istnieja tylko ograniczone rezerwy zlota i zelaza, gdy tymczasem wydaje sie, ze gdziekolwiek spojrzec, ludzi jest wszedzie coraz wiecej i wiecej. Mowia tak najczesciej ludzie typu pana Windlinga.

Ale ludzie bardzo mocno przejmuja sie rzeczami. Bez rzeczy sa tylko sprytniejszymi zwierzetami.

Drukarze zebrali sie cala grupa przy drzwiach, z toporami w rekach. Z wnetrza wypadaly kleby duszacego brazowego dymu. Plomienie strzelaly wokol dachu. Kilka jego fragmentow wykrzywilo sie i runelo.

Nagle przez drzwi wytoczyla sie dymiaca kula. Trzy krasnoludy, ktore sie na nia zamachnely, o malo co nie trafily siebie nawzajem.

To byl Wuffles. Kepki siersci tlily sie jeszcze, ale oczy mu blyszczaly. Wciaz warczal i poszczekiwal.

Pozwolil Williamowi sie podniesc. Odwrocil sie i skierowal na drzwi tryumfujace spojrzenie. Zastrzygl uszami.

— Czyli to juz koniec — uznala Sacharissa.

— Mogli sie wydostac tylnymi drzwiami — zauwazyl Dobrogor. — Boddony, wez paru chlopcow i sprawdzcie, co?

— Dzielny pies — stwierdzil William.

— „Zuch” bylby lepszy — oswiadczyla Sacharissa. — Ma tylko cztery litery. Bedzie lepiej wygladac w pojedynczej kolumnie. Chociaz nie… „Dzielny” tez pasuje, bo wtedy dostaniemy:

DZIELNY PIES

POGRYZL

BANDYTOW

…chociaz ostatnia linia powinna byc troche mocniejsza. — Chcialbym umiec tak myslec tytulami — westchnal William i zadrzal.

* * *

W piwnicy bylo chlodno i wilgotno.

Pan Szpila powlokl sie do kata i zgasil iskry na garniturze.

— To …ona pulapka — jeknal pan Tulipan.

— Co z tego? To przeciez kamien — odparl Szpila. — Kamienna podloga, kamienne sciany, kamienny sufit. Kamien sie nie pali, nie? Posiedzimy tu sobie w spokoju i chlodzie, przeczekamy.

Przez chwile pan Tulipan nasluchiwal trzasku ognia w gorze. Czerwone i zolte plamy tanczyly na podlodze pod klapa piwnicy.

— Nie podoba mi sie ta …ona sytuacja — oswiadczyl.

— Bywalo gorzej.

— Nie podoba mi sie!

— Tylko spokojnie. Wyjdziemy z tego. Nie po to sie urodzilem, zeby sie usmazyc.

* * *

Plomienie szalaly wokol prasy. Kilka spoznionych puszek zawirowalo wsrod zaru, rozpylajac plonace kropelki. Ogien byl zoltobialy w sercu zaru, a teraz objal metalowe formy zawierajace sklad.

Srebrne kulki pojawily sie wokol olowianych, czarnych od tuszu klockow. Litery poruszyly sie, osiadly, poplynely. Przez chwile same slowa plywaly po roztopionym metalu, niewinne slowa jak „prawda”, „ci” i „pozwoli”, potem i one zniknely. Z rozzarzonej do czerwonosci prasy, spomiedzy drewnianych skrzynek, rzedow i kolumn czcionek, a nawet ze stosow starannie ulozonego metalu poplynely waskie strumyczki. Spotykaly sie, zlewaly, rozprzestrzenialy… I wkrotce podloga zmienila sie w ruchome, falujace zwierciadlo, w ktorym wierzcholkami w dol tanczyly pomaranczowe i zolte plomienie.

* * *

Na warsztacie Ottona salamandry wyczuly cieplo. Lubily cieplo. Ich przodkowie ewoluowali w wulkanach. Teraz wiec przebudzily sie i zaczely pomrukiwac. Pan Tulipan, ktory chodzil tam i z powrotem jak schwytane zwierze, siegnal po jedna z klatek i przyjrzal sie niechetnie salamandrom.

— Co to za …one zwierzaki? — zapytal i odstawil klatke. Wtedy zauwazyl stojacy obok sloj. — A dlaczego tutaj jest …ony napis „Oztroznie zie obchodzic”?

Wegorze byly juz zdenerwowane. One takze wyczuwaly cieplo, ale byly istotami zyjacymi zwykle w glebokich jaskiniach i podziemnych, lodowatych strumieniach.

Kiedy pan Tulipan podniosl sloj, zaprotestowaly, emitujac blysk ciemnego swiatla.

Wieksza jego czesc przemknela bezposrednio przez mozg pana Tulipana. Jednak to, co pozostalo z tego znekanego organu, przetrwalo wszelkie proby mieszania w nim, zreszta pan Tulipan i tak nieczesto go uzywal, bo to za bardzo bolalo.

Na krotki moment tylko pojawilo sie wspomnienie sniegu, jodlowych lasow, plonacych zabudowan i kosciola. Tam sie schronili. Byl wtedy maly. Pamietal wielkie, lsniace obrazy majace wiecej kolorow, niz kiedykolwiek widzial…

Zamrugal i upuscil sloj.

Szklo roztrzaskalo sie na podlodze. Wegorze raz jeszcze blysnely ciemnym swiatlem, a potem rozpaczliwie wypelzly sposrod odlamkow i ruszyly wzdluz sciany, wciskajac sie w szczeliny miedzy kamieniami.

Pan Tulipan odwrocil sie, slyszac za soba jakies dzwieki. Jego partner osunal sie na kolana i oburacz sciskal glowe.

— Cos sie stalo?

— Sa tuz za mna — wyszeptal pan Szpila.

— Nie, jestesmy tu tylko my dwaj, stary przyjacielu.

Pan Tulipan poklepal pana Szpile po ramieniu. Zyly na czole wystapily mu z wysilku. Wspomnienie zniknelo. Mlody Tulipan nauczyl sie redagowac wspomnienia.

Uznal, ze w tej chwili pan Szpila powinien przypomniec sobie dobre czasy.

— Hej, a pamieta pan, jak Gerhardt But i jego chlopaki zapedzili nas do tego …onego zaulka w Quirmie? — zapytal. — Pamieta pan, cosmy z nim potem zrobili?

— Tak — odparl pan Szpila, wpatrujac sie w slepa sciane. — Pamietam…

— A wtedy z tym staruchem w tym …onym domu w Genoi, co o nim nie wiedzielismy? No wiec zabilismy drzwi gwozdziami i…

— Dosc! Zamknij sie!

— Staram sie tylko zobaczyc …ona jasniejsza strone.

— Nie powinnismy zabijac tych wszystkich ludzi — szepnal pan Szpila, niemal do siebie.

— Czemu nie? — zdziwil sie pan Tulipan.

Ale nerwowosc Szpili zaczynala udzielac sie takze jemu. Siegnal do rzemyka na szyi i poczul na koncu uspokajajaca bulwe. Ziemniak moze byc wielka pomoca w trudnych chwilach.

Ciche pluskanie z tylu kazalo mu sie obejrzec. Rozpromienil sie.

— Zreszta juz wszystko dobrze — stwierdzil. — Wyglada na to, ze pada.

Srebrzyste krople opadaly wokol klapy.

— To nie jest woda! — wrzasnal Szpila.

Krople zlaly sie razem w jeden nieprzerwany strumien. Pluskal dziwnie i zastygal pod klapa, ale coraz wiecej cieczy spadalo do wnetrza i rozlewalo po podlodze.

Szpila i Tulipan staneli pod sciana.

— To goracy olow — stwierdzil Szpila. — Drukuja nim te swoja azete.

Вы читаете Prawda
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату