To bylo troche jak kradziez. To bylo dokladnie jak kradziez. Wlasciwie to byla kradziez. Ale zadne prawo jej nie zakazywalo, poniewaz nikt nie wiedzial, ze istnieje takie przestepstwo, wiec czy to naprawde kradziez, jesli nikomu nie brakuje tego, co skradziono? I czy to kradziez, jesli okrada sie zlodziei? Zreszta kazda wlasnosc jest kradziona oprocz mojej…

— Czyli teraz jestescie… jak to bylo… krakerami? — spytal Moist.

— Zgadza sie — potwierdzil Szalony Al. — Bo mozemy rozwalic system, schrupac jak krakersa.

— To chyba przesadny dramatyzm, jesli robicie to za pomoca lamp…

— No tak, bo „migacze” bylo juz zajete — wyjasnil Normalny Alex.

— No dobra, ale czemu Dymiace Gnu?

— To krakerski slang, oznacza bardzo szybka wiadomosc przeslana z konca na koniec systemu — odparl Normalny Alex z duma.

Moist zastanawial sie przez chwile.

— To ma sens — zgodzil sie. — Gdybym byl zespolem trzech ludzi o imionach zaczynajacych sie na te sama litere, to wlasnie taka nazwe bym wybral.

Znalezli droge wejscia do systemu semaforowego. Polegala na tym, ze noca wszystkie wieze sa niewidoczne. Widac tylko swiatla. Jesli ktos nie ma doskonalego wyczucia kierunku, identyfikacja wiezy, z ktorej pochodzi wiadomosc, mozliwa byla tylko za posrednictwem kodu. Mechanicy znali wiele kodow. Och, mnostwo.

— Mozecie wysylac wiadomosci za darmo? — zdumial sie Moist. — I nikt nie zauwazy?

Zobaczyl trzy pelne wyzszosci usmieszki.

— To latwe — zapewnil Szalony Al. — Kiedy sie wie jak.

— A skad wiedzieliscie, ze ta wieza sie zepsuje?

— Mysmy ja zepsuli — wyjasnil Normalny Alex. — Rozwalilismy jej beben dyferencjalny. Potrzeba godzin, zeby to naprawic, bo operatorzy musza…

Moist stracil dalsza czesc wypowiedzi. Niewinne slowa plywaly w niej jak odpadki pochwycone pradem; od czasu do czasu wynurzaly sie na powierzchnie i machaly rozpaczliwie, nim znowu wciagnelo je w glebine. Doslyszal kilka razy „tak”, nim utonelo, a nawet „rozlaczyc” i „lancuch zebatki”, ale huczace, techniczne wielosylabowce wzniosly sie fala i je pochlonely.

— …a to zajmuje co najmniej pol dnia — dokonczyl Normalny Alex.

Moist spojrzal bezradnie na pozostala dwojke.

— A to znaczy co, tak dokladnie?

— Jesli wyslesz odpowiednia wiadomosc, mozesz rozwalic maszynerie — odparl Szalony Al.

— Caly Pien?

— W teorii. Poniewaz kod wykonania i zakonczenia…

Moist rozluznil sie, kiedy fala powrocila. Nie interesowaly go maszyny, o kluczu do srub myslal jak o czyms, co ma innego czlowieka od trzymania. Najlepiej usmiechac sie i czekac. Tak juz jest z rzemieslnikami: uwielbiali tlumaczyc. Czlowiek musial czekac, az osiagna jego poziom zrozumienia, nawet jesli w tym celu musieliby sie polozyc.

— …i tak nie mozemy wiecej tego robic, bo slyszelismy, ze zmieniaja…

Moist przygladal sie golebiowi, dopoki znow nie zapadla cisza. Aha. Zwariowany Al juz skonczyl i sadzac po ich minach, nie bylo to zbyt optymistyczne zakonczenie.

— Czyli nie mozecie — powiedzial zalamany.

— Nie teraz. Stary Pony to troche baba, ale siedzi i rozgryza problemy. Przez caly dzien zmienial wszystkie kody! Slyszelismy od jednego z naszych kumpli, ze teraz kazdy sygnalista bedzie mial osobisty kod. Sa bardzo ostrozni. Panna Adora Belle sadzila, ze mozemy ci pomoc, ale ten dran Gilt wszystko uszczelnil. Martwi sie, ze mozesz wygrac.

— Ha! — zawolal Moist.

— Wymyslimy cos nowego za tydzien czy dwa — zapewnil Niezdecydowany Adrian. — Nie mozesz tego odlozyc?

— Nie, raczej nie.

— Przykro mi…

Niezdecydowany Adrian bawil sie odruchowo mala szklana rurka pelna czerwonego swiatla. A kiedy ja odwrocil, napelnila sie zoltym.

— Co to takiego? — zdziwil sie Moist.

— Prototyp. Dzieki temu Pien moglby byc noca prawie trzy razy szybszy. To wykorzystuje prostopadle molekuly. Ale Pien nie jest otwarty na nowe idee.

— Pewnie dlatego ze wybuchaja, kiedy sie je upusci — uznal Normalny Alex.

— Nie zawsze.

— Chyba przyda mi sie troche swiezego powietrza — oswiadczyl Moist.

Wyszli w noc. Niezbyt daleko wciaz mrugala wieza terminalu, a tu i tam jasnialy tez inne w roznych czesciach miasta.

— Co to jest? — Moist wskazal palcem jak ktos, kto pyta o konstelacje gwiazd na niebie.

— Gildia Zlodziei — odparl Niezdecydowany Adrian. — Ogolne sygnaly dla czlonkow. Nie potrafie ich odczytac.

— A tamta? Czy to nie pierwsza wieza na drodze do Sto Lat?

— Nie, to komisariat Strazy Miejskiej przy Bramie Osiowej. Sygnalizuje do Pseudopolis Yardu.

— Wydaje sie bardzo daleka…

— Uzywaja mniejszych skrzyn przeslonowych i tyle. Stad nie zobaczysz wiezy 2, zaslania ja uniwersytet.

Moist patrzyl, zahipnotyzowany swiatlami.

— Zastanawialem sie, dlaczego nie wykorzystali tej starej kamiennej wiezy po drodze do Sto Lat, kiedy budowali Pien. Stoi w odpowiednim miejscu.

— Stara wieza maga? Robert Dearheart uzywal jej przy pierwszych eksperymentach, ale jest troche za daleko, mury nie sa bezpieczne, a jesli zostaniesz tam dluzej niz dzien bez przerwy, zwariujesz. To przez te wszystkie stare zaklecia, ktore wniknely w kamienie.

Milczeli chwile. A potem uslyszeli troche zduszony glos Moista.

— Gdybyscie mogli dostac sie jutro do Wielkiego Pnia, czy potrafilibyscie zrobic cokolwiek, co ich spowolni?

— Tak, ale nie mozemy — odparl Niezdecydowany Adrian.

— No tak, ale gdybyscie mogli?

— Owszem, jest cos takiego, co rozwazalismy — przyznal Szalony Al. — Bardzo prymitywne.

— Moze wylaczyc wieze? — spytal Moist.

— A powinnismy mu o tym mowic? — zaniepokoil sie Normalny Alex.

— A spotkaliscie kiedys czlowieka, o ktorym Zabojca powiedzial dobre slowo? — przypomnial im Zwariowany Al. — W teorii moze to rozwalic wszystkie wieze, panie Lipwig.

— Czy ty jestes oblakany oprocz tego, ze szalony? Przeciez on pracuje dla rzadu! — zawolal Normalny Alex.

— Kazda wieze w Pniu? — spytal Moist.

— Tak. Za jednym zamachem — potwierdzil Szalony Al. — Dosc prymitywna metoda.

— Naprawde wszystkie wieze?

— Moze nie wszystkie, jesli sie zorientuja — przyznal Szalony Al, jakby mniej niz calkowite zniszczenie bylo czyms troche wstydliwym. — Ale duzo. Nawet jesli beda oszukiwac i przewioza do nastepnej wiezy konno. Nazywamy to… Dzieciolem.

— Dzieciolem?

— Nie, nie w ten sposob. Musi byc taka jakby pauza dla lepszego efektu, takie… Dzieciol!

— …Dzieciol! — powtorzyl Moist wolniej.

— Zlapales. Ale nie mozemy go wpuscic do Pnia. Zablokowali nas.

— Przypuscmy, ze potrafie go wpuscic do Pnia… — Moist obserwowal swiatla. Same wieze byly juz calkiem niewidoczne.

Вы читаете Pieklo pocztowe
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату