pokazemy, ze stara Alma Pater o nim nie zapomniala.
— Kretacz Collabone, sir. Studiuje komunikacje mieczakow w polu magicznym o niskim natezeniu. Do licencjatu z thaumaturgii.
— Wielcy bogowie… A one sie komunikuja?
— Najwyrazniej tak, nadrektorze, choc do tej pory nie chca z nim rozmawiac.
— A dlaczego tam go wyslalismy?
— Kretacza H. Collabone’a, nadrektorze? Nie pamieta pan? Z tym potwornie cuchnacym oddechem?
— Ach, chodzi o Smoczy Dech Collabone’a?! — zawolal Ridcully, gdy pamiec podsunela mu obraz. — Tego, ktory potrafil wydmuchac dziure w srebrnej tacy?
— Tak, nadrektorze — potwierdzil Myslak. Mustrum Ridcully zawsze lubil triangulowac nowe informacje z kilku pozycji. — Powiedzial pan, ze na bagnach i tak nikt nie zauwazy. Jesli pan pamieta, pozwolilismy mu zabrac nieduzy omniskop.
— Naprawde? Bardzo bylismy przewidujacy. Niech pan go zaraz wezwie i powie, o co chodzi.
— Tak, nadrektorze. Moze jednak zaczekam kilka godzin, poniewaz w Genoi trwa teraz noc.
— To tylko im tak sie wydaje — stwierdzil Ridcully i znowu wycelowal. — Prosze zalatwic to od razu.
Ogien z niebios…
Wszyscy wiedzieli, ze gdy wiadomosci przelatuja wzdluz Pnia, gorne czesci wiez sie kolysza. Kiedys ktos pewnie sprobuje temu zaradzic. A wszyscy starzy sygnalisci wiedza, ze jesli korbowod obslugujacy przeslony w linii wychodzacej zostanie pchniety w gre, by je otworzyc, a w tym samym mgnieniu oka korbowod na linii wchodzacej bedzie sciagniety w dol, zeby zamknac przeslony z drugiej strony wiezy, to wieza sie zakolysze. Zostala popchnieta z jednej strony i pociagnieta z drugiej, co moze miec mniej wiecej taki skutek jak idaca marszowym krokiem kolumna zolnierzy dla starego mostu. Nie byl to powazny problem, chyba ze cos takiego nastapi znowu i znowu, az kolysanie wzrosnie do niebezpiecznego poziomu. Ale jak czesto cos takiego moze sie zdarzyc?
Za kazdym razem, kiedy dotrze do wiezy Dzieciol. Wlasnie tak. Byl jak choroba, ktora atakuje tylko slabych i niesprawnych. Nie zadzialalby w dawnym Pniu, poniewaz w dawnym Pniu pracowalo dosc wiezowych kapitanow, ktorzy wylaczyliby wszystko natychmiast i zdjeli z bebna grozny przekaz. Byliby pewni, ze ich dzialanie ocenia przelozeni, ktorzy wiedza, jak pracuja wieze, i ktorzy sami zrobiliby to samo.
Dzieciol bylby skuteczny wobec nowego Pnia, poniewaz za malo zostalo takich kapitanow. Czlowiek mial robic, co mu kaza, bo inaczej mu nie placili, a jesli cos sie psulo, to juz nie jego problem. To blad tego idioty, ktory w ogole przyjal taka wiadomosc do wyslania. Nikt sie czlowiekiem nie przejmowal, a wszyscy w zarzadzie byli idiotami. Zarzad oglosil nawet konkurs na Pracownika Miesiaca, zeby pokazac, jak bardzo dba o personel. Co tylko dowodzi, jak bardzo ow personel lekcewazy.
A dzisiaj kazali przerzucac kod jak najszybciej i czlowiek przeciez nie chcial byc tym, ktorego oskarza o spowalnianie systemu, wiec tylko wpatrywal sie w nastepna wieze, az oczy zachodzily mu lzami, i walil w klawisze tak szybko, jakby stepowal na goracych kamieniach.
Wieze padaly jedna po drugiej. Niektore plonely, kiedy skrzynki przeslon wyrywaly sie z mocowan i rozbijaly na dachach kabin, rozpryskujac plonacy olej. Nie dalo sie walczyc z ogniem w drewnianym pudle szescdziesiat stop nad ziemia, wiec czlowiek zsuwal sie tylko po linie samobojcow i uciekal na bezpieczna odleglosc, by przygladac sie przedstawieniu.
Czternascie wiez stanelo w plomieniach, zanim ktokolwiek zdjal rece z klawiatury. A potem co? Czlowiek mial instrukcje. Dopoki ta wiadomosc nie zostanie przekazana, na Pniu mialo nie byc zadnych, powtarzam: zadnych innych. Co mogl teraz zrobic?
Moist sie zbudzil; Wielki Pien plonal w jego myslach.
Dymiace Gnu chcialo go rozbic i pozbierac szczatki. Rozumial ich. Ale to nie moglo sie udac. Gdzies na linii znajdzie sie choc jeden niewygodny mechanik, ktory zaryzykuje posade, by wyslac przodem wiadomosc: to zabojca, przekazujcie powoli. I to bedzie koniec. Pewnie, trasa do Genoi zajmie moze dzien czy dwa, ale przeciez maja na to cale tygodnie. A ktos inny okaze sie dosc sprytny, by porownac wiadomosc z tym, co nadala pierwsza wieza. Gilt wywinie sie z tego… nie, Gilt wyjdzie z tego jak burza. Wiadomosc byla sfalszowana, powie i bedzie mial racje. Trzeba znalezc inne rozwiazanie.
Ale Gnu wpadlo na dobry pomysl. Rozwiazaniem jest zmiana wiadomosci, jesli tylko zrobi to, jak nalezy…
Moist otworzyl oczy. Zasnal na biurku, a ktos wsunal mu poduszke pod glowe.
Kiedy ostatnio spal w porzadnym lozku? A tak, tej nocy, kiedy zlapal go pan Pompa. Spedzil pare godzin na materacu, ktory sie nie poruszal i nie byl wypchany kamieniami. Rozkosz…
Ostatnie dni zycia przebiegly mu przed oczami. Jeknal.
— Dzien Dobry, Panie Lipvig — odezwal sie z kata pan Pompa. — Panska Brzytwa Jest Wyostrzona, Woda Goraca, A Jestem Pewien, Ze Herbata Zaraz Tu Dotrze.
— Ktora godzina?
— Poludnie, Panie Lipvig. Wrocil Pan Dopiero O Swicie — dodal golem z lekkim wyrzutem.
Moist znow jeknal. Szesc godzin do startu. A potem tyle golebi wroci do rodzinnych gniazd, ze bedzie to przypominac zacmienie slonca.
— Panuje Ogolne Podniecenie — powiedzial golem, gdy Moist zaczal sie golic. — Ustalono, Ze Linia Startowa Znajdzie Sie Na Placu Sator.
Moist patrzyl na swoje odbicie, prawie nie sluchajac. Zawsze, odruchowo podnosil stawke. Po co obiecywac, ze zrobi sie, co jest mozliwe? Kazdy moze zrobic to, co jest mozliwe. Trzeba obiecac, ze dokona sie niemozliwego, poniewaz czasem niemozliwe staje sie mozliwe, jesli tylko znajdzie sie wlasciwy sposob. A gdyby nawet nie, to przynajmniej czesto udaje sie poszerzyc granice mozliwosci. A jesli sie przegra… No coz, to przeciez bylo niemozliwe.
Jednak tym razem posunal sie za daleko. Pewnie, zaden wstyd przyznac, ze dylizans z konmi nie moze jechac tysiac mil na godzine, ale Gilt bedzie sie puszyl, a Urzad Pocztowy zostanie malym, staromodnym przedsiewzieciem, nienadazajacym za zmianami i niezdolnym do konkurencji. Gilt znajdzie jakis sposob, by utrzymac Wielki Pien, przycinajac jeszcze wydatki i zabijajac ludzi z chciwosci…
— Dobrze Sie Pan Czuje, Panie Lipvig? — zapytal golem.
Moist patrzyl we wlasne oczy i na to, co migocze w ich glebi.
O rany…
— Skaleczyl Sie Pan, Panie Lipvig — zauwazyl pan Pompa. — Panie Lipvig?
Szkoda, ze ominalem gardlo, pomyslal Moist, Ale byla to niewazna mysl, przeciskajaca sie obok tej wielkiej i mrocznej rozwijajacej sie w lustrze.
Spojrz w otchlan, a zobaczysz, ze cos tam rosnie i siega do swiatla. I szepcze: Zrob to. To sie uda. Zaufaj mi.
O rany… Plan, ktory jest skuteczny, myslal. Prosty i zabojczy jak brzytwa. Ale wymaga czlowieka bez zasad, zeby w ogole o czyms takim pomyslal.
Czyli tutaj nie ma problemu.
Zabije pana, panie Gilt. Zabije pana naszym specjalnym sposobem, metoda szczura, oszusta i klamcy. Zabiore panu wszystko oprocz zycia. Zabiore panu pieniadze, reputacje i przyjaciol. Bede tkal wokol pana slowa, az zamkne pana w nich jak w kokonie. Nie zostawie nic, nawet nadziei…
Starannie dokonczyl golenie i starl z brody resztke piany. Krwi bylo calkiem niewiele.
— Mysle, ze dobrze mi zrobi solidne sniadanie, panie Pompa — rzekl. — Potem mam pare spraw do zalatwienia. A tymczasem czy moglbys mi znalezc miotle? Z porzadnymi brzozowymi witkami? Potem namaluj na kiju kilka gwiazdek.
Kiedy Moist schodzil na dol, przed prowizorycznymi ladami tloczyli sie ludzie. Jednak gwar ucichl, kiedy wszedl do hali. A potem zabrzmialy oklaski. Skinal glowa i pomachal wesolo, i natychmiast otoczyli go ludzie