Dearheart.
— Musze przyznac, ze mocniej zabilo mi serce i cieplej sie zrobilo na sercu, kiedy zobaczylem, jak rozbija te drzwi — stwierdzil starszy listonosz Bates. — To ich nauczy, zeby nie dawac klapek tak nisko i takich ostrych.
— I zadnych klopotow z psami — dodal Jimmy Tropes. — Nigdy nie wygryza mu tylka ze spodni.
— Czyli zgadzacie sie, panowie, ze golem nadaje sie na listonosza? — spytal Moist.
Wszystkie twarze wykrzywily sie nagle, a listonosze odpowiedzieli chorem:
— To nie o nas chodzi, rozumie pan…
— …ludzie dziwnie reaguja na to… gliniane towarzystwo…
— …cale to gadanie o odbieraniu pracy prawdziwym ludziom…
— …nic nie mam przeciwko niemu, ale…
Umilkli, gdyz golem Anghammarad znowu zaczynal mowic. W przeciwienstwie do pana Pompy potrzebowal czasu, zeby nabrac wlasciwej predkosci. A kiedy glos w koncu sie wydobywal, zdawalo sie, ze dobiega z bardzo dawna i bardzo daleka, jak szum morza w skamienialej muszli.
— Kim Jest Listo Nosz? — zapytal.
— Poslancem, Anghammaradzie — odpowiedziala panna Dearheart.
Moist zauwazyl, ze do golemow mowila inaczej — w jej glosie brzmiala prawdziwa czulosc.
— Panowie — zwrocil sie do listonoszy. — Wiem, co myslicie…
— Bylem Poslancem — oznajmil Anghammarad.
Sposob mowienia mial inny niz pan Pompa, podobnie jak powierzchnie. Wygladal niczym prymitywna ukladanka rozmaitych rodzajow gliny, od prawie czarnej przez czerwona do jasnoszarej. Jego oczy, w przeciwienstwie do plomiennego blasku u innych golemow, jarzyly sie gleboka rubinowa czerwienia. Wygladal staro. Wiecej — budzil uczucie starosci, bil od niego chlod Czasu.
Na ramieniu, tuz powyzej lokcia, nosil metalowe pudelko na zardzewialej metalowej obreczy, ktora plamila gline.
— Biegales z wiadomosciami? — zapytal nerwowo Groat.
— Ostatnio Przekazywalem Dekrety Krola Heta z Thut — odparl Anghammarad.
— W zyciu nie slyszalem o zadnym krolu Hecie — mruknal Jimmy Tropes.
— Przypuszczam, Ze To Dlatego, Iz Dziewiec Tysiecy Lat Temu Kraina Thut Zsunela Sie Pod Morskie Fale — wyjasnil golem z powaga. — Tak Bywa.
— Niech to licho… Masz dziewiec tysiecy lat?! — zdumial sie Groat.
— Nie. Mam Prawie Dziewietnascie Tysiecy Lat, Bedac Zrodzony W Ogniu Przez Kaplanow Upsy W Trzecim Ningu Strzyzenia Kozla. Dali Mi Glos, Bym Mogl Przenosic Wiadomosci. Tak Juz Zbudowany Jest Ten Swiat…
— O nich tez nie slyszalem — stwierdzil Tropes.
— Upsa Zostala Zniszczona Wskutek Wybuchu Mount Shiputu. Spedzilem Dwa Stulecia Pod Gora Pumeksu, Zanim Usunela Ja Erozja. Po Czym Zostalem Poslancem Dla Krolow Rybakow Ze Swietego Ultu. Moglo Byc Gorzej.
— Musial pan wiele widziec — wtracil podniecony Stanley.
Lsniace oczy zwrocily sie ku niemu, oswietlily twarz.
— Jezowce. Widzialem Mnostwo Jezowcow. I Strzykwy. I Zeglujace Martwe Statki. Raz Spadla Kotwica. Wszystko Mija.
— Jak dlugo siedziales pod woda? — spytal Moist.
— To Bylo Prawie Dziewiec Tysiecy Lat.
— Znaczy… tak po prostu siedziales?
— Nie Otrzymalem Instrukcji, By Czynic Inaczej. Slyszalem Nad Soba Piesni Wielorybow. Bylo Ciemno. A Potem Byla Siec I Wznoszenie, I Swiatlo. Tak Sie Zdarza.
— A nie bylo ci… no wiesz, nudno? — zapytal Groat.
Listonosze milczeli.
— Nudno? — powtorzyl tepo Anghammarad i zwrocil spojrzenie ku pannie Dearheart.
— On nie ma pojecia, o czym pan mowi — wyjasnila. — Zaden z nich tego nie rozumie. Nawet te mlodsze.
— Spodziewam sie wiec, ze z radoscia zaczniesz znowu roznosic wiadomosci — rzekl Moist bardziej jowialnie, niz zamierzal.
Golem znow spojrzal na panne Dearheart.
— Z Radoscia? — zapytal.
Westchnela.
— Nastepny trudny termin, panie Lipwig. Najblizsze pojecie, jakie potrafie podac, to: zaspokoisz imperatyw wykonania ukierunkowanego dzialania.
— Tak — zgodzil sie golem. — Wiadomosc Musi Zostac Przekazana. Tak Zostalo Zapisane W Moim Chemie.
— Chem to taki zwoj w glowie, na ktorym sa zapisane instrukcje dla golema — wyjasnila panna Dearheart. — W przypadku Anghammarada to gliniana tabliczka. W tamtych czasach nie znano jeszcze papieru.
— Naprawde przenosiles wiadomosci dla krolow? — spytal Groat.
— Wielu Krolow — potwierdzil Anghammarad. — Wielu Imperatorow. Wielu Bogow. Wszyscy Odeszli. Wszystko Mija. — Glos golema zabrzmial glebiej, jak gdyby cytowal z pamieci. — Ani Potop, Ani Burza Lodowa, Ani Czarna Cisza Dolnych Kregow Piekla Nie Zatrzymaja Poslancow Swietej Sprawy. Ale Nie Pytaj Nas O Tygrysy Szablozebne, Smoliste Otchlanie, Wielkie Zielone Stwory Z Zebami Ani O Boginie Czol.
— Mieliscie wtedy wielkie zielone stwory z zebami? — zdziwil sie Tropes.
— Wieksze. Zielensze. Mialy Wiecej Zebow — zadudnil Anghammarad.
— A bogini Czol? — zainteresowal sie Moist.
— Nie Pytaj.
Zapadlo nerwowe milczenie. Moist wiedzial, jak je przerwac.
— I wy chcecie decydowac, czy on jest poczciarzem? — zapytal cicho.
Listonosze naradzali sie przez chwile, po czym odezwal sie Groat.
— Z niego jest prawdziwy poczciarz i jeszcze polowa, panie Lipwig — oswiadczyl. — Nie wiedzielismy. Chlopcy uwazaja… no, ze to bedzie zaszczyt, pracowac razem z nim. Znaczy, to jakby… jakby historia, sir. Takie… no…
— Zawsze powtarzalem, ze nasz zakon siega daleko w przeszlosc, prawda? — dodal Jimmy Tropes, promieniejac z dumy. — Listonosze dzialali juz u zarania czasu! Kiedy inne tajne stowarzyszenia sie dowiedza, ze mamy czlonka, ktory pochodzi z samego poczatku, pozielenieja jak… jak…
— Cos wielkiego z zebami? — podpowiedzial Moist.
— Wlasnie. I z jego kumplami tez nie bedzie klopotu, jesli tylko umieja sluchac polecen — dodal Groat wielkodusznie.
— Dziekuje, panowie — rzekl Moist. — Teraz pozostaje tylko… — Skinal na Stanleya, ktory podniosl dwie duze puszki farby. — Pozostaje sprawa ich mundurow.
Za ogolna zgoda Anghammarad otrzymal wyjatkowa range bardzo starszego listonosza. Wydawalo sie to… sprawiedliwe.
Pol godziny pozniej, wciaz troche sie lepiac, kazdy w towarzystwie ludzkiego listonosza, golemy wyszly na ulice. Moist obserwowal, jak ludzie odwracaja za nimi glowy. Popoludniowe slonce migotalo na krolewskim blekicie, a Stanley — niech bogowie mu to wynagrodza — znalazl tez mala puszke zlotej farby. Golemy naprawde wygladaly imponujaco. Az lsnily.
Trzeba dac ludziom przedstawienie. Dac im przedstawienie, a sa juz prawie tam, gdzie chcialo sie ich doprowadzic.
— Listonosz tak runal, jak wilk spada na trzody, zlotem, lazurem kohort parl i miazdzyl przeszkody…
Przez jedna chwile, jedno mgnienie Moist myslal: Zdradzilem sie, ona wie. Skads wie. A potem jego mozg znow zaczal dzialac. Odwrocil sie do panny Dearheart.