Chcielibysmy.

— No to… gratulacje.

William mial dosc rozsadku, by nie komentowac faktu, ze oba krasnoludy wygladaja jak mali barbarzynscy wojownicy z dlugimi brodami. Wszystkie wierne tradycji krasnoludy tak wygladaly[11].

Gunilla sie usmiechnal.

— Nie martw sie ojcem za bardzo, moj chlopcze. Ludzie sie zmieniaja. Moja babcia uwazala zawsze, ze ludzie to jakis gatunek bezwlosych niedzwiedzi. Juz tak nie mysli.

— Co sprawilo, ze zmienila zdanie?

— Wydaje mi sie, ze jej smierc miala tu znaczenie. Wstal i poklepal Williama po ramieniu.

— Chodzmy, trzeba skonczyc azete. Jak chlopcy wstana, zaczniemy drukowac.

* * *

Kiedy wrocil William, lokatorzy siedzieli juz przy sniadaniu. A pani Arcanum czekala. Wargi miala zacisniete w waska linie jak ktos, kto wpadl na trop niewlasciwego zachowania.

— Oczekuje wyjasnien w sprawie tej nocnej dzialalnosci — oznajmila, stajac przed nim w korytarzu. — I tygodniowego wypowiedzenia, bardzo prosze.

William byl zbyt zmeczony, by klamac.

— Chcialem sprawdzic, ile wazy siedemdziesiat tysiecy dolarow.

W roznych regionach oblicza pani Arcanum zadrgaly miesnie.

Wiedziala o pochodzeniu Williama, jako ze byla kobieta, ktora bardzo szybko odkrywa takie sprawy, a drgania stanowily oznake wewnetrznej walki wywolanej niezaprzeczalnym faktem, ze siedemdziesiat tysiecy dolarow to suma bardzo przyzwoita.

— Moze bylam odrobine nazbyt pochopna — uznala w koncu.

— Czy dowiedzial sie pan, ile waza takie pieniadze?

— Tak, bardzo dziekuje.

— Moze chcialby pan zatrzymac wage jeszcze na kilka dni, gdyby musial pan zwazyc wiecej?

— Nie, chyba skonczylem z wazeniem, pani Arcanum. Ale jestem bardzo wdzieczny.

— Sniadanie juz sie zaczelo, panie de Worde, lecz… No coz, tym razem bede tolerancyjna.

Dostal tez drugie jajko na miekko, co stanowilo rzadki dowod przychylnosci.

Najnowsze wiesci byly juz tematem powaznej dyskusji.

— Jestem naprawde zdziwiony — oswiadczyl pan Cartwright.

— Nie mam pojecia, skad oni wiedza o takich rzeczach.

— Czlowiek zaczyna sie zastanawiac, co sie naprawde dzieje i o czym nikt nam nie mowi — dodal pan Windling.

William sluchal tego przez chwile, az w koncu nie mogl juz dluzej wysiedziec.

— Cos ciekawego w azecie? — zapytal niewinnie.

— Kobieta przy Kicklebury twierdzi, ze jej maz zostal porwany przez elfy — odparl pan Mackleduff, unoszac „SuperFakty”. Naglowek glosil bardzo wyraznie:

ELFY UKRADLY Ml MEZA!

— Wymyslili to sobie! — oswiadczyl William.

— Niemozliwe — odparl Mackleduff. — Jest przeciez nazwisko i adres tej pani, o tutaj. Nie napisaliby tego czarno na bialym, gdyby to bylo klamstwo. Prawda?

William zerknal na nazwisko i adres.

— Znam te kobiete!

— Sam pan widzi!

— To przeciez ona w zeszlym miesiacu mowila, ze jej maz zostal zabrany przez wielki srebrny talerz, ktory splynal z nieba — tlumaczyl William, ktory mial dobra pamiec do takich historii. Niewiele brakowalo, a umiescilby ja w swoim liscie jako „Z zabawniejszych wiesci”, ale po zastanowieniu zrezygnowal. — A pan, panie Prone, mowil, ze przeciez wszyscy wiedza, jak to jej maz uciekl z pewna dama imieniem Flo, ktora pracowala jako kelnerka w Domu Zeberek Hargi.

Pani Arcanum rzucila Williamowi ostre spojrzenie, sugerujace, ze kwestia nocnej kradziezy sprzetow kuchennych moze byc w kazdej chwili ponownie otwarta, niezaleznie od dodatkowego jajka.

— Nie pochwalam takich rozmow przy stole — poinformowala lodowato.

— W takim razie to oczywiste — stwierdzil pan Cartwright.

— Musial wrocic.

— Ze srebrnego talerza czy od Flo? — zainteresowal sie William.

— Panie de Worde!

— Tylko pytalem. Aha, widze, ze podaja nazwisko czlowieka, ktory ostatnio wlamal sie do jubilera. Szkoda, ze to Zalatwione Duncan, biedaczysko.

— Notoryczny przestepca, o ile zrozumialem — rzekl pan Windling. — Jestem zdumiony, ze straz go nie aresztuje.

— Zwlaszcza ze codziennie ich odwiedza.

— A po co?

— Goracy posilek i lozko na noc — wyjasnil William. — Widzi pan, Zalatwione Duncan przyznaje sie do wszystkiego. Grzech pierworodny, morderstwa, drobne kradzieze… wszystko. Kiedy sytuacja go przycisnie, usiluje doniesc na siebie dla nagrody.

— W takim razie powinni cos z nim zrobic — uznala pani Arcanum.

— O ile wiem, zwykle daja mu kubek herbaty. — William milczal przez chwile, po czym zapytal: — Jest cos ciekawego w tym drugim pismie?

— Och, wciaz probuja przekonywac, ze Vetinari tego nie zrobil — odparl pan Mackleduff. — A krol Lancre pisze, ze kobiety w Lancre nie rodza wezy.

— Przeciez by sie nie przyznal, prawda? — rzucila pani Arcanum.

— Vetinari musial cos zrobic — uznal pan Windling. — Gdyby nie, to dlaczego pomagalby strazy w sledztwie? Niewinny czlowiek tak sie nie zachowuje moim skromnym zdaniem [12].

— Wydaje mi sie, ze liczne dowody kaza watpic w jego wine — odparl William.

— Naprawde? — spytal pan Windling, sugerujac tym slowem, ze zdanie Williama jest znacznie skromniejsze niz jego. — W kazdym razie, jak rozumiem, dzisiaj spotykaja sie przywodcy gildii.

— Pociagnal nosem. — Pora juz na zmiany. Prawde mowiac, przydalby nam sie wladca troche bardziej wrazliwy na glosy zwyklych ludzi.

William zerknal na pana Dlugoszyba, krasnoluda, ktory spokojnie kroil grzanke na male kawalki. Moze nie zauwazyl… Moze nie bylo czego zauwazac, a William przesadzal w swoich reakcjach. Jednak dlugie lata

Вы читаете Prawda
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату