nalezacy — jak sie okazalo — do pana Pompy, ktory Moistem potrzasal.
— Niektorzy byli cali umazani dzemem! — zawolal Moist i oprzytomnial. — Co jest?
— Panie Lipvig, Ma Pan Spotkanie Z Lordem Vetinarim.
Slowa dotarly do swiadomosci i zabrzmialy grozniej niz glosy magow w sloikach.
— Nie mam zadnego spotkania z lordem Vetinarim! Eee… mam?
— On Mowi, Ze Tak, Panie Lipvig — odparl golem. — A Zatem Pan Ma. Wyjdziemy Przez Dziedziniec Dylizansow. Przed Frontowym Wejsciem Zebral Sie Spory Tlum.
Moist znieruchomial w trakcie wciagania spodni.
— Sa rozgniewani? Czy niektorzy w tym tlumie niosa wiadra smoly? Pierze dowolnego rodzaju?
— Nie Wiem. Otrzymalem Instrukcje I Je Wykonuje. Radze Panu Czynic Tak Samo.
Ponaglany Moist wyszedl na tylne uliczki, nad ktorymi wciaz unosily sie strzepy mgly.
— Ktora to godzina, na litosc bogow? — poskarzyl sie.
— Za Pietnascie Siodma, Panie Lipvig.
— Przeciez to jeszcze noc! Czy ten czlowiek w ogole nie sypia? Co jest takiego waznego, ze sciaga sie mnie z mojego miekkiego i cieplego stosu listow?
Zegar w przedpokoju Vetinariego nie tykal jak nalezy. Czasami „tik” bylo o ulamek sekundy spoznione, czasami „tak” rozlegalo sie troche za wczesnie. Z rzadka jedno albo drugie nie nastepowalo wcale. Wlasciwie bylo to niezauwazalne, dopoki czlowiek nie przesiedzial tu pieciu minut, gdyz po takim czasie niewielkie, ale znaczace fragmenty jego umyslu wpadaly w obled.
Zreszta Moist w ogole nie radzil sobie z porankami. Na tym polegala jedna z zalet przestepczego zycia — nie musial wstawac, dopoki inni nie przewietrzyli dobrze ulic.
Sekretarz Drumknott wsunal sie tak bezszelestnie, ze jego obecnosc wywolala szok. Byl chyba jednym z najcichszych ludzi, jakich Moist w zyciu poznal.
— Napije sie pan kawy, poczmistrzu? — zaproponowal delikatnie.
— Czy mam klopoty, panie Drumknott?
— Wolalbym tak nie mowic. Czytal pan dzisiejszy „Puls”?
— Azete? Nie… Och…
Pamiec Moista pognala wsciekle do wczorajszego wywiadu. Nie powiedzial chyba nic niewlasciwego, prawda? Jedynie dobry, pozytywny przekaz, prawda? Vetinari chcial, zeby ludzie korzystali z poczty, prawda?
— Zawsze dostajemy kilka egzemplarzy prosto spod prasy — rzekl Drumknott. — Przyniose panu jeden.
Wrocil z azeta. Moist rozlozyl ja, w jednej chwili agonii ocenil pierwsza strone, przeczytal kilka zdan, zaslonil oczy dlonia i jeknal:
— O bogowie!
— Zauwazyl pan rysunek, panie Lipwig? — zapytal niewinnie Drumknott. — Mozna uznac, ze calkiem zabawny.
Moist zaryzykowal jeszcze jedno spojrzenie na straszliwa strone. Byc moze, w ramach nieswiadomej samoobrony za pierwszym razem wzrok przesliznal sie nad obrazkiem, przedstawiajacym dwoch obdartych lobuziakow. Jeden z nich trzymal pasek pensowych znaczkow. Tekst ponizej brzmial:
Pierwszy urwis (ktory wlasnie nabyl kilka swiezo wydrukowanych „oznaczen”): Patrz, widziales juz tylna czesc lorda Vetinariego?
Drugi urwis: Nie, ale w zyciu nie polizalbym go za pensa.
Twarz Moista stezala.
— On to widzial?
— O tak, drogi panie.
Moist wstal szybko.
— Jest jeszcze wczesnie — stwierdzil. — Pan Trooper zapewne nie zszedl jeszcze ze sluzby. Jesli pobiegne, zdola mnie pewnie jeszcze dzis wcisnac do rozkladu. Pojde od razu. Tak bedzie lepiej, prawda? Mniej papierkowej roboty. Nie chce byc dla nikogo ciezarem. Nawet…
— Alez poczmistrzu, prosze sie uspokoic… — Drumknott pchnal go delikatnie z powrotem na krzeslo. — Doswiadczenie mi mowi, ze jego lordowska mosc jest czlowiekiem… zlozonym. Nie warto przewidywac jego reakcji.
— Chce pan powiedziec, ze panskim zdaniem bede zyl?
Drumknott odchylil glowe i przez chwile w zamysleniu wpatrywal sie w sufit.
— Hm… Tak. Tak, uwazam, ze to mozliwe.
— Znaczy, na swiezym powietrzu? Ze wszystkimi fragmentami na miejscach?
— Bardzo prawdopodobne, drogi panie. Moze pan juz wejsc.
Moist na palcach wsunal sie do gabinetu Patrycjusza.
Tylko dlonie lorda Vetinariego byly widoczne po obu stronach rozlozonego „Pulsu”. Moist z tepa zgroza ponownie przeczytal naglowki.
My sie nie psujemy,
Zapewnia Poczmistrz
Zaskakujacy atak na Sekary
Obietnica: Doreczymy wszedzie
Niezwykle nowe „znaczki”
To byl glowny artykul. Obok zamieszczono mniej wazny tekst, ktory jednak zwrocil jego uwage. Tytul brzmial:
Wielki Pien znowu nie dziala.
Kontynent odciety!
…a u dolu strony, grubsza czcionka, co mialo sugerowac, ze chodzi o lzejsze tresci, i pod tytulem
Nie mozna odrzucic Historii
znalazlo sie kilkanascie opowiesci o tym, co sie stalo, kiedy dotarla poczta z dawnych lat. Bylo tu o zamecie, ktory przerodzil sie w burde, o panu Parkerze i jego wkrotce pannie mlodej oraz inne. Listy w niewielkim zakresie zmienialy nieciekawe zywoty. To jakby wyciac okno w Historie i sprawdzic, jaka moglaby byc.