Polly pomyslala o swoich lokach, zaginionych teraz, glaskanych pewnie przez Strappiego. Ale desperacja ozywila jej pamiec.
— One wygladaly w wiekszosci na starsze kobiety — powiedziala szybko. — Nosily chustki na glowie i kwefy. Na pewno Igori… Igor cos zorganizuje, sir.
— My, Igory, jeftefmy bardzo pomyflowe — zgodzila sie Igorina. Wyjela spod kurtki czarny skorzany futeral. — Dziefiec minut z igla, tyle tylko mi trzeba, sir.
— Stare kobiety potrafie zagrac wrecz doskonale.
Tak szybko, ze Polly az podskoczyla, wyciagnal przed siebie obie rece z palcami zgietymi jak szpony, wykrzywil twarz w grymasie oblakanego debilizmu i zaskrzeczal:
— Lo ja nieszczesna! Loj, moje biedne nogi! Nic dzisiaj nie jest takie jak dawniej! Laboga!
Za jego plecami sierzant Jackrum ukryl twarz w dloniach.
— Niesamowite, sir — uznal Maladict. — Nigdy jeszcze nie widzialem takiej transformacji.
— Moze jednak troche mniej stare, sir? — zaproponowala Polly. Bluza przypominal jej ciotke Hattie po dwoch trzecich kieliszka sherry.
— Tak myslisz? Hm…
— I jesli… no… jesli pan spotka straznika, sir, stara kobieta na ogol nie probuje, nie probuje…
— …sie migdalic — szepnal Maladict, ktorego umysl najwyrazniej pedzil w dol tego samego straszliwego zbocza.
— …sie migdalic — dokonczyla Polly, a po chwili namyslu dodala: — Chyba ze wypila kieliszek sherry.
— I naprawde fugeruje, zeby sie pan ogolil, fir.
— Slusznie — zgodzila sie. — Przygotuje narzedzia, sir.
— Ano tak. Oczywiscie. Nieczesto spotyka sie stare kobiety z broda, co? Z wyjatkiem mojej ciotki Partenopy, o ile sobie przypominam. I tego… czy ktorys z was nie ma moze dwoch balonow?
— Ehm… Po co, sir? — zdziwila sie Stukacz.
— Obfite lono zawsze budzi wesolosc — odparl Bluza. Spojrzal na krag twarzy. — Myslicie, ze to nie jest dobry pomysl? Dostalem dlugie brawa jako wdowa Trzesiawka w „Szkoda, ze ona jest drzewem”. Nie?
— Sadze, ze Igor potrafi zszyc cos bardziej realistycznego, sir.
— Naprawde? No, jesli tak uwazacie… — Bluza ustapil smetnie. — Pojde i wczuje sie w role.
Zniknal w jedynym osobnym pokoju w budynku. Po kilku sekundach uslyszeli stamtad „Laboga! Moje biedne nogi!” w roznych tonacjach zgrzytliwosci.
Oddzial zbil sie w ciasna grupe.
— O co w tym chodzilo? — zapytala Stukacz.
— Mowil o teatrze — wyjasnil Maladict.
— Co to takiego?
— Obrzydliwosc dla Nuggana, oczywiscie. Za dlugo by tlumaczyc, drogie dziecko. To ludzie udajacy innych ludzi, aby opowiedziec historie w wielkiej sali. Inni ludzie siedza, ogladaja ich i jedza czekolade. Bardzo, bardzo obrzydliwe.
— Widzialem kiedys w miescie przedstawienie z Judy i Punchem — wyznala Kukula. — A potem tego czlowieka gdzies powlekli i stalo sie to Obrzydliwoscia.
— Pamietam… — rzekla Polly.
Krokodyle nie powinny byc chyba pokazywane, jak zjadaja postacie przedstawicieli wladzy, chociaz prawde mowiac, az do przedstawienia kukielkowego nikt w miasteczku chyba nie mial zadnego pojecia o krokodylach. Ten fragment, w ktorym klaun bije zone, takze stanowil Obrzydliwosc, poniewaz uzywal kija grubszego niz przepisowy jeden cal.
— Porucznik nie przetrwa pieciu minut — stwierdzila. — Wiecie przeciez.
— Tak, ale nie chce fluchac glofu rozfadku — odparla Igorina. — Zrobie, co moge z nozyczkami i igla, zeby zmienic go w kobiete, ale…
— Igorino, kiedy to ty mowisz, w mojej glowie powstaja bardzo dziwne obrazy — wyznal Maladict.
— Przeprafam.
— Mozesz sie za niego pomodlic, Lazer? — poprosila Polly.
Lazer poslusznie przymknela na chwile oczy i zlozyla dlonie.
— Ona mowi — powiedziala niesmialo — ze tym razem indyk nie wystarczy.
— Laz… Czy ty naprawde…
Polly urwala, widzac wpatrzona w siebie, rozpromieniona twarzyczke.
— Tak — potwierdzila Lazer. — Naprawde rozmawiam z ksiezna.
— Tak, pewnie, tez tak kiedys mialem — burknela Stukacz. — Blagalem ja kiedys. Ta glupia twarz patrzyla tylko i nic nie zrobila. Nigdy niczego nie powstrzymala. Wszystko to… wszystko glupie… — Dziewczyna urwala. Zbyt wiele slow blokowalo jej mysli. — Zreszta dlaczego mialaby odpowiadac akurat tobie?
— Bo ja slucham — odparla cicho Lazer.
— I co ona mowi?
— Czasami tylko placze.
— Placze?
— Poniewaz ludzie pragna tylu roznych rzeczy, a ona niczego nie moze im dac. — Lazer rzucila im jeden z tych swoich usmiechow, ktore rozjasnialy pokoj. — Ale bedzie dobrze, kiedy tylko znajde sie we wlasciwym miejscu — dodala.
— No to w porzadku — zaczela Polly, w obloku glebokiego zaklopotania, ktore wzbudzila w niej Lazer.
— Tak, w porzadku — zgodzila sie Stukacz. — Tylko do nikogo nie bede sie modlic, jasne? Nie podoba mi sie to, Laz. Porzadny z ciebie dzieciak, ale nie lubie twojego usmiechu… — Urwala. — No nie…
Polly popatrzyla na Lazer, na te twarz szczupla, o ostrych rysach, podczas gdy ksiezna na obrazku przypominala raczej przekarmionego turbota… Ale teraz ten usmiech… ten usmiech…
— Mam tego dosyc! — warknela Stukacz. — Przestan natychmiast! Dreszczy od tego dostaje! Ozz, niech ona… niech on przestanie tak sie usmiechac!
— Uspokojcie sie wszyscy… — zaczela Polly.
— Tak jest! Zamknijcie sie, do demona! — odezwal sie Jackrum. — Czlowiek nie slyszy nawet, jak zuje. Sluchajcie, wszyscy jestescie nerwowi. To sie zdarza. Lazer dostal przed walka ataku religijnosci. To tez sie zdarza. A co trzeba zrobic? Zachowac to wszystko dla przeciwnika. Uspokojcie sie. To jest to, co my w wojsku nazywamy rozkazem. Zrozumiano?
— Perks! — rozleglo sie wolanie Bluzy.
— Lepiej sie pospiesz — poradzil Maladict. — Pewnie trzeba mu zawiazac gorset.
Bluza siedzial na tym, co zostalo z krzesla.
— Jestes, Perks. Golenie poprosze.
— Och… Myslalem, ze reke ma pan juz zdrowa, sir.
— No… tak. — Bluza byl wyraznie zaklopotany. — Ale jest pewien klopot, Perks. Wyznam ci szczerze: nigdy tak naprawde sam sie nie golilem. Mialem czlowieka, ktory to dla mnie robil w szkole, a potem w wojsku ordynansa na spolke z Blitherskitem. Proby, ktore podejmowalem samodzielnie, konczyly sie dosc krwawo. Nigdy wlasciwie o tym nie myslalem, poki nie znalazlem sie w Plotzu i… nagle to bylo krepujace.
— Przepraszam, sir.
To byl dziwny swiat…
— Pozniej udzielisz mi moze kilku wskazowek — ciagnal Bluza. — Trudno nie zauwazyc, ze zawsze jestes gladko ogolony. General Froc by cie pochwalil. Slyszalem, ze jest bardzo przeciwny wszelkim bokobrodom.
— Jak pan sobie zyczy, sir — odparla Polly.
Demonstracyjnie naostrzyla brzytwe. Moze uda sie jej ograniczyc tylko do kilku drobnych skaleczen…
— Myslisz, ze powinienem miec czerwony nos? — spytal Bluza.
— Prawdopodobnie, sir.
Sierzant wie o mnie, myslala Polly. Jestem tego pewna. Wiem, ze tak. Dlaczego nic nie mowi?
— Prawdopodobnie, Perks?
— Co? Och… nie. Dlaczego czerwony nos, sir? — Polly energicznie nalozyla piane.
— Wygladalbym moze — pff! — bardziej zabawnie.