niz bogow. Grozi mi z grubsza tyle, ile w klasie pieciolatkow. Pewnie mniej. Czlowiek Nieofrankowany… tez cos.
Rozluznil sie. Pozwolil sprowadzic sie ze schodow i obrocic dookola. Tak, zgadza sie. Nowicjusz powinien sie bac, ale przeciez wszyscy wiedza, ze to taka zabawa towarzyska. Zabrzmi to groznie, moze nawet sprawiac wrazenie groznego, ale zadnego zagrozenia nie bedzie. Przypomnial sobie, jak wstepowal… co to bylo?
A tak… Wyznawcy Bruzdy w jakims miasteczku zarosnietym glabami[3] . Wyznawcy zawiazali mu oczy, naturalnie, a potem wydawali najstraszniejsze dzwieki, jakie umieli sobie wyobrazic. Na koncu glos w ciemnosci powiedzial „A teraz podaj reke Dawnemu Panu”, Moist wyciagnal dlon i uscisnal kozie kopytko. Ci, ktorzy wyszli stamtad z czysta bielizna, wygrywali.
Nastepnego dnia trzech ze swych ufnych nowych braci naciagnal na osiemdziesiat dolarow. W tej chwili nie wydawalo sie to juz takie zabawne.
Starzy listonosze prowadzili go do glownej hali — poznal to po echach. Byli tam rowniez inni ludzie, jak stwierdzaly krotkie wloski na karku. Moze nie tylko ludzie — zdawalo mu sie, ze slyszy zduszony warkot. Ale tak to powinno dzialac, prawda? Wszystko ma brzmiec niepokojaco. Kluczem jest, by zachowywac sie meznie, udawac szczerego i odwaznego.
Eskorta go puscila. Moist stal przez chwile w ciemnosci, a potem poczul, ze ktos chwyta go za lokiec.
— To ja, sir, starszy listonosz w okresie probnym Groat, sir. Prosze sie niczym nie martwic, sir. Jestem dzisiaj panskim Tymczasowym Diakonem.
— Czy to konieczne, panie Groat? — westchnal Moist. — Mianowano mnie poczmistrzem, wie pan…
— Mianowano, tak. Ale jeszcze nie uznano, sir. Dowod nadania nie jest dowodem doreczenia, sir.
— O czym pan mowi?
— Nie mozna zdradzac tajemnic Czlowiekowi Nieofrankowanemu, sir — oswiadczyl naboznie Groat. — Dobrze panu szlo, dotarl pan az tutaj.
— No, niech bedzie. — Moist staral sie, by zabrzmialo to dobrodusznie. — W koncu co najgorszego moze sie zdarzyc?
Groat milczal.
— Powiedzialem… — zaczal Moist.
— Musialem sie zastanowic, sir. Niech pomysle… Tak, sir. Najgorsze, co moze sie zdarzyc, to ze straci pan palce jednej reki, zostanie kaleka na cale zycie i polamie sobie polowe kosci. Aha, i wtedy pana nie przyjma… Ale nie ma powodow do niepokoju, sir, najmniejszych…
W gorze zahuczal potezny glos:
— Kto sprowadza Czlowieka Nieofrankowanego?
Obok Moista Groat odchrzaknal, a kiedy przemowil, glos mu wyraznie drzal.
— Ja, starszy listonosz w okresie probnym Tolliver Groat, przyprowadzam Czlowieka Nieofrankowanego.
— Mowil pan o tych kosciach, zeby mnie wystraszyc, tak? — syknal Moist.
— A czy stanie on w Mroku Nocy? — zapytal glos.
— Wlasnie stoi, Czcigodny Mistrzu! — wykrzyknal radosnie Groat, po czym dodal szeptem: — Niektorzy z chlopcow byli naprawde zachwyceni, kiedy odzyskal pan litery z napisu.
— Dobrze. A wracajac do tych polamanych kosci…
— Niech zatem droge przez Tor utoruje! — nakazal niewidoczny wlasciciel glosu.
— Przejdziemy teraz do przodu, sir. Spokojnie — szeptal goraczkowo Groat. — O, tutaj. Niech sie pan zatrzyma.
— Zaraz! — rzekl Moist. — Wszystko to… ma mnie tylko przestraszyc, tak?
— Prosze zostawic to mnie, sir.
— Ale przeciez… — zaczal Moist i poczul w ustach kaptur.
— Niech wlozy Buty! — ciagnal glos.
Zabawne, jak mozna uslyszec wielkie litery, pomyslal Moist, probujac nie udusic sie tkanina.
— Stoi przed panem para butow, sir — naplynal chrapliwy szept Groata. — Prosze je wlozyc. Zaden klopot, sir.
— Pff! To jasne, ale…
— Buty, sir! Prosze!
Moist niezrecznie zdjal swoje i wsunal stopy w niewidzialne buty. Okazaly sie ciezkie jak z olowiu.
— Ciezki jest marsz Czlowieka Nieofrankowanego — zaintonowal grzmiacy glos. — Niech idzie dalej!
Moist zrobil nastepny krok, nadepnal na cos, co sie potoczylo, zachwial sie i upadl. Poczul agonalne cierpienie, kiedy goleniem uderzyl o metal.
— Pocztowcy! — zahuczal znowu potezny glos. — Jaka jest Pierwsza Klatwa?
Z ciemnosci odpowiedzialy chorem liczne glosy:
— Szlag, no uwierzylbys? Zabawki, wozki, narzedzia ogrodowe… Nic ich nie obchodzi, co zostawiaja na sciezce w te ciemne poranki!
— Czy Czlowiek Nieofrankowany zakrzyknal?
Chyba zlamalem sobie szczeke, myslal Moist, kiedy Groat pomogl mu wstac na nogi. Chyba zlamalem sobie szczeke!
— Brawo, sir! — wyszeptal staruszek i podniosl glos, przemawiajac do niewidocznych patrzacych. — Nie zakrzyknal, Czcigodny Mistrzu, ale byl nieugiety!
— A zatem podajcie mu Torbe! — zahuczal znowu glos.
Moist powoli zaczynal go nienawidzic.
Niewidzialne rece przelozyly pas przez ramie Moista. Kiedy puscily, ciezar zgial go wpol.
— Torba Listonosza ciezka jest, jednakze wkrotce bedzie lekka! — odbilo sie echem od scian.
Nikt nic nie mowil o bolu. No nie, wlasciwie mowili, ale nie uprzedzili, ze to na powaznie…
— Dalej, sir — ponaglil go niewidoczny u boku Groat. — To jest Tor Listonosza, prosze o tym pamietac.
Moist przesunal sie naprzod bardzo ostroznie i poczul, jak stopa odpycha cos turkoczacego.
— Nie nadepnal na Wrotke, Czcigodny Mistrzu! — zameldowal Groat niewidzialnym widzom.
Moist, obolaly, ale pelen nadziei, z wahaniem zrobil jeszcze dwa kroki. Znow zabrzeczalo i cos odbilo sie od jego buta.
— Niedbale Porzucona Butelka po Piwie tez go nie zatrzymala! — krzyknal Groat tryumfalnie.
Osmielony Moist zaryzykowal nastepny krok, nadepnal na cos sliskiego i poczul, ze jego noga oddala sie naprzod i do gory, ale bez niego. Wyladowal ciezko na plecach, glowa uderzyl o podloge. Byl pewien, ze slyszy trzask pekajacej czaszki.
— Listonosze! Jaka jest Druga Klatwa? — zapytal dzwieczny glos.
— Psy! Powiadam ci, nie istnieje cos takiego jak dobry pies! Jak juz nie gryza, to paskudza! A to jak stanac na oleju maszynowym!
Moist uklakl z wysilkiem. W glowie mu sie krecilo.
— Juz dobrze, nic sie nie stalo, niech pan idzie dalej! — syczal Groat, chwytajac go za lokiec. — Przejdzie pan, w sniegu czy deszczu! — Znizyl glos jeszcze bardziej. — Prosze pamietac, co jest napisane na budynku!
— Pani Cake? — wymamrotal Moist, a potem pomyslal: To byl deszcz czy snieg? A moze deszcz ze sniegiem?
Uslyszal jakis ruch i zgarbil sie nad ciezka torba, gdy woda przemoczyla go do suchej nitki, a uzyte z nadmiernym entuzjazmem wiadro odbilo sie od glowy.
Czyli deszcz… Wyprostowal sie, poczul lodowate zimno splywajace mu po plecach i niemal krzyknal.
— To byly kostki lodu — szepnal Groat. — Dostalem je z kostnicy, ale prosze sie nie martwic, sir, prawie nieuzywane. To najlepsze, czego o tej porze roku moglismy uzyc zamiast sniegu. Przepraszamy. I prosze sie o nic nie martwic, sir.
— Niech beda sprawdzone Listy! — zagrzmial rozkazujacy glos.
Dlon Groata siegnela do torby i tryumfalnie podniosla list. Moist chwial sie na wszystkie strony.
— Ja, starszy listonosz w okresie… Och, przepraszam na momencik, Czcigodny Mistrzu… — Moist poczul, ze jego glowa sciagana jest do poziomu ust Groata. Staruszek szepnal: — Zostalem starszym listonoszem na okres probny czy juz na stale, sir?