— Wyglosil Pan Niezwykle Inspirujace Przemowienie, Sir. Szczegolne Wrazenie Zrobila Na Mnie Panska Uwaga, Ze „Aniol” To Tylko Inne Okreslenie Poslanca. Niewielu Ludzi O Tym Wie.
Na materacu Moist powoli usilowal wcisnac piesc do ust.
— Aha, I Obiecal Pan Sprowadzic Z Powrotem Wielkie Kandelabry I Kontuar Z Cennego Drewna, Sir. To Im Zaimponowalo. Nikt Nie Wie, Gdzie Sie Podzialy.
O bogowie, pomyslal Moist.
— Oraz Posag Boga, Sir. To Zaimponowalo Im Jeszcze Bardziej, Albowiem, Jak sie Zdaje, Wiele Lat Temu Zostal On Przetopiony.
— Czy ostatniej nocy zrobilem cokolwiek, co by sugerowalo, ze jestem normalny?
— Przepraszam, Sir? — zdziwil sie golem.
Ale Moist przypomnial sobie swiatlo i szepty listow. Wypelnily jego umysl… wiedza, czy moze wspomnieniami, choc nie pamietal, w jaki sposob je zyskal.
— Niedokonczone opowiesci — rzekl.
— Tak, Sir — zgodzil sie golem obojetnie. — Mowil Pan O Nich Bardzo Szczegolowo, Sir.
— Naprawde?
— Tak, Sir. Powiedzial Pan…
…ze kazda niedoreczona wiadomosc jest fragmentem czasoprzestrzeni pozbawionym drugiego konca, dryfujaca swobodnie wiazka wysilku i emocji. Jesli upakowac ich miliony, zaczynaja robic to, co zawsze robia listy: komunikuja i zmieniaja nature zdarzen. Kiedy jest ich dostatecznie duzo, znieksztalcaja wokol siebie wszechswiat.
Wszystko to mialo sens dla Moista. A przynajmniej tyle sensu, ile cokolwiek innego.
— A czy… czy rzeczywiscie unioslem sie w powietrze i jarzylem sie zlociscie? — zapytal Moist.
— Chyba Musialem To Przeoczyc, Sir — uznal pan Pompa.
— To znaczy, ze nie.
— W Pewnym Sensie Tak, Sir — zapewnil golem.
— Ale w zwyczajnej, codziennej rzeczywistosci jednak nie?
— Rozswietlal Pana, Jak To Mowia, Wewnetrzny Ogien, Sir. Zrobil Pan Wielkie Wrazenie Na Pocztowcach.
Wzrok Moista spoczal na skrzydlatej czapce rzuconej niedbale na biurko.
— Nigdy nie spelnie ich oczekiwan, panie Pompa — rzekl. — Oni chca swietego, nie kogos takiego jak ja.
— Moze Swiety Nie Jest Tym, Czego Potrzebuja, Sir.
Moist usiadl i koc zsunal sie z niego.
— Gdzie sie podzialo moje ubranie? — zapytal. — Jestem pewien, ze powiesilem je elegancko na podlodze.
— Przyznaje, Ze Probowalem Oczyscic Panski Kostium Wywabiaczem Plam. Poniewaz Jednak Byl On Praktycznie Jedna Wielka Plama, Wywabil Sie Caly.
— Lubilem ten garnitur! Mogles go chociaz zachowac na szmaty…
— Przepraszam, Sir. Uznalem, Ze Szmaty Zostaly Zachowane Na Panski Garnitur. Ale W Kazdym Razie Wykonalem Panskie Polecenie, Sir.
Moist przez chwile sie zastanawial.
— Jakie polecenie? — zapytal podejrzliwie.
— Zeszlej Nocy Nakazal Mi Pan, By Znalezc Ubranie Odpowiednie Dla Poczmistrza, Sir. Udzielil Mi Pan Bardzo Precyzyjnych Instrukcji. Na Szczescie Moj Kolega Zszywacz 22 Pracuje W Garderobie W Teatrze. Stroj Wisi Na Drzwiach.
Golem znalazl nawet lustro. Nie bylo wielkie, ale dostatecznie duze, by pokazac Moistowi, ze gdyby ubieral sie bardziej ostro, pewnie by sie pokaleczyl przy chodzeniu.
— O rany… — westchnal. — El Dorado czy jak?
Ubior zrobiony byl ze zlota, czy tez tego, czego aktorzy zamiast zlota uzywaja. Moist chcial juz zaprotestowac, ale umysl interweniowal szybko.
Dobre ubranie pomaga. Szybki jezyk nie na wiele sie przyda w nedznych portkach. Ludzie zapamietaja kostium, nie jego. Z pewnoscia bedzie zauwazony, kiedy pojawi sie na ulicy w takim stroju. Przechodnie beda musieli zaslaniac oczy, by na niego spojrzec. I najwyrazniej sam o to poprosil.
— Jest bardzo… — zawahal sie. Jedynym dobrze pasujacym slowem bylo: — …szybki. To znaczy wyglada, jakby lada moment mial pomknac naprzod.
— Tak, Sir. Zszywacz 22 Ma Talent. Prosze Tez Zauwazyc Zlota Koszule I Krawat. Pasuja Do Czapki, Sir.
— Eee… Nie moglbys go namowic, zeby pozszywal mi cos ciemniejszego? — Moist przyslonil oczy, by przestaly go oslepiac wlasne klapy. — Zebym mial co wlozyc, kiedy nie chce oswietlac dalekich obiektow?
— Uczynie Tak Natychmiast, Sir.
— No coz… — Moist zamrugal od blasku swoich rekawow. — Chodzmy zatem popedzic poczte, co?
Byli emerytowani listonosze czekali w hali, w miejscu oproznionym ze zrzutu listow zeszlej nocy. Wszyscy nosili mundury, ale zadne dwa nie byly takie same, a zatem formalnie trudno byloby ich uznac za jednolicie umundurowanych. Wszystkie czapki mialy daszki, ale jedne byly wysokie, inne miekkie. Staruszkowie wrosli w swoje ubrania, wiec kurtki wisialy na nich jak plaszcze, a nogawki spodni przypominaly harmonie. Dodatkowo, jak to jest w zwyczaju starszych mezczyzn, nosili medale i stanowcze miny ludzi gotowych do ostatniej bitwy.
— Zespol gotow do kontroli, sir! — oznajmil inspektor pocztowy Groat. Stal na bacznosc tak wyprezony, ze sama duma unosila jego stopy o pelen cal nad podloga.
— Dziekuje, hm… dobrze.
Moist nie byl pewien, co ma kontrolowac, ale bardzo sie staral. Jedna po drugiej wpatrywaly sie w niego pomarszczone twarze.
Medale, jak sobie uswiadomil, nie wszystkie byly wojskowe, Urzad Pocztowy przyznawal tez wlasne. Wsrod nich znalazla sie zlota psia glowa, ktora nosil nieduzy czlowieczek z twarza jak cale stado lasic.
— Co to takiego, eee… — zaczal.
— Starszy listonosz George Aggy, sir. To odznaczenie? Pietnascie ugryzien i nadal stalem, sir — odparl z duma staruszek.
— No, to jest… bardzo duzo ugryzien, prawda…
— Tak, ale przechytrzylem bestie przy dziewiatym, sir, i sprawilem sobie blaszana noge.
— Straciliscie noge? — przerazil sie Moist.
— Nie, sir. Kupilem kawalek starej zbroi, zgadza sie? — Pomarszczony czlowieczek usmiechnal sie chytrze. — Az cieplej mi sie robi na sercu, kiedy slysze, jak zgrzytaja o nia zebami, sir.
— Aggy, Aggy… — zastanowil sie Moist, a potem zaiskrzyla pamiec. — Czy nie byliscie…
— Jestem Czcigodnym Mistrzem, sir — wyjasnil Aggy. — Na pewno nie ma pan nam za zle wczorajszej nocy, sir. Wszyscy bylismy kiedys jak mlody Tolliver, ale stracilismy nadzieje. Bez pretensji?
— Oczywiscie — uspokoil go Moist i roztarl tyl glowy.
— Chcialbym tez przekazac wlasna wiadomosc z gratulacjami jako przewodniczacy Ankhmorporskiego Oddzialu Przyjaznego i Dobroczynnego Stowarzyszenia Pracownikow Pocztowych — ciagnal Aggy.
— Ehm… Bardzo dziekuje. A wlasciwie kim oni sa?
— To bylismy my wczoraj w nocy, sir. — Aggy sie rozpromienil.
— Myslalem, ze jestescie tajnym stowarzyszeniem!
— Nie tajnym, sir. Niedoslownie tajnym. Raczej… ignorowanym, mozna powiedziec. Ostatnio zajmujemy sie glownie emeryturami i pilnujemy, zeby starzy kumple mieli porzadne pogrzeby, kiedy zostaja Zwroceni do Nadawcy.
— Brawo — rzekl Moist, co zdawalo sie dobra odpowiedzia na wszystkie kwestie. Odstapil i zakaszlal. — Panowie, jest tak: jesli chcemy, zeby Urzad Pocztowy wrocil do pracy, musimy zaczac dostarczac dawne listy. To swieta sprawa: listy docieraja. Moze to zabrac piecdziesiat lat, ale w koncu znajdziemy adresata. Znacie swoje rejony. Tylko spokojnie. Pamietajcie, jesli nie mozecie doreczyc, jesli nie ma juz domu… wtedy przesylka wraca tutaj, a my odkladamy ja do Biura Martwych Listow i wiemy, ze przynajmniej probowalismy. Chcemy dac ludziom do zrozumienia, ze Urzad Pocztowy znow dziala. Zrozumiano?