— No nie, nie mowiliscie — zgodzil sie Vimes. — To tylko ja pospiesznie wyciagnalem cos, co nazywamy wnioskiem. Czy zatem cokolwiek ukradli, czy wlamali sie, zeby zostawic pudelko czekoladek i grzecznosciowy koszyk owocow?

— Ukradli srebrny kalamarz kapitana — wyjasnil Stuk, nieczuly na sarkazm. — I to byla robota kogos stad, jesli chce pan poznac moja opinie. Drzwi na gore byly wywazone, ale zewnetrzne nie. To musial zrobic straznik!

Vimesa zaskoczyla okazana fachowosc w dziedzinie analizy sladow.

— Cos podobnego? Straznik i kradziez?

— Tak, straszna historia — odparl z przejeciem Stuk. — Zwlaszcza ze wczoraj pokazal nam pan wlasciwa droge, zeby byc uczciwym i w ogole. — Spojrzal ponad ramieniem Vimesa i krzyknal: — Bacznosc! Oficer obecny!

Tilden schodzil po schodach. Zapadla cisza i slychac bylo tylko jego niepewne kroki.

— Jakies wiesci, sierzancie? — zapytal.

— Jak dotad nic, sir — odpowiedzial Stuk. — Mowilem wlasnie sierzantowi Keelowi, jaka straszna rzecz sie wydarzyla.

— Wiecie, byl grawerowany — wyznal zalosnie Tilden. — Wszyscy w regimencie zlozyli sie po tyle, na ile bylo ich stac. To naprawde… smutne.

— Tylko prawdziwy sukinsyn moglby ukrasc cos takiego. Prawda, sierzancie? — rzucil Stuk.

— Zgadzam sie calkowicie — odparl Vimes. — Widze, ze dobrze zorganizowaliscie poszukiwania. Sprawdzaliscie wszedzie?

— Wszedzie oprocz osobistych szafek. To nie jest cos, co robimy bez wahania, takie przetrzasanie czyichs szafek. Ale teraz wszyscy jestesmy juz obecni i jest kapitan Tilden, ktory dopilnuje, zeby wszystko odbylo sie jak nalezy. Wiec choc to nieprzyjemne, musze pana prosic, kapitanie, o zgode na przetrzasniecie.

— Tak, tak, jesli trzeba… — Tilden westchnal. — Po prawdzie to niehonorowo, wiecie.

— W takim razie uwazam, sir, dla pokazania, ze dzialamy uczciwie, najpierw powinnismy przeszukac szafki sierzantow, czyli nasze. W ten sposob nikt nam nie zarzuci, ze nie traktujemy sprawy powaznie.

— Dajcie spokoj, sierzancie. — Tilden usmiechnal sie lekko. — Nie sadze, zeby ktos was podejrzewal.

— Nie, sir. Sprawiedliwosc musi byc. Damy dobry przyklad, co, sierzancie Keel?

Vimes wzruszyl ramionami. Stuk wyszczerzyl zeby, wyciagnal pek kluczy i skinal na mlodszego kaprala Coatesa.

— Czyn honory, Ned — polecil rozpromieniony. — Ja pierwszy, naturalnie.

Drzwiczki stanely otworem. Zawartosc szafki Stuka stanowila zwykly brudny balagan, typowy dla wszystkich szafek we wszystkich szatniach. Z cala pewnoscia nie bylo tu srebrnego kalamarza. Gdyby byl, po jednym dniu by poczernial.

— Dziekuje. A teraz sierzant Keel, Ned.

Stuk wpatrywal sie w Vimesa z przyjaznym usmiechem, gdy policjant grzebal kluczem w zamku. Vimes odpowiadal mu spojrzeniem tak pozbawionym wyrazu, jak czysta tablica. Drzwiczki zaskrzypialy i otworzyly sie.

— Och, jej… Co my tu mamy? — rzucil Stuk, nie zadajac sobie nawet trudu, by popatrzec.

— To worek, sierzancie — zameldowal Coates. — A w srodku jest cos ciezkiego.

— Cos takiego… — Stuk wciaz wpatrywal sie w Vimesa. — Otworz go, moj chlopcze. Delikatnie. Nie chcemy przeciez niczego uszkodzic, prawda?

Zaszelescil jutowy material.

— Eee… To polowka cegly, sierzancie — oznajmil Coates.

— Co?

— Pol cegly, sir.

— Zbieram na dom — wyjasnil Vimes.

Jeden czy dwoch ludzi zachichotalo cicho, ale ci bystrzejsi nagle wygladali na zaniepokojonych.

Wiedza, pomyslal Vimes. No coz, chlopcy, witajcie w ruletce Vimesa. Zakreciliscie kolem, a teraz musicie zgadywac, gdzie potoczy sie kulka.

— Jestes pewny? — Stuk zajrzal do otwartej szafki.

— Zwykly worek, sierzancie — zapewnil Ned. — A w srodku polowka cegly.

— Jest tam ruchomy panel albo co? — dopytywal sie zdesperowany Stuk.

— Jak to, sierzancie? W worku?

— No, to nasze szafki mamy zalatwione. — Vimes zatarl rece. — Kto nastepny, sierzancie Stuk?

Kulka sie toczy, ktoz odgadnie, gdzie stanie, w ktora dziurke wpadnie…

— Wie pan, osobiscie uwazam, ze kapitan ma racje. Nie wydaje mi sie, zeby ktos z naszych ludzi mogl… — zaczal Stuk i urwal.

Spojrzeniem Vimesa mozna by wbijac nity.

— Sadze, sierzancie, ze skoro juz zaczelismy, nalezy dokonczyc — stwierdzil Tilden. — Tego wymaga uczciwosc.

Vimes podszedl do Coatesa i wyciagnal reke.

— Klucze — powiedzial.

Coates rzucil mu niechetne spojrzenie.

— Klucze, mlodszy kapralu — powtorzyl Vimes.

Wzial je z dloni Coatesa i stanal przed rzedem szafek.

— No dobrze — rzucil. — Zacznijmy od dobrze znanego arcyzbrodniarza, mlodszego funkcjonariusza Vimesa…

Otwieraly sie jedne drzwiczki po drugich. Szafki, byc moze interesujace dla kogos studiujacego zapach niepranych ubran oraz drobnych organizmow wyrastajacych na zapomnianych skarpetach, nie ujawnily jednak ani jednego srebrnego kalamarza.

Odkryto za to „Milosne przygody Molly Klaper” w szafce kaprala Colona. Vimes patrzyl na prymitywne ryciny jak na dawno zapomnianych przyjaciol. Pamietal te ksiazke; krazyla po posterunku przez lata. Jako mlody czlowiek wiele sie nauczyl z tych ilustracji, choc wiele z tego, czego sie nauczyl, okazalo sie pozniej bledne.

Na szczescie kapitan Tilden niczego nie zauwazyl. Vimes wcisnal wybrudzona ksiazke na polke i zwrocil sie do Colona, ktorego uszy plonely czerwienia.

— Studiujesz teorie, Fred? Bardzo slusznie. Nauka wiedzie do perfekcji.

W koncu stanal przed szafka Coatesa. Straznik wpatrywal sie w niego jak jastrzab.

Podrapane drzwiczki skrzypnely. Wszyscy z ciekawoscia wyciagneli szyje. W szafce byl plik starych notesow, jakies cywilne ubranie i nieduzy worek czegos, co — wysypane na podloge — okazalo sie brudnymi ciuchami do prania.

— Zaskoczony? — zapytal mlodszy kapral.

Nawet w polowie nie tak jak ty, pomyslal Vimes.

Mrugnal do Coatesa i odwrocil sie.

— Czy moge zamienic z panem slowko w panskim gabinecie, kapitanie?

— Tak, sierzancie, chyba tak. — Tilden rozejrzal sie po sali. — O bogowie…

Vimes dal dowodcy chwile, by wspial sie na schody, po czym ruszyl za nim i taktownie zamknal za soba drzwi gabinetu.

— Slucham, sierzancie? — Tilden osunal sie na fotel.

— Czy szukal pan wszedzie, sir?

— Oczywiscie, czlowieku!

— Chodzi mi o to, sir, ze moze schowal pan go do szuflady? A moze do sejfu?

— Na pewno nie! Czasami zamykam go do sejfu w weekendy, ale… jestem pewien, ze wczoraj tego nie zrobilem.

Vimes dostrzegl subtelna niepewnosc. Wiedzial, ze zle postepuje. Tilden mial juz prawie siedemdziesiat lat, a w tym wieku czlowiek uczy sie traktowac swoja pamiec jak tylko przyblizony przewodnik po wydarzeniach.

— Przekonalem sie, sir, ze kiedy czlowiek zapracowany ma bardzo wiele pilnych spraw, czasami robi cos, co potem wypada mu z pamieci.

Wiem, ze ja tak mam, dodal w myslach. Moge polozyc klucze od domu w pustym pokoju i nie znalezc ich

Вы читаете Straz nocna
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату