I rzucil drewno na machine.
Dzwiek nie byl glosny. Brzmial mniej wiecej jak „klop!”. Moist mial wrazenie, ze cos stalo sie z drewnem, kiedy przelatywalo przez niebieskie swiatlo; pojawila sie sugestia zakrzywienia…
Na podloge spadlo kilka wiekszych kawalkow i deszcz drzazg.
— Sprowadzili tu maga, zeby to obejrzal — tlumaczyl Groat. — Powiedzial, ze ta machina skreca kawalek wszechswiata, zeby pi moglo byc rowne trzy, sir, ale wyczynia cuda ze wszystkim, co znajdzie sie za blisko, sir. Te kawalki, ktorych potem brakuje, gina gdzies w… w… w czasoprzestrzeniokontinuumumumum, sir. Ale tak sie nie dzieje z listami, sir, a to z powodu tego, jak sie przesuwaja przez te machine, sir. Tak to tlumaczyl, sir. I niektore wychodza z niej piecdziesiat lat przed wyslaniem.
— Dlaczego jej nie wylaczyliscie?
— Nie moglismy, sir. Ona ciagle dzialala, jak syfon. Zreszta mag powiedzial, ze gdybysmy to zrobili, moglyby sie zdarzyc okropne tragedie! Z powodu tych, no… chyba kwantow.
— W takim razie mozna bylo zwyczajnie przestac dostarczac jej listy, prawda?
— No tak, sir, to jest to. — Groat poskrobal sie po brodzie. — Wskazal pan palcem samo sedno czy tez klucz sprawy. Tak powinnismy zrobic, sir, tak wlasnie, ale probowalismy to jakos wykorzystac. Tak, kierownictwo mialo plany, sir. Takie na przyklad doreczenie listu na Siostrach Dolly w trzydziesci sekund po nadaniu go w centrum miasta… Co by pan na to powiedzial, sir? Oczywiscie, byloby niegrzecznie doreczac poczte, zanim jeszcze do nas trafila, ale mozna by zmniejszac odstep… Bylismy dobrzy, wiec probowalismy byc lepsi…
I nagle wszystko zabrzmialo znajomo…
Moist sluchal ponuro. Podroze w czasie to w koncu tylko pewien rodzaj magii. I nigdy nic dobrego z nich nie wynika.
Dlatego pracuja zwykli listonosze. Dlatego sekary sa szeregiem kosztownych wiez. Jesli sie zastanowic, to rowniez dlatego farmerzy sieja zboze, a rybacy wyciagaja sieci. Och, mozna by wszystko zalatwic czarami, to jasne. Mozna machnac rozdzka i dostac gwiazdke z nieba oraz swiezo upieczony bochenek. Mozna sprawic, ze ryby beda wyskakiwaly z morza juz przyrzadzone. Ale potem, gdzies, kiedys, magia wystawia rachunek, ktory zawsze opiewa na wiecej, niz czlowieka stac.
Tak wiec pozostawiano ja magom, ktorzy wiedzieli, jak obchodzic sie z nia bezpiecznie. Niekorzystanie z magii bylo ich glownym zadaniem — nie „niekorzystanie z magii”, gdyz nie potrafia z niej korzystac, ale „niekorzystanie z magii”, kiedy potrafia i tego nie robia. Czlowiek musi byc madry, by sie od tego powstrzymac, kiedy wie, jakie to proste. Istnialy na swiecie miejsca upamietniajace czasy, gdy magowie nie byli jeszcze tacy madrzy — tam juz nigdy nie wyrosnie trawa.
W kazdym razie w calym tym interesie byla pewna nieuchronnosc. Ludzie chcieli byc oszukiwani. Naprawde wierzyli, ze mozna znalezc na piasku brylki zlota, ze tym razem spotkaja ksiezniczke, ze chociaz raz szkielko okaze sie prawdziwym brylantem.
Slowa wylewaly sie z pana Groata jak upakowane listy ze szczeliny w murze. Czasami machina wypluwala tysiac kopii jednego listu albo zasypywala sale listami z przyszlego wtorku, z przyszlego miesiaca, przyszlego roku. Czasami byly to listy, ktorych ktos nie napisal, ktore moglby napisac albo zamierzal napisac, lub tez listy, o ktorych ludzie przysiegali, ze je napisali, a tak naprawde jednak nie, ale ktore mimo to zyskaly mglista egzystencje w jakims dziwnym, niewidzialnym listowym swiecie, a machina uczynila je rzeczywistymi.
Jesli gdzies moze istniec kazdy mozliwy swiat, to gdzies istnieje rowniez kazdy list, ktory potencjalnie moglby byc napisany. Gdzies tam wszystkie te wyslane czeki naprawde istnieja w poczcie.
Wysypywaly sie — listy z dnia dzisiejszego, ktory okazywal sie nie tym dniem dzisiejszym, ale innym, jaki moglby sie zdarzyc, gdyby w historii zmieniono jakis drobny detal. To niewazne, ze machina zostala wylaczona, jak tlumaczyli magowie. Istniala w mnostwie innych terazniejszosci, wiec pracowala dzieki… tu nastepowalo dlugie zdanie, ktorego pocztowcy nie rozumieli, ale mialo w sobie takie slowa jak „portal”, „multiwymiarowy” i „kwanty” — kwanty nawet dwa razy. Nie rozumieli, ale cos musieli z tym zrobic. Nikt nie mogl doreczyc wszystkich tych listow — i pokoje zaczely sie wypelniac.
Magowie z Niewidocznego Uniwersytetu bardzo sie interesowali cala sprawa — zupelnie jak lekarze zafascynowani nowa i zjadliwa choroba. Pacjent wprawdzie docenia ich zainteresowanie, ale wolalby, zeby albo znalezli w koncu jakies lekarstwo, albo przestali go poszturchiwac.
Machiny nie dalo sie zatrzymac i absolutnie nie wolno bylo niszczyc, twierdzili magowie. Zniszczenie maszyny moglo latwo doprowadzic do tego, ze caly wszechswiat nagle przestanie istniec.
A Urzad Pocztowy wypelnial sie szybko. Pewnego dnia zatem glowny inspektor pocztowy Rumbelow zszedl do tego pomieszczenia z lomem w reku, kazal wszystkim magom wyjsc i tlukl machine, dopoki kolka nie przestaly sie krecic.
Lawina listow sie urwala. Przyjeto ten fakt z ogromna ulga, jednakze Urzad Pocztowy mial swoj regulamin, wiec glowny inspektor pocztowy Rumbelow zostal wezwany przed oblicze poczmistrza Cowerby’ego i zapytany, dlaczego postanowil zaryzykowac zniszczenie za jednym zamachem calego wszechswiata.
Wedlug pocztowej legendy pan Rumbelow odpowiedzial: „Po pierwsze, sir, pomyslalem, ze jesli zniszcze za jednym zamachem caly wszechswiat, nikt sie o tym nie dowie; po drugie, kiedy przywalilem w to dranstwo po raz pierwszy, zobaczylem, ze magowie uciekaja, no wiec pomyslalem sobie, ze jesli nie maja innego wszechswiata, do ktorego moga uciec, to tak naprawde wcale nie sa pewni; i w koncu, sir, ta przekleta aparatura dzialala mi na nerwy; nigdy nie znosilem maszynerii, sir”.
— I tak sie to skonczylo — rzekl Groat, kiedy wyszli juz na korytarz. — Slyszalem, jak magowie mowia, ze wszechswiat zostal zniszczony za jednym zamachem, ale natychmiast za jednym zamachem powrocil. Twierdza, ze umieja to poznac, sir. Czyli wszystko w porzadku i stary Rumbelow sie wykrecil, bo trudno zgodnie z regulaminem Urzedu Pocztowego ukarac kogos za zniszczenie za jednym zamachem calego wszechswiata. Owszem, byli tacy poczmistrze, ktorzy by sprobowali. No ale ta historia odebrala nam ducha, sir. Potem wszystko juz toczylo sie w dol. Ludzie stracili serce. Zlamalo nas to, prawde mowiac.
— Chwileczke… — Moist sie zastanowil. — Te listy, ktore wlasnie dalismy chlopcom, nie byly z jakiegos innego wymiaru ani…
— Niech pan sie nie martwi, sir, sprawdzilem jeszcze w nocy. Sa zwyczajnie stare. Na ogol mozna to poznac po stemplu. Dobrze mi idzie poznawanie, ktore sa nasze, sir. Mialem cale lata, zeby sie nauczyc. To talent, sir.
— Moglby pan nauczyc innych?
— Tak, chyba tak.
— Panie Groat, listy do mnie przemawialy — wyrzucil z siebie Moist.
Ku jego zaskoczeniu Groat chwycil go za reke i potrzasnal mocno.
— Brawo, sir — powiedzial, a lzy blysnely mu w oczach. — Mowilem, ze to talent, prawda? Trzeba sluchac ich szeptow, to polowa roboty, sir! One zyja, sir, sa zywe! Nie jak ludzie, ale jak… jak statki sa zywe, sir. Moglbym przysiac, ze wszystkie te listy upchniete tutaj, cala ta… ta ich pasja, sir, naprawde, wydaje mi sie, ze nasza poczta ma cos w rodzaju duszy, sir, tak wlasnie uwazam…
Lzy pociekly mu po policzkach. To szalenstwo, oczywiscie, pomyslal Moist. Ale teraz mnie takze sie udzielilo.
— Aha, widze to w panskich oczach, sir, calkiem wyraznie. — Groat usmiechnal sie przez lzy. — Urzad Pocztowy pana znalazl! I wciagnal pana, o tak… Juz go pan nie opusci, sir. Niektore rodziny pracowaly tutaj od setek lat, sir. Kiedy juz sluzba pocztowa przybije na panu stempel, nie ma odwrotu…
Moist taktownie uwolnil reke.
— Tak — zgodzil sie. — Prosze mi zatem opowiedziec o stemplach.
Stuk!
Moist spojrzal na kartke papieru. Rozmazane czerwone litery, wytarte i nierowne, stwierdzaly: „Urzad Pocztowy Ankh-Morpork”.
— Wlasnie tak, sir. — Groat zamachal ciezkim stemplem z drewna i metalu. — Uderzam w poduszke z tuszem, o tutaj, sir, potem uderzam w list. O tak! Widzi pan, sir? Za kazdym razem tak samo. Ostemplowany.
— I to jest warte pensa? — spytal Moist. — Wielkie nieba, czlowieku, dziecko mogloby to podrobic polowka ziemniaka!