znakomicie wykonywal swoja prace, kiedy tylko nie mial do czynienia z golebiami. Poruszal sie jak cien z pazurami i chociaz zostawil lekki zapach, calkowicie zamaskowala go krew. Dla wilkolaczego nosa krew przebija wszystko. Ale plotki krazyly po ulicach jak opary nad stosem smieci.
I wtedy jednemu czy dwom czlonkom rady przyszlo do glowy, ze w ustach Reachera Gilta, tak szczodrego w zaproszeniach, w drobnych sugestiach i cennych radach, a takze w butelkach szampana, ci jowialni „drodzy przyjaciele” zaczynali pobrzmiewac w swej tonacji i podtekstach calkiem podobnie do slowa „koles” w ustach jakiegos typa w ciemnym zaulku, ktory w zamian za nieotrzymanie pieniedzy proponuje wykonanie rozbita butelka operacji plastycznej. Ale do tej pory byli bezpieczni, moze wiec warto podazac za tygrysem az do koncowego skoku? Lepiej isc sladem bestii, niz stac sie jej ofiara.
— Wlasnie sobie uswiadomilem, ze w niewybaczalny sposob uniemozliwiam panom udanie sie na spoczynek — powiedzial Gilt. — Dobranoc, przyjaciele. Mozecie spokojnie zostawic wszystko mnie. Igorze!
— Tak, jafnie panie — odezwal sie Igor za jego plecami.
— Odprowadz panow do wyjscia i popros pana Pony’ego, zeby tu przyszedl.
Gilt przygladal sie, jak odchodza, z usmiechem satysfakcji, ktory stal sie promienny i pelen zadowolenia, kiedy Igor wprowadzil pana Pony.
Rozmowa z mechanikiem przebiegala tak:
— Panie Pony — rzekl Gilt. — Z prawdziwa przyjemnoscia chce pana poinformowac, ze rada nadzorcza, doceniajac panskie oddanie i ciezka prace, jakie pan demonstruje, jednoglosnie postanowila zwiekszyc panska pensje o piecset dolarow rocznie.
Pony sie rozpromienil.
— Bardzo panu dziekuje. Na pewno bardzo sie przyda…
— Jednakze, panie Pony, jako czlonka kierownictwa firmy… bo przeciez myslimy o panu jak o jednym z nas… musze prosic, by mial pan na uwadze nasza plynnosc finansowa. W tym roku nie mozemy autoryzowac na remonty wiecej niz dwadziescia piec tysiecy dolarow.
— To tylko jakies siedemdziesiat dolarow na jedna wieze! — zaprotestowal mechanik.
— Naprawde tyle? Mowilem im, ze sie pan nie zgodzi. Pan Pony jest uczciwym mechanikiem, powiedzialem. Nie zgodzi sie nawet na pensa ponizej piecdziesieciu tysiecy. Tak powiedzialem.
Pony wydawal sie bezradny.
— Niewiele bede mogl zrobic, panie Gilt, nawet za tyle. Moge pchnac w teren pare zespolow z chodzacymi wiezami, owszem, ale te gorskie i tak dzialaja w pozyczonym czasie…
— Liczymy na ciebie, George — oswiadczyl Gilt.
— No, przypuszczam… A czy moglibysmy dostac znowu godzine umarlych, panie Gilt?
— Naprawde wolalbym, aby nie uzywal pan tej dziwacznej nazwy. Nie przekazuje odpowiedniego wizerunku.
— Przepraszam. — Pony westchnal. — Jednak nadal bedzie mi potrzebna.
Gilt zabebnil palcami o blat.
— Prosisz o wiele, George, naprawde o wiele. Mowimy tu o przychodach firmy. Rada nie bedzie ze mnie zadowolona, jesli…
— Chyba jednak musze nalegac, panie Gilt. — Pony wpatrywal sie we wlasne buty.
— A co mozesz za to obiecac? Rada bedzie chciala to wiedziec. Spytaja mnie: Reacher, dajemy dobremu staremu George’owi wszystko, o co prosi, ale co dostaniemy w zamian?
Zapominajac na chwile, ze to zaledwie czwarta czesc tego, o co prosil, dobry stary George odpowiedzial:
— No, mozemy jakos wszystko polatac, a pare naprawde rozklekotanych wiez doprowadzic do jakiego takiego porzadku, zwlaszcza 99 i 201. Och, tyle jest do zrobienia…
— A czy, na przyklad, da nam to rok rozsadnie sprawnego dzialania?
Pan Pony bohatersko walczyl z typowym dla kazdego mechanika lekiem przed skladaniem jakichkolwiek obietnic. W koncu wykrztusil:
— No, jesli nie stracimy zbyt wielu pracownikow, a zima nie bedzie za ostra, ale oczywiscie zawsze jest jeszcze…
Gilt pstryknal palcami.
— Do licha, George, przekonales mnie! Powiem radzie, ze cie popieram, i niech ich demony porwa!
— No, to bardzo milo z panskiej strony, panie Gilt — zapewnil oszolomiony Pony. — Ale to i tak tylko latanie dziur. Jesli nie zabierzemy sie do powaznej przebudowy, tylko szykujemy grunt pod wieksze problemy w przyszlosci…
— Za rok mniej wiecej, George, bedziesz mogl nam przedstawic dowolne plany! — zapewnil Gilt serdecznie. — Twoje umiejetnosci i pomyslowosc beda ratunkiem dla naszej firmy! A teraz… wiem, ze jestes czlowiekiem zapracowanym i nie powinienem cie zatrzymywac. Prosze wiec, ruszaj i dokonuj cudow ekonomii, George!
Pan Pony wyszedl chwiejnie, dumny, oglupialy i pelen leku.
— Stary duren — mruknal Gilt.
Schylil sie i otworzyl dolna szuflade biurka. Wyjal z niej potrzask na niedzwiedzie, ktory zastawil z pewnym wysilkiem, a potem stanal plecami do niego, na srodku podlogi.
— Igorze! — zawolal.
— Tak, jafnie panie — odezwal sie za nim Igor. Rozlegl sie trzask. — To chyba panfkie, fir — dodal i wreczyl Giltowi potrzask.
Gilt spojrzal w dol — nogi slugi wydawaly sie niedrasniete.
— Jak ci sie…? — zaczal.
— Och, my, Igory, czefto trafiamy do panftwa o badawczych umyflach — odparl posepnie Igor. — Jeden z moich dzentelmenow czafem ftawal odwrocony plecami do jamy z kolcami. Alez chichotalifmy…
— I co sie stalo?
— Ktoregof dnia zapomnial i wpadl do niej. To dopiero bylo fmiechu, fir…
Gilt zasmial sie takze i wrocil do biurka. Lubil tego rodzaju zarty.
— Czy powiedzialbys, Igorze, ze jestem szalony? — zapytal.
Igory nie powinny oklamywac swoich pracodawcow. Jest to wazny punkt Kodeksu Igorow. Igor szukal wiec ucieczki w scislej lingwistycznej prawdomownosci.
— Nie fadze, jafnie panie, bym mogl powiedziec cof takiego.
— Musze byc szalony, Igorze. Albo ja, albo wszyscy inni — stwierdzil Gilt. — Przeciez pokazuje im, co robie, pokazuje, jak sa znaczone karty, mowie, kim jestem… a oni tylko poszturchuja sie porozumiewawczo, szczerza do siebie i kazdy mysli, jakim to jest swietnym gosciem, ze robi ze mna interesy. Rzucaja dobre pieniadze do falszywych. Uwazaja sie za sprytnych, a jednak ida na rzez jak owieczki. Jak ja lubie widziec ich twarze, kiedy sadza, ze sa przebiegli…
— Iftotnie, fir — zgodzil sie Igor.
Zastanawial sie, czy ta posada w nowym szpitalu nadal jest wolna. Jego kuzyn Igor juz sie tam zatrudnil i opowiadal, ze jest cudownie. Czasami trzeba pracowac cala noc! Dostaje sie bialy fartuch, tyle gumowych rekawiczek, ile tylko zdola sie zjesc, a przede wszystkim ma sie facunek.
— To takie… oczywiste — ciagnal Gilt. — Robi sie pieniadze, kiedy sie zalamuje, robi sie pieniadze, kiedy sie go odbudowuje, mozna nawet troche zarobic na prowadzeniu go, a potem sprzedaje sie go samemu sobie, kiedy juz padnie. Same dzierzawy warte sa fortune. Daj Alfonsowi jego orzeszki, dobrze?
— Dwanascie i pol procent! Dwanascie i pol procent! — zawolala kakadu, przechodzac w podnieceniu z konca na koniec drazka.
— Oczywifcie, jafnie panie.
Igor wyjal z kieszeni torebke i zblizyl sie ostroznie. Alfons mial dziob jak para nozyc.
A moze sprobowac pracy weterynaryjnej, jak moj drugi kuzyn Igor, myslal Igor. To solidna, tradycyjna dziedzina. Szkoda, ze wybuchlo takie zamieszanie, kiedy chomik wylamal prety z kolowrotka i zanim wyfrunal przez okno, odgryzl wlascicielowi noge, ale to wlasnie jest Poftep. Najwazniejsze to wyniesc sie, zanim nadciagnie tlum. A kiedy szef zaczyna opowiadac powietrzu, jaki jest sprytny, nadeszla wlasciwa pora.
— Nadzieja jest przeklenstwem ludzkosci, Igorze — stwierdzil Gilt i splotl dlonie na karku.
— To mozliwe, fir — zgodzil sie Igor, probujac unikac strasznego zakrzywionego dzioba.
— Tygrys nie ma nadziei, ze dogoni ofiare, ani antylopa, ze uda sie wymknac pazurom. One biegna, Igorze.