— Przyrzadza wlasne leki — potwierdzil Moist. — Kazdy dzien zaczyna od szklaneczki dzinu zmieszanego z roztworem saletry, sproszkowanej siarki, jalowca i sokiem cebuli. Mowi, ze to oczyszcza armature.

— Wielkie nieba, na pewno. Czy on pali?

Moist zastanowil sie chwile.

— Chyba nie. To wyglada raczej jak para niz jak dym.

— A jego znajomosc podstaw alchemii jest…?

— Zadna, o ile wiem. Ale robi dosc ciekawe cukierki od kaszlu. Kiedy possac je pare minut, czuje sie, jak woskowina wyplywa z uszu. A kolana maluje jakas mieszanka jodyny i…

— Dosc — przerwal mu lekarz. — Panie Lipwig, sa takie chwile, kiedy my, skromni praktycy sztuki medycznej, musimy odstapic zdumieni. W przypadku pana Groata odstapic calkiem daleko i najlepiej za jakies drzewo. Prosze go zabrac. Wbrew wszelkim przewidywaniom okazal sie zadziwiajaco zdrowy. I chyba rozumiem, czemu tak latwo wrocil do siebie po ataku banshee. Podejrzewam nawet, ze pana Groata nie da sie zabic zadnymi normalnymi srodkami, choc radze, by nie pozwolil mu pan na nauke stepowania. Aha, i niech pan zabierze tez jego peruke. Probowalismy schowac ja do szafki, ale sie wydostala. Rachunek przeslemy do Urzedu Pocztowego, dobrze?

— Zdawalo mi sie, ze przy wejsciu bylo napisane „Darmowy szpital” — zdziwil sie Moist.

— W zasadzie tak. W zasadzie — przyznal doktor Lawn. — Ale ci, na ktorych bogowie zeslali tyle lask… sto piecdziesiat tysiecy, scisle mowiac… nie potrzebuja chyba wiecej dobroczynnosci?

A wszystko to lezy w celi na komendzie strazy, pomyslal Moist. Siegnal do kieszeni i wyjal pomiety plik zielonych dolarowych znaczkow Ankh-Morpork.

— Przyjmie pan to? — zapytal.

* * *

Obrazek Pieszczocha wynoszonego z pozaru przez Moista von Lipwiga — poniewaz dotyczyl zwierzecia — zostal przez „Puls” uznany za budzacy najwiecej emocji i teraz figurowal dumnie na pierwszej stronie.

Reacher Gilt obejrzal go, nie zdradzajac nawet sladu irytacji. Potem raz jeszcze przeczytal artykul pod naglowkami:

CZLOWIEK RATUJE KOTA

Obietnica „Odbudujemy wiekszy” przy plonacym Urzedzie Pocztowym

150.000$ — dar bogow

Fala zacietych szuflad ogarnia miasto

— Wydawca „Pulsu” chyba czasem zaluje, ze ma tylko jedna pierwsza strone — zauwazyl oschle.

Charakterystyczny odglos zabrzmial od strony mezczyzn siedzacych wokol wielkiego stolu w biurze Gilta. Byl to odglos, jaki powstaje, kiedy ludzie sie tak naprawde nie smieja.

— Myslisz, ze ma po swojej stronie bogow? — zapytal Greenyham.

— Trudno to sobie wyobrazic. Musial wiedziec, gdzie sa te pieniadze.

— Tak myslisz? Gdybym to ja wiedzial, gdzie lezy tyle pieniedzy, nie zostawilbym ich w ziemi.

— Nie, ty bys nie zostawil — stwierdzil spokojnie Gilt takim tonem, ze Greenyham poczul sie troche niepewnie.

— Dwanascie i pol procent! Dwanascie i pol procent! — wrzasnal Alfons, podskakujac na swoim drazku.

— Wychodzimy na durniow, Reacher! — odezwal sie Stowley. — On wiedzial, ze wczoraj zerwie sie linia! Rownie dobrze mogli mu to zdradzic bogowie! Juz teraz tracimy komunikacje lokalna! Za kazdym razem, kiedy wylaczamy wieze, mozna byc pewnym, ze z czystej zlosliwosci wysle tam dylizans! Nie ma podlosci, do jakiej ten czlowiek sie nie znizy! Zamienil Urzad Pocztowy w… w widowisko!

— Wczesniej czy pozniej kazdy cyrk wyjezdza z miasta — mruknal Gilt.

— Ale on sie z nas smieje! — nie ustepowal Stowley. — Jesli Pien znow bedzie mial awarie, wcale sie nie zdziwie, jesli ten czlowiek wysle dylizans do Genoi.

— Droga zajmie tygodnie…

— Tak, ale przesylki sa tansze i docieraja do celu. Tak wlasnie powie. I to powie glosno. Musimy cos zrobic, Reacher!

— Co bys zasugerowal?

— Moze jednak wylozymy troche pieniedzy na porzadna konserwacje?

— Nie mozecie — zabrzmial nowy glos. — Nie macie ludzi.

Wszyscy obrocili glowy w strone czlowieka na samym koncu stolu. Mial marynarke narzucona na kombinezon roboczy, a obok siebie polozyl na stole bardzo pognieciony cylinder. Nazywal sie Pony i byl glownym mechanikiem Wielkiego Pnia. Trafil tu w poczatkach firmy, ale trzymal sie jej, bo w wieku piecdziesieciu osmiu lat, z rwaniem w kciukach, chora zona i bolami w krzyzu, czlowiek dwa razy sobie przemysli rozne dumne gesty w rodzaju wyjscia i trzasniecia drzwiami. Pierwszy raz zobaczyl sekary trzy lata temu, kiedy powstala pierwsza firma, ale byl czlowiekiem metodycznym, a mechanika to mechanika.

W tej chwili jego najlepszym przyjacielem byla kolekcja rozowych kopii. Robil, co mogl, ale nie mial zamiaru za wszystko odpowiadac, kiedy ci tutaj w koncu poleca; jego rozowe kopie mialy mu to zagwarantowac. Notatki sluzbowe na bialym papierze trafialy do prezesa, zolte przebitki do akt, a rozowe czlowiek przechowywal u siebie. Nikt pozniej nie powie, ze nie ostrzegal.

Dwucalowy plik ostatnich kopii mial teraz wpiety do notatnika. I czul sie jak dawny bog, ktory wychyla sie z chmur jakiegos Armagedonu i huczy z gory: „A nie mowilem? Nie ostrzegalem was? Ale czy sluchaliscie? Teraz juz za pozno, zeby sluchac!”.

— Mam szesc zespolow remontowych — oswiadczyl tonem znuzonej cierpliwosci. — W zeszlym tygodniu mialem osiem. Wyslalem informacje o tym, mam tutaj kopie. Powinnismy ich miec osiemnascie. Polowa chlopakow wymaga nauki w locie, a nie mamy czasu na ich ksztalcenie. Za dawnych czasow postawilibysmy chodzace wieze, zeby przejely obciazenie. Teraz nie mamy na to ludzi…

— No dobrze, sprawa wymaga czasu, rozumiemy — zapewnil Greenyham. — Ile panu trzeba, zeby… zatrudnic wiecej ludzi, uruchomic te chodzace wieze i…

— Kazaliscie mi wyrzucic wielu fachowcow — przypomnial Pony.

— Nie wyrzucilismy ich. Pozwolilismy im odejsc — sprostowal Gilt.

— My… redukowalismy zatrudnienie — dodal Greenyham.

— No to chyba wam sie udalo, panowie — stwierdzil Pony. Wyjal z jednej kieszeni ogryzek olowka, a z drugiej brudny notes. — Chcecie, zeby bylo szybko, tanio czy porzadnie? W takiej sytuacji, jaka mamy obecnie, moge wam obiecac tylko jedno z tych trzech.

— Jak szybko Wielki Pien moze pracowac nalezycie? — zapytal Greenyham.

Gilt odchylil glowe i przymknal oczy.

Pony bezglosnie poruszal wargami, spogladajac na swoje wyliczenia.

— Za dziewiec miesiecy — oswiadczyl w koncu.

— Przypuszczam, ze kiedy ludzie zobacza, jak ciezko pracujemy przez dziewiec miesiecy, to mimo zdarzajacych sie awarii… — zaczal Stowley.

— Dziewiec miesiecy calkowitego wylaczenia — uzupelnil Pony.

— Chyba zglupiales, czlowieku!

— Nie zglupialem, drogi panie, jesli mozna prosic — rzucil ostro mechanik. — Musze znalezc i wyszkolic

Вы читаете Pieklo pocztowe
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату