— Nie ma szans. Dolara tygodniowo plus dodatkowo nie zmienie twojego zycia w pasmo nieszczesc, a zapewniam cie, moj Nobby, ze potrafie to zrobic na tak wiele drobnych sposobow…

Wciaz wiszac, Nobby probowal jakos sie w tym zorientowac.

— Czyli… bylbym takim jak gdyby glina, tak? — zapytal, usmiechajac sie chytrze.

— Tak jakby.

— Pierwszy Podejrzany mowi, ze dobrze jest byc glina, bo mozna zwijac towar i nikt czlowieka nie wykryje.

— Ma racje — przyznal Vimes.

— I jeszcze mowi, ze jak ktos cie wkurzy, mozesz mu przywalic i wrzucic na Tanty — ciagnal Nobby. — Jak urosne, chcialbym zostac glina.

— Kto to jest Pierwszy Podejrzany?

— Tak nasza mama nazywa Sconnera, naszego tate. Ehm… Forsa z gory, tak? — dodal z nadzieja.

— A jak myslisz?

— Aha. No tak. Czyli nie.

— Brawo. Ale cos ci powiem… — Vimes opuscil Nobby’ego na ziemie. Lekki jak piorko, pomyslal. — Chodz ze mna, maly.

Ankh-Morpork bylo pelne mezczyzn zyjacych na kwaterach. Kazdy, kto mial wolny pokoj, wynajmowal go. A oprocz cerowania i latania — co czynilo panne Battye jedna z najlepiej zarabiajacych szwaczek w miescie — potrzebowali jeszcze czegos, czego tradycyjnie dostarczaly kobiety. Potrzebowali karmienia.

Nie brakowalo wiec szybkich jadlodajni. Do jednej z nich zmierzal teraz Vimes. Podawano tam proste jedzenie dla prostych ludzi. Nie mialy menu. Czlowiek bral, co przed nim postawili, zjadal szybko i byl zadowolony, ze to dostal. Czy smakowalo? A kto by sie tym przejmowal! Dania mialy nazwy typu gulasz, gotowane wegorze, potrawka na sucharach, mokre nelli, opadek, billy z melasa… — solidne potrawy, ktore trzymaly sie zeber i po ktorych trudno bylo wstac z krzesla. Zwykle zawieraly sporo rzepy, nawet jesli nie powinny.

Wlokac za soba Nobby’ego, Vimes przecisnal sie do kontuaru. Na desce wypisano kreda „Ile Potrafisz Zjesc w Dziesiec Minut — 10 p”.

Tega kobieta z obnazonymi ramionami stala za lada przy kociolku, gdzie w szarej mazi plywaly nierozpoznawalne skladniki. Przyjrzala mu sie badawczo i zerknela na jego rekaw.

— Co moge dla pana zrobic, sierzancie? — spytala. — A co sie stalo z sierzantem Stukiem?

— Czesto tu bywa, prawda? — odgadl Vimes.

— Na obiad i na kolacje.

Jej mina mowila wszystko: bierze dokladki i nigdy nie placi.

Vimes podniosl Nobby’ego.

— Widzi go pani?

— To malpka? — zdziwila sie kobieta.

— Ha, ha, ha, bardzo smieszne — steknal Nobby, gdy Vimes znow go postawil.

— Bedzie tu przychodzil raz dziennie na jeden solidny posilek. Tyle, ile potrafi zjesc za dziesiec pensow.

— Tak? A kto zaplaci, jesli wolno spytac?

— Ja. — Vimes polozyl na ladzie pol dolara. — To za piec dni z gory. Co dzis pani poleca? Gulasz? Od tego wyrosna mu wlosy na piersi, kiedy juz bedzie mial piers. Prosze mu podac pelna miske. Moze pani stracic na tym interesie.

Pchnal Nobby’ego na lawe, postawil przed nim miske z czyms tlustym, a sam usiadl naprzeciwko.

— Powiedziales, ze dama — rzekl. — Nie probuj mnie wykiwac, Nobby.

— Musze sie tym dzielic, sierzancie? — Nobby siegnal po drewniana lyzke.

— Wszystko dla ciebie. Pilnuj, zeby nie zostawic ani odrobiny. Pozniej moze czeka cie proba — odparl Vimes. — Kobieta, mowiles.

— Lady Meserole, sierzancie — oswiadczyl niewyraznie Nobby z ustami pelnymi jarzyn i sosu. — Elegancka dama. Wszyscy nazywaja ja madame. Pare miesiecy temu przyjechala z Genoi.

— A kiedy cie wynajela?

— Dzis rano, sierzancie.

— Co? Po prostu zatrzymala cie na ulicy?

— Ehm… Mam z nia taka ogolna umowe, sierzancie.

Vimes spojrzal groznie. To bylo lepsze niz slowa. Nobby zaczal wiercic sie niespokojnie.

— Bo chodzi o to, sierzancie, ze ona… no, przylapala mnie w zeszlym miesiacu, jak obrabialem jej torebke. Niech to pieklo, sierzancie, ma cios jak kopniecie mula! Kiedy juz wrocilem do siebie, zaczelismy gadac i ona powiedziala, ze taki bystry chlopak jak ja moze sie przydac jako takie niby ucho na ulicy.

Vimes nadal patrzyl groznie, ale zrobilo to na nim wrazenie. Mlody Nobby byl utalentowanym kieszonkowcem. Kazdy, kto przylapal go na goracym uczynku, musial byc naprawde szybki. Podkrecil wiec srogosc spojrzenia.

— No dobra, sierzancie… Powiedziala, ze odda mnie Dziennej Strazy, jesli sie nie zgodze — ustapil Nobby. — A jesli jakis wysoko urodzony zlozy skarge, to czlowiek od razu trafia na Tanty.

To smutna rzeczywistosc. Znowu prywatne prawa.

— Nie chce siedziec na Tantach, sierzancie. Tam jest Sconner.

A Sconner lamal ci rece, przypomnial sobie Vimes.

— No wiec czemu ta elegancka dama sie mna interesuje, Nobby? — zapytal na glos.

— Prosze nie pytac. Opowiedzialem jej, sierzancie, o tej wiezniarce, o Niewymownych i calej reszcie. Stwierdzila, ze brzmi to fascynujaco. A Rosie Palm placi mi nedznego pensa dziennie, zeby miec pana na oku. Aha, i jeszcze kapral Snubbs z Kablowej daje pol pensa, zeby pana obserwowac, ale co to dzisiaj jest pol pensa, wiec dosc rzadko pana dla niego obserwuje. No i mlodszy kapral Coates. Od niego tez dostaje pensa.

— Czemu?

— Nie wiem. Poprosil mnie dzisiaj rano. Taka pensowa robotka. — Nobby czknal poteznie. — Lepsze przy wyjsciu niz przy wejsciu, co, sierzancie? A dla pana, sierzancie, kogo mam pilnowac?

— Mnie — oswiadczyl Vimes. — Jesli zdolasz mnie umiescic w swoim napietym planie zajec.

— Chce pan, zebym za panem chodzil?

— Nie. Masz mi tylko powtarzac, co ludzie o mnie mowia. Uwazac, kto jeszcze mnie sledzi. Tak jakby pilnowac mi plecow.

— Jasne!

— Dobrze. I jeszcze jedno, Nobby.

— Tak, sierzancie? — Nobby nadal pracowal lyzka.

— Oddaj moj notes, moja chusteczke i cztery pensy, ktore zwinales mi z kieszeni.

Nobby, pryskajac gulaszem, otworzyl usta, by zaprotestowac, ale zauwazyl blysk w oku Vimesa. Bez slowa wyjmowal kolejne przedmioty z licznych i strasznych kieszeni.

— No i dobrze. — Vimes wstal. — Z pewnoscia nie musze ci tlumaczyc, Nobby, co sie stanie, jesli znow sprobujesz ze mna tej starej sztuczki? Prawda, Nobby?

— Nie, sierzancie — zapewnil Nobby ze spuszczona glowa.

— Chcesz jeszcze dolewke? Nie krepuj sie. Ja musze wracac do pracy.

— Moze pan na mnie polegac, sierzancie!

To zabawne, uznal Vimes, kiedy wracal na posterunek, ale zapewne naprawde moge na nim polegac. Nobby ukradnie wszystko i oszuka kazdego, ale nie jest zlym chlopakiem. Mozna mu powierzyc wlasne zycie, lecz tylko glupek powierzylby mu dolara.

Od ulicznego handlarza kupil cienkie panatelle Pantweeda. Noszenie ich w zwyklym tekturowym pudelku wcale nie wydawalo sie wlasciwe.

Kiedy wszedl na posterunek, w glownej sali panowal gwar. Straznicy stali w malych grupkach. Sierzant Stuk zauwazyl Vimesa i podszedl.

— Nieprzyjemna sprawa, sir — powiedzial z najlzejsza tylko sugestia usmieszku. — W nocy mielismy wlamanie.

— Naprawde? — spytal Vimes. — Co ukradli?

— Nie mowilem, ze cos ukradli, sir — zauwazyl niewinnie sierzant.

Вы читаете Straz nocna
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату