nie chcial dac sie stratowac, musial utrzymac sie na gorze.

W hali ustawiono dodatkowe stoly. Tloczyli sie przy nich ludzie.

— Sprzedajemy im koperty i papier — poinformowal Groat. — Atrament jest gratis za darmo.

— Sam pan to wymyslil?

— Nie, kiedys to robilismy. Panna Maccalariat zdobyla mnostwo taniego papieru od Spoolsa.

— Panna Maccalariat? — zdziwil sie Moist. — Kto to jest panna Maccalariat?

— Z bardzo starej pocztowej rodziny, sir. Postanowila pracowac dla pana.

Groat wydawal sie troche zdenerwowany.

— Slucham? — powiedzial Moist. — Postanowila dla mnie pracowac?

— No, wie pan, jak to jest z poczciarzami, sir… Nie lubimy…

— Pan jest poczmistrzem? — odezwal sie oschly glos za plecami Moista.

Glos przedostal sie do mozgu, przewiercil przez wspomnienia, przeszukal leki, znalazl odpowiednie dzwignie, chwycil je i pociagnal. W przypadku Moista znalazl Frau Shambers. W drugim roku nauki czlowiek byl wytracany z cieplego, milego przedszkola Frau Tissel, gdzie pachnialo farbami plakatowymi, masa solna i niedostatecznym opanowaniem toalety, prosto do zimnych lawek, gdzie rzadzila Frau Shambers i gdzie pachnialo Edukacja. Przezycie bylo ciezkie jak akt narodzin, z dodatkowym utrudnieniem w postaci nieobecnosci matki.

Moist odwrocil sie odruchowo i spojrzal w dol. Tak, byly na miejscu: praktyczne buty, grube czarne ponczochy, troche kosmate, i rozciagniety welniany blezer. A tak, arrgh, blezer; Frau Shambers wypychala rekawy chustkami do nosa, arrgh, arrgh… A wyzej okulary i wyraz twarzy wczesnych przymrozkow. Wlosy splatala w warkocze, ktore zwijala po obu stronach glowy w dwa dyski; w domu, w Uberwaldzie, nazywano je slimaczkami, ale w Ankh-Morpork ludziom kojarzyly sie raczej z kobieta, ktora nosi przyczepione do uszu zawijane, lukrowane drozdzowki.

— Prosze mnie uwaznie posluchac, panno Maccalariat — rzekl stanowczo. — Ja tu jestem poczmistrzem, ja dowodze i nie mam zamiaru dac sie zastraszyc przedstawicielom personelu kontuarowego tylko dlatego, ze pracowali tu ich przodkowie. Nie boje sie pani bezksztaltnych butow, panno Maccalariat, smieje sie wesolo wobec pani lodowatego spojrzenia! Nic mi pani nie zrobi! Jestem doroslym mezczyzna, Frau Shambers, nie zadrze od pani ostrego glosu i zachowam calkowita kontrole nad pecherzem, chocby nie wiem jak surowo pani na mnie patrzyla! O tak! Albowiem jestem poczmistrzem i moje slowo jest tu prawem!

W kazdym razie takie slowa wyglosil jego mozg. Niestety, zbladzily gdzies w drodze do ust przez dygoczacy kregoslup i wargi wymowily tylko:

— Eee… tak?

Zabrzmialo to jak pisk.

— Panie Lipwig, chcialabym sie czegos dowiedziec — oswiadczyla przerazajaca kobieta. — Nie mam nic przeciw golemom, ale czy te, ktore pan zatrudnia w moim Urzedzie Pocztowym, sa damami czy dzentelmenami?

Bylo to dostatecznie niespodziewane, by szarpnac Moista z powrotem do czegos zblizonego do rzeczywistosci.

— Co? — zdumial sie. — Nie wiem! Co za roznica? Troche wiecej gliny… czy mniej gliny? Czemu?

Panna Maccalariat skrzyzowala rece na piersi, sprawiajac, ze Moist i Groat cofneli sie rownoczesnie.

— Mam nadzieje, ze nie zartuje pan sobie ze mnie, panie Lipwig — rzekla.

— Co? Zartowac? Nigdy nie zartuje! — Moist probowal sie opanowac. Cokolwiek stanie sie za chwile, nie da postawic sie do kata. — Nie zartuje sobie, panno Maccalariat, nie zartowalem w przeszlosci, a chocbym mial sklonnosc do zartow, nawet bym nie pomyslal o zartowaniu z pania. Czy sa jakies klopoty?

— Jeden z nich byl w damskiej… toalecie, panie Lipwig — oznajmila pana Maccalariat.

— I co robil? Znaczy, one przeciez nie jedza, wiec…

— Czyscil ja, jakoby… — Panna Maccalariat zdolala w tym miejscu zasugerowac jakies mroczne podejrzenie. — Ale slyszalam, ze mowi sie o nich „pan”.

— No, wykonuja czasem rozne drobne zadania, bo nie lubia przerywac pracy — wyjasnil Moist. — Preferujemy uzywanie wobec nich grzecznosciowego „pan”, gdyz, no… „to cos” nie wydaje sie wlasciwe, a sa pewne… pewne osoby, do ktorych okreslenie „panna” zwyczajnie nie pasuje, panno Maccalariat.

— Tu chodzi o zasady, panie Lipwig — stwierdzila stanowczo kobieta. — Nikt, do kogo zwracaja sie „pan”, nie ma prawa wstepu do damskiej. Takie rzeczy prowadza do roznych migdalen. A na to nie pozwole, panie Lipwig.

Moist popatrzyl na nia. Potem obejrzal sie na pana Pompe, ktory zawsze byl w poblizu.

— Panie Pompa, czy jest jakis powod, by ktorys z golemow nie dostal nowego imienia? — spytal. — W interesie unikania migdalen?

— Nie, Panie Lipwig — zadudnil golem.

Moist zwrocil sie do panny Maccalariat.

— Czy „Gladys” moze byc, panno Maccalariat?

— Gladys bedzie wystarczajaca, panie Lipwig. — W glosie panny Maccalariat zabrzmiala wiecej niz tylko nutka tryumfu. — Musi byc odpowiednio ubrana, ma sie rozumiec.

— Ubrana? — powtorzyl niepewnie Moist. — Ale przeciez golemy nie… nie maja… — Zadrzal pod jej spojrzeniem i zrezygnowal. — Tak, panno Maccalariat. Jakas bawelna w krate, jak sadze. Panie Pompa?

— Zorganizuje To, Poczmistrzu — obiecal golem.

— Czy to juz wszystko, panno Maccalariat? — upewnil sie Moist z pokora.

— Na razie tak — odparla, jakby zalowala, ze chwilowo nie ma juz na co sie skarzyc. — Pan Groat wie o mnie, co trzeba, poczmistrzu. A teraz powroce do wlasciwego wykonywania moich obowiazkow, w przeciwnym razie bowiem ludzie znowu sprobuja ukrasc piora. Trzeba ich obserwowac jak jastrzab, wie pan.

— Dobra kobieta, naprawde — zapewnil Groat, kiedy juz odeszla. — Piate pokolenie panien Maccalariat. Panienskie nazwisko zachowuja z przyczyn zawodowych, naturalnie.

— Wychodza za maz?

Z grupy przy prowizorycznej ladzie dobiegl dzwieczny rozkaz:

— Odloz to pioro w tej chwili! Myslisz, ze jestem zrobiona z pior?

— Tak, sir — przyznal Groat.

— Czy w noc poslubna odgryzaja mezowi glowe?

— Nic mi nie wiadomo o takich praktykach, sir. — Groat sie zaczerwienil.

— Przeciez ona ma nawet wasik!

— Tak, sir. Dla kazdego znajdzie sie ktos na tym wspanialym swiecie, sir.

— Przyszli tez inni, ktorzy szukaja pracy… Tak pan mowil, zdaje sie.

Tym razem Groat sie rozpromienil.

— Szczera prawda, sir! To przez ten kawalek w azecie.

— Znaczy, ten dzisiaj rano?

— Mysle, ze to pomoglo, sir. Ale sobie mysle, ze dopiero popoludniowe wydanie zalatwilo sprawe.

— Jakie popoludniowe wydanie?

— Jestesmy na calej pierwszej stronie, sir! — odparl z duma Groat. — Polozylem egzemplarz na panskim biurku na gorze…

Moist wepchnal mu w ramiona worek z poczta.

— Prosze to… posortowac — polecil. — Jesli jest juz dosc poczty na nastepna dostawe, niech pan znajdzie jakiegos mlodziaka, ktory szaleje na punkcie pracy, wsadzi go na konia i jazda. Nie musi sie bardzo spieszyc, nazwiemy to nocnym kurierem. Powie mu pan, zeby sie spotkal z burmistrzem, a rano wrocil z nowa poczta.

— Tak jest, sir! Moglibysmy rowniez uruchomic nocnych kurierow do Quirmu i Pseudopolis tez, gdybysmy mogli tak zmieniac konie, jak to robia dylizansy…

— Zaraz… A czemu dylizansy pocztowe nie moga wozic poczty? Wciaz nazywaja sie „pocztowe”, prawda? Wiemy, ze po cichu zabieraja przesylki od kazdego. No wiec Urzad Pocztowy wraca do akcji. Wezma nasze listy. Prosze isc, znalezc tego, kto nimi kieruje, i mu to przekazac.

— Tak jest, sir! — odpowiedzial radosnie staruszek. — Myslal pan juz, jak bedziemy wysylac poczte na ksiezyc?

— Po kolei, panie Groat.

— To do pana nie pasuje, sir. Wszystko naraz jest bardziej w pana stylu.

Вы читаете Pieklo pocztowe
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату