pewnego wyniku podwojnie gwarantowanym.
Jeszcze bardziej sie ozywili. Bo brzmialo calkiem jak to, co chcieli uslyszec.
— W koncu w gorach zdarzaja sie wypadki — zauwazyl Greenyham.
— To rzeczywiscie prawda. Jednakze chodzilo mi o Wielki Pien. Poprosilem wiec pana Pony’ego, zeby opisal nasze procedury. Panie Pony…
Mechanik niespokojnie przesunal sie na krzesle. Mial za soba ciezka noc.
— Chcialbym, by zaprotokolowano, panie Gilt, ze nalegalem na szesciogodzinne wylaczenie wiez przed startem — powiedzial.
— Owszem, a protokol wykaze rowniez, ze powiedzialem, iz to zupelnie niemozliwe — odparl Gilt. — Po pierwsze dlatego, ze bylaby to niewybaczalna utrata wplywow, a po drugie dlatego, ze nieprzekazywanie zadnych wiadomosci przekaze publicznosci nieodpowiednia wiadomosc.
— Wylaczymy wiec ruch na godzine przed startem i wyczyscimy wszystko — mowil pan Pony. — Kazda wieza wysle na Tump sygnal gotowosci, potem zarygluje wszystkie drzwi i bedzie czekac. Nikt nie ma prawa wchodzic ani wychodzic. Przekonfigurujemy wieze, zeby dzialaly w dupleksie. To znaczy — przetlumaczyl dla kierownictwa — ze linie odbiorcza zmienimy w druga nadawcza, wiec przekaz dotrze do Genoi dwa razy szybciej. W Pniu nie bedzie zadnych innych wiadomosci az do zakonczenia… wyscigu. Zadnego narzutu, nic. I od teraz, panowie, od chwili, kiedy wyjde z tego pokoju, nie przyjmujemy zadnych wiadomosci od wiez bocznicowych. Nawet od tej w palacu, nawet od tej na uniwersytecie. — Pociagnal nosem i dodal z wyrazna satysfakcja: — A zwlaszcza od tych studentow. Ktos tam probowal sie do nas dobrac.
— To dosyc drastyczne, panie Pony — zauwazyl Greenyham.
— Na to licze, drogi panie. Wydaje mi sie, ze ktos znalazl sposob wysylania wiadomosci, ktore moga uszkodzic wieze.
— To niemozli…
Pan Pony uderzyl dlonia o blat.
— A skad pan tak dobrze sie zna? Czy przesiedzial pan pol nocy, probujac to wszystko rozgryzc? Czy rozlozyl pan kiedys beben dyferencjalny otwieraczem do puszek? Zauwazyl pan, jak zwory matrycy mozna zrzucic z lozyska mimosrodowego, jesli wbije sie litere K, a potem wysle ja do wiezy z adresem wyzszym niz wlasny, ale tylko wtedy, kiedy najpierw wbije sie litere Q, a sprezyna bebna jest w pelni napieta? Widzial pan, jak dzwignie klawiszy klinuja sie razem, sprezyna przepycha rame do gory i odslania sie przekladnia pelna zebow? A ja widzialem.
— Czy mowimy tu o sabotazu? — spytal Gilt.
— Moze pan to nazwac, jak pan chce — odparl Pony, ledwie przytomny ze zdenerwowania. — Dzis rano poszedlem do skladu i wygrzebalem beben, ktory w zeszlym miesiacu zdjelismy z wiezy 14. Moglbym przysiac, ze zdarzylo sie to samo. Ale awarie zwykle wystepuja w wiezy gornej, w skrzynkach przeslonowych. Tam…
— Czyli nasz pan Lipwig stal za kampania sabotazy w wiezach… — rzucil Gilt.
— Nie powiedzialem tego! — zawolal Pony.
— Nie musimy wymieniac zadnych nazwisk — zapewnil gladko Gilt.
— To tylko nieudana konstrukcja — wyjasnil Pony. — Moim zdaniem ktorys z chlopakow znalazl przypadkiem te metode, a potem sprobowal jeszcze raz, zeby sprawdzic, co sie stanie. Oni juz tacy sa, ci chlopcy w wiezach. Wystarczy im pokazac kawalek skomplikowanej maszynerii, a caly dzien beda probowali sprawic, zeby nie dzialal. Na calym Pniu tak kombinuja, naprawde.
— Ale dlaczego zatrudniamy takich ludzi? — zapytal wyraznie oszolomiony Stowley.
— Bo to jedyni ludzie, ktorzy sa sklonni spedzic zycie na jakiejs wiezy na pustkowiu, wciskajac klawisze. Oni to lubia.
— Ale ktos w wiezy musi te klawisze wcisnac, zeby zdarzyly sie… te straszne rzeczy — zauwazyl Stowley.
Pony westchnal. Nigdy ich to nie interesowalo. Chodzilo im tylko o pieniadze. Nie mieli pojecia, jak cokolwiek dziala. A potem nagle chca sie czegos dowiedziec i czlowiek musi do nich mowic jak do dziecka.
— Chlopcy ida za sygnalem, jak to nazywaja. Obserwuja sasiednia wieze i jak najszybciej powtarzaja wiadomosc. Nie maja czasu, zeby sie zastanawiac. Wszystko z ich wiezy wychodzi na beben dyferencjalny. Oni tylko wala w klawisze, kopia pedaly i szarpia dzwignie, jak potrafia najszybciej. Sa z tego dumni. Wymyslaja nawet rozne sztuczki, zeby jeszcze przyspieszyc. Wiec nie chce zadnego gadania o sabotazu, nie w tej chwili. Wyslijmy te wiadomosc jak najpredzej. Chlopakom sie to spodoba.
— Wizja jest atrakcyjna — przyznal Gilt. — W ciemnosciach nocy wyczekujace wieze… A potem jedna po drugiej ozywaja, gdy swietlny waz pedzi przez swiat, plynnie i cicho niosac swoje… cokolwiek. Musimy znalezc jakiegos poete, zeby o tym napisal. — Skinal Pony’emu. — Jestesmy w panskich rekach, panie Pony. Jest pan czlowiekiem, ktory ma plan.
— Nie mam — oswiadczyl Moist.
— Nie masz planu? — nie dowierzala panna Dearheart. — Chcesz mi wmowic, ze…
— Ciszej, prosze, ciszej! — syknal. — Nie chce, zeby wszyscy sie dowiedzieli!
Siedzieli w malej kawiarni niedaleko Szpilkowej Gieldy, ktora — jak zauwazyl Moist — nie miala dzisiaj wielu klientow. Musial wyjsc z Urzedu Pocztowego, zeby glowa mu nie eksplodowala.
— Wyzwales Wielki Pien! To znaczy, ze tylko sie chwaliles i miales nadzieje, ze cos sie pojawi?
— Dawniej to zawsze dzialalo! Jaki jest sens w obietnicy osiagniecia tego, co osiagalne? Co by to bylo za zwyciestwo?
— Nie slyszales nigdy o uczeniu sie chodzenia przed bieganiem?
— Tak, w teorii.
— Chce uniknac wszelkich niejasnosci — rzekla panna Dearheart. — Jutro wieczorem… to ten dzien po dzisiejszym… zamierzasz wyslac powoz… to takie pudlo na kolach, ciagniete przez konie, ktore na dobrej drodze moga osiagnac czternascie mil na godzine… do wyscigu z Wielkim Pniem… to wszystkie te wieze semaforowe, ktore moga przesylac wiadomosci z predkoscia setek mil na godzine… az do Genoi… to takie miasto, ktore lezy bardzo daleko stad?
— Tak.
— I nie masz zadnego cudownego planu?
— Nie.
— I dlaczego mi o tym mowisz?
— Poniewaz w tym miescie, w tej chwili, jestes jedyna osoba, ktora sklonna bylaby uwierzyc, ze nie mam planu — wyjasnil Moist. — Powiedzialem panu Groatowi, ktory tylko stuknal sie w bok nosa, czego, nawiasem mowiac, naprawde wolalabys nie ogladac. I powiedzial: „Oczywiscie, ze pan nie ma, sir. Nie pan! Ho, ho, ho!”.
— I miales tylko nadzieje, ze cos sie pojawi? A skad w ogole pomysl, ze by moglo?
— Zawsze sie pojawialo. Jedyny sposob, zeby cos sie pojawilo, kiedy jest potrzebne, to potrzebowac, by sie pojawilo.
— A ja powinnam ci pomoc? Jak?
— Twoj ojciec zbudowal Pien!
— Tak, ale nie ja — odparla. — Nigdy nie bylam na gorze w wiezy. Nie znam zadnych sekretow, tyle tylko, ze Pien zawsze jest na krawedzi katastrofy. A to wiedza wszyscy.
— Ludzie, ktorych nie stac na przegrana, stawiaja na mnie pieniadze! A im bardziej ich przekonuje, ze nie powinni, tym stawiaja wiecej!
— Nie wydaje ci sie, ze to troche niemadre z ich strony? — zapytala slodko.
Moist zabebnil palcami o blat.
— No dobrze — rzekl. — Wymyslilem jeszcze jeden dobry powod, dlaczego mozesz mi pomoc. To dosc skomplikowane, wiec opowiem ci tylko wtedy, kiedy obiecasz, ze bedziesz siedziec spokojnie, nie wykonujac gwaltownych ruchow.
— Dlaczego? Sadzisz, ze bede niespokojna?
— Tak. Mysle, ze za kilka sekund sprobujesz mnie zabic. Wolalbym, zebys obiecala, ze tego nie