I to wszystko, na szczescie. Po chwili namyslu Polly starannie zmoczyla list, potem wysuszyla szybko nad dogasajacym ogniem i wsunela do kieszeni wypranej koszuli. Bluza moze ja skarcic, ze nie wyjela go przed praniem, ale watpila w to.

Liczacy koce z nowym systemem ksiegowania… Podporucznik od osmiu lat, na wojnie, gdzie awanse bywaja bardzo szybkie. Czlowiek, ktory ujmowal w cudzyslow kazde slowo czy fraze, ktore uwazal za chocby odrobine bardziej potoczne. Odkurzal „techniki szermiercze”. Tak krotkowzroczny, ze kupil konia od Jacka Slackera, ktory wedrowal po wszystkich kacikach okazji na konskich targach i sprzedawal wymeczone chabety, gubiace noge, zanim nabywca dojechal na nich do domu.

Nasz dowodca…

Przegrywali w tej wojnie. Wszyscy o tym wiedzieli, ale nikt nie chcial powiedziec glosno. Calkiem jakby to sie naprawde nie dzialo, dopoki nie zostanie nazwane. Przegrywali wojne, a ten oddzial, niewyszkolony i niesprawdzony, walczacy w butach poleglych, mogl tylko pomoc przegrac ja szybciej. Polowa z nich to dziewczyny! Z powodu jakiejs glupiej piosenki Kukula rusza na wojne, zeby odszukac ojca swojego dziecka, a to dla dziewczyny nawet w czasie pokoju dramatyczna misja. Loft wlecze sie za swoim chlopakiem, co prawdopodobnie bedzie romantyczne az do piatej minuty pierwszej bitwy… Ona sama…

…no tak. Ona tez slyszala te piosenke. Co z tego? Paul to przeciez jej brat. Zawsze sie nim opiekowala, nawet kiedy byla jeszcze calkiem mala. Mama zawsze miala duzo zajec w Ksieznej, wiec Polly zostala starsza siostra dla brata, w rzeczywistosci starszego od niej o pietnascie miesiecy. Nauczyla go wycierac nos, nauczyla stawiac litery, chodzila i znajdowala, kiedy okrutniejsi chlopcy gubili go w lesie. Bieganie za Paulem bylo obowiazkiem, ktory stal sie nawykiem.

I jeszcze… No, to nie byl jedyny powod. Kiedy umrze ojciec, Pod Ksiezna bedzie stracona dla jej galezi rodziny, jesli nie pozostanie meski potomek, ktory moglby ja odziedziczyc. Takie bylo prawo, jasne i oczywiste. Prawo nugganiczne stwierdzalo, ze mezczyzni moga dziedziczyc „Rzeczy Meskie”, takie jak ziemia, budynki, pieniadze i wszystkie zwierzeta domowe oprocz kotow. Kobiety dziedziczyly „Rzeczy Kobiece”, to znaczy przede wszystkim bizuterie osobista i kolowrotki. Na pewno nie mogly odziedziczyc duzej i znanej gospody.

Pod Ksiezna trafi wiec do Paula, jesli bedzie zyl, a jesli nie, moze ja dostac maz Polly, jesli bedzie zamezna. A ze nie odpowiadala jej taka perspektywa, potrzebowala brata. Paul moze z radoscia przez reszte zycia dzwigac beczki, a ona pokieruje Ksiezna. Ale jesli zostanie sama — kobieta bez mezczyzny — najlepsze, na co moze liczyc, to zgoda, by nadal tam mieszkala. Prawo wlasnosci przypadnie kuzynowi Vlopo, ktory jest pijakiem.

Oczywiscie, nie byl to zasadniczy powod. Absolutnie. Ale jednak jakis powod. A zasadniczym powodem byl po prostu Paul. Zawsze umiala go znalezc i przyprowadzic do domu.

Spojrzala na trzymane w dloniach czako. Byly rowniez helmy, ale poniewaz wszystkie mialy otwory po strzalach albo wyrabane szablami szczeliny, caly oddzial bez slowa zdecydowal sie na miekkie czapki. Czlowiek ginie i tak, ale w ten sposob przynajmniej unika bolu glowy. Na czaku umocowano odznake regimentu — plonacy ser. Polly miala nadzieje, ze pewnego dnia dowie sie dlaczego.

Wlozyla czako na glowe, siegnela po swoj plecak, nieduzy tobolek z praniem i wyszla w ciemnosc. Ksiezyc zniknal, powrocily chmury. Zanim przeszla przez rynek, byla juz calkiem przemoczona — deszcz padal niemal poziomo.

Pchnela drzwi gospody i w migotliwym blasku swiecy zobaczyla… chaos. Ubrania rozrzucone na kamieniach, otwarte szafki… Jackrum schodzil po schodach z kordem w jednej rece i latarnia w drugiej.

— Aha, Perks, to ty… — stwierdzil. — Wymietli tu wszystko i spieprzyli. Nawet Molly. Slyszalem, jak uciekaja. Po odglosach sadzac, pchali wozek. A co ty tu robisz?

— Jestem ordynansem, sierzancie. — Polly strzasnela wode z czaka.

— A, no tak. W takim razie idz i go obudz. Chrapie jak tartak. Mam nadzieje, ze lodz jeszcze czeka.

— A dlaczego oni spie… zwiali, sierzancie? — spytala Polly.

Motyla noga, pomyslala. Jak juz przychodzi co do czego, ja tez nie umiem klac.

Ale sierzant chyba nie zwrocil na to uwagi. Spojrzal na nia z dezaprobata juz nawet nie staroswiecka, ale wrecz prehistoryczna.

— Cos do nich na pewno dotarlo — uznal. — Oczywiscie wygrywamy te wojne, jak wiesz.

— Och… Aha. I oczywiscie w ogole nie zagraza nam inwazja — odpowiedziala Polly z rownie przesadna intonacja.

— Bardzo slusznie — zgodzil sie Jackrum. — Pogardzam tymi zdradzieckimi tchorzami, ktorzy chca, bysmy uwierzyli, ze lada dzien potezna armia przetoczy sie przez nasz kraj.

— Ehm… Kapral Strappi sie nie znalazl, sierzancie?

— Nie. Ale nie zajrzalem jeszcze pod kazdy kamien… Pst!

Polly zamarla, wytezajac sluch. Tetent kopyt rozbrzmiewal coraz glosniej, zmienial sie ze stukania w dzwieczne dzwonienie podkow na bruku.

— Patrol kawalerii! — szepnal Jackrum i szybko odstawil latarnie na kontuar. — Szesc, moze siedem koni.

— Nasz?

— Piekielnie watpie.

Stukot zwolnil i ucichl przed gospoda.

— Zagaduj ich… — rzucil Jackrum, schylil sie i zasunal sztabe drzwi. Potem odwrocil sie i odszedl na zaplecze.

— Co? Ale o czym? — szepnela Polly. — Sierzancie?

Jackrum zniknal. Uslyszala za drzwiami jakies szepty, a potem mocne pukanie. Zrzucila kurtke, zerwala z glowy czako i cisnela je za bar. Teraz przynajmniej nie byla juz zolnierzem. A kiedy drzwi zatrzesly sie w zawiasach, zobaczyla cos bialego lezacego wsrod balaganu. To byla straszliwa pokusa…

Drzwi ustapily po drugim uderzeniu, ale zolnierze nie weszli od razu. Lezac za barem i usilujac wciagnac halke na podwiniete spodnie, Polly probowala domyslic sie czegos z odglosow. O ile potrafila odczytac szelesty i stukania, kazdemu czekajacemu przy drzwiach i planujacemu zasadzke byloby krotko, ale smiertelnie przykro. Starala sie policzyc zolnierzy — bylo co najmniej trzech. W pelnej napiecia ciszy zaszokowal ja calkiem spokojny glos.

— Slyszelismy, jak ktos zasuwa sztabe. To znaczy, ze gdzies tu jestes. Nie utrudniaj sobie zycia i wyjdz. Nie chcielibysmy tam wchodzic, zeby cie znalezc.

Ja tez bym nie chciala, pomyslala Polly. Nie jestem zolnierzem! Idzcie sobie!

Ale nastepna jej mysl brzmiala: Jak to nie jestes zolnierzem? Wzielas szylinga i pocalowalas obrazek.

I nagle ktos siegnal reka pod barem i chwycil ja… Przynajmniej nie musiala sama decydowac.

— Nie! Prosze! Niech mi pan nie robi krzywdy! Wystraszylam sie tylko! Prosze!

Jednak pewna wewnetrzna… skarpetowosc budzila uczucie wstydu i Polly miala ochote kopac.

— Na bogow, co to takiego?! — zawolal kawalerzysta. Postawil ja na nogach i ogladal, jakby byla eksponatem na wystawie.

— Polly, prosze pana. Barmanka, prosze pana. Tylko ze wszyscy odjechali i mnie zostawili!

— Nie wrzeszcz tak, dziewczyno!

Polly kiwnela glowa. Nie chciala przeciez, zeby Bluza zbiegl teraz po schodach ze swoja szabla i „Fechtunkiem dla poczatkujacych”.

— Tak, prosze pana — pisnela.

— Barmanka, tak? No to trzy kufle tego, co pewnie nazywasz waszym najlepszym piwem.

To przynajmniej mogla zalatwic automatycznie. Zauwazyla kufle pod barem, a beczki miala za soba. Piwo bylo cienkie i ostro pachnace, ale raczej nie rozpusciloby pensa.

Kawalerzysta przygladal sie, jak napelnia kufle.

— Co sie stalo z twoimi wlosami? — zapytal.

Polly byla przygotowana.

— Scieli je, prosze pana, bo sie usmiechnelam do zlobenskiego zolnierza.

— Tutaj?

— W Droku, prosze pana. — Bylo to miasteczko lezace o wiele blizej granicy. — I moja mama powiedziala, ze przynosze wstyd rodzinie, wiec przyslali mnie tutaj, prosze pana.

Rece jej sie trzesly, kiedy stawiala kufle na barze. Prawie nie udawala. Prawie… ale jednak troche.

Вы читаете Potworny regiment
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату