— Co? Na stale, tak, na stale! — zapewnil Moist. Lodowata woda napelniala mu buty. — Stanowczo.
— Ja, starszy listonosz Groat, oznajmiam niniejszym, ze list ten suchy jest jak pieprz, Czcigodny Mistrzu! — zawolal tryumfalnie Groat.
Tym razem w glosie wladzy zabrzmiala nuta zlosliwej uciechy.
— A wiec niech… go doreczy!
W dusznym mroku pod workiem poczucie zagrozenia Moista zaryglowalo drzwi i ukrylo sie w piwnicy. W tym miejscu niewidzialni chorzysci pochylili sie z ciekawoscia. W tym miejscu to juz nie byla zabawa.
— Wlasciwie to niczego nie zapisalem, chce zauwazyc — zaczal, kolyszac sie na nogach.
— Ostroznie teraz, ostroznie — syknal Groat, nie zwracajac uwagi na jego slowa. — Juz prawie koniec! Tuz przed panem sa drzwi, a w drzwiach szczelina na listy… Czy moglby chwile odetchnac, Czcigodny Mistrzu? Paskudnie przywalil glowa…
— Odetchnac, bracie Groat? Moze po to, zebys mogl mu udzielic jednej czy drugiej wskazowki? — zapytal z pogarda rzadzacy glos.
— Czcigodny Mistrzu, rytual mowi, ze Czlowiek Nieofrankowany ma prawo do…
— Ten Czlowiek Nieofrankowany musi isc sam! Bez pomocy, Tolliverze Groat! On nie chce zostac mlodszym listonoszem, o nie, ani nawet starszym listonoszem! To nie dla niego! On chce jednym skokiem dotrzec do rangi poczmistrza! Wiec nie bawimy sie tu w listonosza Stuka, mlodszy listonoszu Groat! Ty nas do tego namowiles! I nie bedziemy tracic czasu! Ma nam pokazac, ile jest wart!
— Prosze do mnie mowic starszy listonoszu Groat, bardzo bylbym wdzieczny! — wrzasnal Groat.
— Nie bedziesz prawdziwym starszym listonoszem, Tolliverze Groat, jesli on nie przejdzie tej proby!
— Tak? A niby kto powiedzial, ze jestes Czcigodnym Mistrzem, George’u Aggy? Zostales Czcigodnym Mistrzem, bo pierwszy wybierales sobie szate!
Glos Czcigodnego Mistrza stal sie troche mniej wladczy.
— Porzadny z ciebie gosc, Tolliverze Groat, przyznaje. Ale te bajki, ktore opowiadasz, o tym, ze pewnego dnia zjawi sie prawdziwy poczmistrz i wszystko naprawi, sa po prostu… glupie. Rozejrzyj sie moze, co? Ten gmach mial swoje piekne dni, jak my wszyscy. Ale skoro zamierzasz sie tak upierac, zalatwimy to zgodnie z regulaminem.
— No to dobrze! — rzekl Groat.
— No to dobrze! — powtorzyl Czcigodny Mistrz.
Tajne stowarzyszenie pocztowcow, pomyslal Moist. Ale… po co?
Groat westchnal i przysunal sie blizej.
— Kiedy skonczymy, bedzie demoniczna awantura — szepnal Moistowi do ucha. — Przepraszam za to, sir. Niech pan po prostu doreczy list. Wierze w pana, sir!
Odstapil.
W ciemnej nocy pod workiem, oszolomiony i zakrwawiony, Moist pokustykal naprzod, wyciagajac przed soba rece. Odnalazl drzwi, potem przesunal dlonmi po ich powierzchni, na prozno szukajac szczeliny na listy. Znalazl ja w koncu o stope nad ziemia.
No dobra, dobra, wepchne tam ten nieszczesny list i skonczymy te glupia pantomime.
Ale to przeciez nie zabawa. Niejedna z tych imprez, w ktorych wszyscy wiedza, ze stary Harry musi tylko wymamrotac wlasciwe slowa, by stac sie najnowszym czlonkiem Lojalnego Stowarzyszenia Tapicerow. Wokol byli ludzie, ktorzy traktowali to powaznie.
No coz, musi tylko wrzucic list przez szczeline, prawda? Czy to moze byc trudne?… Zaraz, zaraz… Czy jednemu z ludzi, ktorzy go tu prowadzili, nie brakowalo czubkow palcow u jednej reki?
I nagle Moist sie rozgniewal. Gniew przebil sie nawet przez bol rozbitego podbrodka. Nie musi tego robic. A przynajmniej nie musi tego robic w taki sposob. Zle by to wygladalo, gdyby nie byl lepszym graczem w
Wyprostowal sie, tlumiac jek, i sciagnal z glowy worek. Wciaz otaczala go ciemnosc, ale nakrapiana blyskami zza klapek kilkunastu slepych latarni.
— On zdjal worek! — krzyknal ktos.
— Czlowiek Nieofrankowany moze postanowic, by pozostac w mroku — oznajmil Moist. — Ale Listonosz kocha Swiatlo.
Klapa latarni uchylila sie troche szerzej.
— Moment, nie moge tego znalezc w ksiedze — poskarzyl sie placzliwy glos. — Gdzie niby to jest napisane?
Trzeba dzialac szybko. Moist owinal workiem reke i podniosl klapke w szczelinie na listy. Druga reka chwycil pierwszy z brzegu list z torby, wepchnal go do szczeliny, a potem wyrwal zaimprowizowana rekawice. Rozerwala sie, jak ucieta nozycami.
— Listonosze, jaka jest Trzecia Klatwa?! — wykrzyknal tryumfalnie Groat. — Wszyscy razem, chlopcy: Do licha, z czego oni robia te klapki, z brzytew?
Odpowiedziala mu urazona cisza.
— Nie mial worka… — mruknela postac w dlugiej szacie.
— Mial! Owinal go na reku! Powiedzcie, gdzie jest napisane, ze nie wolno mu tego robic! — wrzasnal Groat. — Mowilem wam! On jest tym, na ktorego czekalismy!
— Pozostala jeszcze ostatnia proba — przypomnial Czcigodny Mistrz.
— O jakiej ostatniej probie mowisz, George’u Aggy? Doreczyl poczte! — zaprotestowal Groat. — Lord Vetinari mianowal go poczmistrzem, a on utorowal sobie Tor.
— Vetinari? Przeciez rzadzi tu ledwie od pieciu minut. Kim jest, zeby decydowac, kto bedzie poczmistrzem? Czy jego ojciec byl listonoszem? Nie. Ani jego dziad! Popatrzcie tylko, jakich ludzi przysyla! Sam mowiles, ze to chytre dranie, ktore nie maja we krwi nawet kropli pocztowego atramentu.
— Mysle, ze ten potrafi…
— Musi przejsc ostateczny test — oswiadczyl surowo Czcigodny Mistrz. — I wiesz, na czym on polega.
— To bedzie morderstwo! — wystraszyl sie Groat. — Nie mozecie…
— Mam ci znow powtorzyc, mlody Tolly, zebys zamknal jadaczke? I co, panie poczmistrzu? Czy zmierzysz sie z najwiekszym wyzwaniem listonosza? Czy zmierzysz sie… — glos urwal dla efektu i na wypadek, gdyby zabrzmialo kilka akordow zlowieszczej muzyki — …z Nieprzyjacielem u Bramy?
— Zmierze sie i pokonam go, jesli tego zadacie! — odparl Moist.
Ten duren nazwal go poczmistrzem! To zadzialalo! Mow, jakbys to ty rzadzil, a zaczna w to wierzyc! I to „pokonam go” tez bylo niezlym pociagnieciem.
— Zadamy! O tak, zadamy! — odpowiedzieli chorem pocztowcy w dlugich szatach.
Groat — brodaty cien w mroku — chwycil dlon Moista i ku jego zdumieniu, uscisnal ja.
— Przepraszam za to, panie Lipwig — powiedzial. — Nie spodziewalem sie tego wszystkiego. Oszukuja. Ale poradzi pan sobie. Moze pan wierzyc starszemu listonoszowi Groatowi, sir.
Cofnal reke, a Moist poczul w dloni cos malego i zimnego. Zacisnal na tym palce. Nie spodziewal sie tego wszystkiego?
— No dobrze, poczmistrzu — rzekl Czcigodny Mistrz. — To prosty test. Wszystko, co musi pan zrobic, prawda, to stac tu nadal, na wlasnych nogach, za minute od teraz. Jasne? Wiejemy, chlopcy!
Zaszelescily szaty, zadudnily szybkie kroki, trzasnely dalekie drzwi. Moist zostal sam w milczacym, cuchnacym golebiami pomieszczeniu.
Jaka jeszcze proba mogla pozostac? Sprobowal sobie przypomniec wszystkie slowa wypisane na frontonie budynku. Trolle? Smoki? Zielone stwory z zebami? Otworzyl dlon, by sprawdzic, co wsunal mu Groat.
Wygladalo to calkiem jak gwizdek.
Gdzies w ciemnosci drzwi otworzyly sie i zamknely znowu. Potem zabrzmial daleki odglos zmierzajacych ku niemu lap.
Psy…
Moist odwrocil sie i pobiegl przez hol do cokolu. Wspial sie na niego. Nie sprawi wielkich problemow duzym psom, ale przynajmniej ich lby znajda sie na wysokosci kopniaka.
Uslyszal szczekniecie i rozciagnal usta w usmiechu. Takie szczekniecie wystarczy uslyszec raz… Nie bylo szczegolnie agresywne, poniewaz wydobywalo sie z paszczy zdolnej skruszyc czaszke. Kiedy ktos jest do tego zdolny, nie musi sie specjalnie reklamowac. Wiesci same sie rozchodza.